— W takim razie... — uśmiechnął się do niej zadziornie i usiadł tuż obok brzegu, którego trzymała się samiczka. Był w pewnym sensie gotowy rzucić się jej na pomoc gdyby cokolwiek jej zagrażało. Pomimo tej maski twardziela i osoby, której na niczym nie zależy, wiedział iż odpowiedzialność za suczkę ciąży na nim. W końcu to on namówił ją na wspólny wypad do miasta, a ona się na to zgodziła. Nie pytali rodziców, oni o niczym nie wiedzieli. Mojito w pewnym sensie wiedział, że jeśli cokolwiek stałoby się Hebe to on poniósłby za to konsekwencje od swoich rodziców, a ojciec suczki zapewne by go rozszarpał.
Mojito widząc jednak, że suczka nieco szamocze się w wodzie i mimo wszystko ma drobne problemy z wydostaniem się z niej, wstał i zbliżył się do niej. Nie uprzedzając chwycił ją delikatnie za kark i pomógł wdrapać na brzeg.
— Dałabym sobie radę. — mruknęła niezadowolona suczka, samiec wyczuł w tym mimo wszystko nutę podziękowania za pomoc. Ona nie umiała być zła na niego. Przynajmniej on nigdy jej takiej nie widział.
— Nie ma za co. — rzucił tylko w odpowiedzi i ruszył dalej. Hebe jeszcze chwilę stała, ale zaraz później podbiegła do Mojito dotrzymując mu teraz kroku.
W trakcie ich wędrówki bywały momenty, że stykali się swoimi bokami. Kątem oka widział, że Hebe czuje się z tym trochę niezręcznie, aczkolwiek bezpieczniej. Jemu jakoś to nie przeszkadzało. Wbrew wszelkim pozorom, towarzystwo suczki bardzo mu się podobało. Owszem, na początku ich znajomości nie darzył jej zbyt wielką sympatią, lecz jego odczucia wobec niej zmieniały się wraz z wiekiem białego szczenięcia. Nie chciał jednakże zbytnio okazywać jej swoich uczuć.
— Już prawie jesteśmy w mieście. — uśmiechnął się przyszły alfa. Hebe jednak nie mogła tego zauważyć. Mimo iż znajdowali się tak blisko siebie, przez ciemność ledwo dostrzegali czubki swoich własnych nosów. Mojito zatrzymał się i spojrzał na swoją towarzyszkę trochę z góry, był od niej bowiem niewiele wyższy. Z oddali było widać światła w domach oraz świecące się latarnie przy ulicach.
— No to dalej! — zaśmiała się Hebe i ruszyła przodem w kierunku oświetlonej miejscowości. Mojito uśmiechnął się. Cieszył go fakt, że suczka zmienia swoje podejście do rozkazów dorosłych. Imponowało to przyszłemu alfie, wręcz mu się to podobało. Potrząsnął głową i ruszył za nią. Mojito skoczył na swoją towarzyszkę, razem sturlali się z pagórka w dół, w stronę miasta. Zatrzymali się jednak stosunkowo wcześnie, bo nie przy najbliżej latarni, a na czymś włochatym.
— A co dwa szczeniaki robią o tak późnej porze same w mieście? — usłyszeli głos nad nimi. Mojito spojrzał w kierunku, z którego dobiegał męski głos, spod Hebe, która na nim leżała. Ujrzał rudo-białego psa, wyglądającego zupełnie inaczej niż psy, które znał ze stada. Hebe zeskoczyła z białego szczenięcia.
— Boris... — usłyszeli nagle, a po chwili z ciemności wyłonił się inny pies, tym razem czarno-biały. — Zostaw tę dwójkę w spokoju. — rzucił samiec. Pies nazwany Borisem warknął tylko i gdzieś odszedł. Przez chwilę mruczał jeszcze coś pod nosem, ale przestał gdy drugi pies ruszył za nim i coś na niego warczał. Mojito spojrzał na Hebe.
— Nie zwracajmy na nich uwagi może i... — zastanowił się przez chwilę. — I chodźmy nad fiord. — dokończył, uśmiechając się do swojej towarzyszki. Uśmiechem próbował zamaskować swoje zaniepokojenie. Chciał ukryć to, że przestraszył się pierwszego z psów. Wiedział, że musiałby bronić i siebie, i córki bet, a przecież on był szczenięciem, podczas gdy jego niedoszły rywal dorosłym psem.
< Hebe? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz