Od Beatrice CD. Vesper

Obudziło ją nieprzyjemne pulsowanie wgłębi czaszki. Nie nazwałaby tego bólem, może co najwyżej delikatnym dyskomfortem, lecz nie ulegało wątpliwości, iż był to objaw wypicia kilku toastów więcej, niż powinna wypić poprzedniej nocy. Jej pierwszym odruchem było przeciągnięcie się, lecz zamarła wpół ruchu, u swego boku dojrzawszy swą towarzyszkę wczorajszego wieczora. Ruda samica wciąż spała w najlepsze, pochrapując nieco od czasu do czasu, co, swoją drogą, samej Bice wydało się całkiem urocze. 
Zaraz po tym jednak zalała ją fala przerażenia. Gdyby nie to, że Bea w porę ugryzła się w język, Vesper mogłaby obudzić wiązanka przekleństw w przynajmniej dwóch czy trzech językach. Starsza z samic dźwignęła się na zesztywniałe łapy i powolutku, uważając na te z desek podłogi, które mogły zaskrzypieć pod wpływem ciężaru jej ciała, odsunęła się od śpiącej figury, która już po chwili poczęła drżeć z zimna.
Pocałowała ją. A potem sama została przez nią pocałowana. A potem znowu się całowały, raz po raz. 
Od razu przypomniała sobie to wszystko w szczegółach tak dokładnych, na jakie pozwalał jej wypity przed tym alkohol — smak wódki wyprodukowanej w jej rodzinnych stronach na języku drugiej suczki, jej zapach, ciche westchnienie, jakie wydobyła z siebie w pewnym momencie, miękkość jej sierści. Te kilka chwil, jakkolwiek długo by nie trwały (czego tak właściwie Beatrice nie była w stanie określić) należały zapewne do najcudowniejszych w jej życiu. Dlaczego więc aż tak bardzo teraz spanikowała?
Usiadła na podłodze i wzięła kilka głębokich wdechów, które później powoli wypuściła z płuc. „Wszystko jest w porządku”, powtarzała raz po raz w myślach, próbując w to uwierzyć. Te kilka pocałunków, choć sprawiły one wówczas, że Bice poczuła się tak szczęśliwa, jak chyba jeszcze nigdy w swoim życiu, wcale nie musiały nic znaczyć. Obie były przecież pijane, dały się ponieść chwili...
Vesper poruszyła się we śnie, a siedząca nad nią sanitariuszka ponownie nerwowo drgnęła. Młodsza z samic jednak jedynie zmieniła nieco pozycję ciała, po czym znów wydała z siebie cichutkie pochrapywanie. Bea usłyszawszy to, zaśmiała się cichutko i ponownie wstała. Ze stojącej nieopodal kanapy ściągnęła gruby wełniany koc i najdelikatniej jak tylko potrafiła, opatuliła nim swą towarzyszkę. Swą sympatię...
Uśmiechnęła się delikatnie. „Co ma być, to będzie”, pomyślała i skierowała swe kroki ku kuchni. Wtedy jednak usłyszała cichy szelest koca i odwróciła się, krzyżując spojrzenie z Vesper. Poszerzyła nieco swój uśmiech, nie będąc w stanie wydobyć z siebie nawet prostego „dzień dobry”. Zamiast tego odwróciła się i weszła do kuchni, gdzie przez chwilę stała, usiłując uspokoić szaleńcze bicie swojego serca. Z pewnym zawstydzeniem musiała przyznać, że choć była coraz starsza, wystarczyło jedno spojrzenie rudej suczki, by zachowywała się jak doświadczający swego pierwszego zauroczenia szczeniak.
Podobnie zresztą się czuła, gdy niedługo później, podczas śniadania, usłyszała przemowę Vesper. Nie była pewna, co tak właściwie zaczęło w tamtej chwili wyczyniać jej serce, nawet ze swoją wiedzą medyczną. Początkowo, jak jej się zdawało, stanęło na chwilę, po czym podskoczyło jej do gardła, by po powrocie na swoje miejsce zacząć bić jak szalone. Podejrzewałaby, że za chwilę padnie trupem, gdyby nie fakt, że jeszcze nigdy w swoim życiu nie czuła się tak bardzo żywa.
— Zanim cokolwiek odpowiem, chcę wiedzieć jedno: jesteś... jesteś pewna? Nie podejmujesz tej decyzji tylko dlatego, że się upiłyśmy i pocałowałyśmy? Bo jeśli tak, to... Nie musisz czuć się zobowiązana. To nie musi nic znaczyć. 
— Nie, to nie tak! — Vesper dość gwałtownie pokręciła głową. Tego typu wyczyny najwyraźniej nie szły w parze ze zbierającym wciąż w jej organizmie kacem, ponieważ szpieg ledwo widocznie się skrzywiła i szybko powróciła do statycznej pozycji.
— Rozumiem. Przepraszam, że o to spytałam, ale... Mamy już swoje lata, Vesper. Ja nieco więcej, niż ty. Choć przy twoich barwnych opowieściach wypadłoby to blado, ja również przeżyłam swoje. Byłam zakochana i nie doprowadziło mnie to do niczego dobrego. — Westchnęła cicho, smutno, na chwilę znów zanurzając się we wspomnieniu o Tatianie. Szybko jednak zepchnęła je z powrotem w najdalsze zakątki umysłu. Tatiana była odległą przyszłością. A jej przyszłość właśnie siedziała przed nią, wbijając w nią pełne nadziei spojrzenie. — Ale wydaje mi się, że to... że ty możesz przynieść mi dużo szczęścia. Dlatego ja też chcę spróbować. Nie wiem, jak ma wyglądać „spotykanie się” w takim wieku, ale z tobą to może być coś naprawdę cudownego. — Uśmiechnęła się nieco niepewnie, czując, jak do oczu napływają jej łzy. — Ja też za tobą tęskniłam. Chcę, żebyśmy spróbowały. I zdecydowanie chcę móc znowu cię pocałować. Dużo, dużo razy. Zaczynając od... teraz — szepnęła i, nachyliwszy się powoli, złączyła ich pyski w słodkim pocałunku.
 
Vesper?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette