Od Maerose CD. Earla

   Wyprostuj się. Uważaj na to, jak idziesz, ale jednocześnie nie gap się cały czas na swoje łapy. Uśmiechaj się, psy lubią, gdy się do nich uśmiecha - zwłaszcza, gdy jest się próbującą wywrzeć na wszystkich jak najlepsze wrażenie młodą suczką, a do tego córką Alf. Bądź damą, jesteś w końcu księżniczką. Chcesz zajść jak najdalej, musisz do tego dążyć przez całe swoje życie, nawet jako tak młode szczenię.
   Bycie Maerose było trudne, zwłaszcza, gdy codziennie słuchało się tego głosiku w głowie. Ale ten głosik miał rację. To ona była głupiutkim szczenięciem i czasem nie potrafiła z nim współpracować.
   Na przykład teraz, wyłożyła się prawie że na samym początku przypadkowego spotkania z suką Gamma i jej synem. Nie powiedziała "dzień dobry" dość szybko. Ba, tak właściwie to nie była pewna, czy w ogóle powitała Estlay. Gdy Earl, bo tak okazał się mieć na imię jej następca, się przedstawił, ona musiała się akurat zamyślić i wypaliła z jakimś głupim pytaniem, zanim sama zdradziła mu swoje imię.
   - Ciebie też miło poznać, Earl - starała się naprawić swoją wpadkę, uśmiechając się do niego z taką ilością wdzięku, jaką tylko jest w stanie z siebie wydobyć tak młody szczeniak.
   - Earl - z góry do uszu dwojga szczeniąt dobiegł głos trzeciej najważniejszej w sforze samicy. - Wiem, że obiecałam ci wizytę w szpitalu, ale może miałbyś ochotę spędzić trochę czasu z Maerose? Chciałabym omówić coś z jej tatą - miała ładny uśmiech, jak zauważyła Mae. I w ogóle cała zdawała się być niezwykle ciepłą osobą. A do tego, co najważniejsze, była w tym wszystkim naturalna. Gdyby Rose takie rzeczy przychodziły tak łatwo...
   - Dobrze, mamo. O ile nie przeszkadza to panu Makbethowi i Maerose - odpowiedział młody pies o śnieżnobiałej sierści, zerkając na ojca Mae i na nią samą.
   Gdy okazało się, że Matkethowi w żaden sposób to nie przeszkadza, spojrzenia wszystkich spoczęły na jego córce. Ta, speszona tym nieco, uśmiechnęła się jedynie i bąknęła jakieś krótkie słowa aprobaty. Musiała jeszcze ćwiczyć, żeby zadowolić ten głos w swojej głowie, oj musiała ćwiczyć.
   - Dobrze. My staniemy przed szpitalem. Wy po prostu bądźcie w zasięgu naszego wzroku - poprosiła Estlay i odeszła wraz z Makbethem we wskazanym przez siebie wcześniej kierunku.
   - Podejdziemy do morza? To blisko, nasi rodzice będą nas widzieć - zaproponowała Mae zaraz po ich odejściu. Wypowiadając te słowa przekręciła lekko głowę w prawą stronę i uśmiechnęła się delikatnie, wpatrując się w potomka Gamm.
   - Możemy - odpowiedział jedynie Earl. Był wciąż niezwykle poważny, przez co Mae trudniej było określić, czy przystał na jej propozycję jedynie z grzeczności, czy jednak pomysł mu się spodobał. Postanowiła się tym mimo wszystko nie kłopotać, więc, machnąwszy kilka razy długim a cienkim ogonem, ruszyła we wskazanym wcześniej przez siebie kierunku.
   Przez kilka chwil brodzili jedynie łapami w wodzie, lecz to nie wystarczało suni, która chciała jakkolwiek rozruszać swego towarzysza. Wpadła więc na pewien pomysł, jak się miało później okazać, niekoniecznie mądry. Udając, że kompletnie nie zwraca uwagi na młodego samca, co jakiś czas wykonywała kilka kroków przed siebie, tak, że stopniowo zanurzała się w wodzie. Jednocześnie obserwowała śnieżnobiałego młodzieńca kątem oka. Fakt, iż podążał on za nią, dodał jej śmiałości. Jak wiadomo, przesadni śmiałkowie kończą marnie. Ostatni jej krok nie był w zasadzie krokiem, a brawurowym skokiem, wykonanym zresztą w bardzo złym momencie - oto woda morska w gwałtownym uskoku stawała się w tym miejscu o wiele głębsza.
   Gdy nie poczuła gruntu pod swymi łapami, Maerose zaczęła panikować. Przebierała łapami rozpaczliwie, bez ładu i składu bijąc kończynami wodę. Chciała wypłynąć, lecz prawdopodobnie jedynie pogarszała sytuację. Oddychała szybko, krztusząc się przy tym słoną wodą. Takie małe szczenięta jak ona mało co wiedzą o śmierci, lecz ona już zaczynała się ze swoją godzić, gdy poczuła jak coś, czy raczej ktoś, szybkim ruchem wyjmuje ją z wody i wynosi na ląd.
   Widziała głównie czerń. Czy straciła wzrok? Czy od soli morskiej można stracić wzrok? Nie, nie - była to jedynie barwa sierści jej wybawicielki, która po udzieleniu jej pierwszej pomocy przenosiła ją właśnie do szpitala, gdzie już czekał jej zatroskany ojciec. Za nią dreptał Earl, który, jak się miało później okazać, powiadomił swą rodzicielkę o wypadku. Oboje ją uratowali.
   W szpitalu spędziła końcówkę dnia i noc, następnego dnia została wypuszczona do domu. Rodzice byli źli, to oczywiste, lecz oczywiście bardziej radowali się z tego, że ta tragiczna historia zakończyła się jednak dobrze. Ba, zakończyła się nawet świetnie, biorąc pod uwagę fakt, że poruszona tym wszystkim córka Alf zaraz po ukończeniu przez siebie wieku pół roku rozpoczęła pobierać nauki u samicy Gamma, szykując się do objęcia stanowiska związanego z medycyną w momencie osiągnięcia dorosłości.

Earl? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette