Obudziło
ją nieprzyjemne pulsowanie wgłębi czaszki. Nie nazwałaby tego bólem,
może co najwyżej delikatnym dyskomfortem, lecz nie ulegało wątpliwości,
iż był to objaw wypicia kilku toastów więcej, niż powinna wypić
poprzedniej nocy. Jej pierwszym odruchem było przeciągnięcie się, lecz
zamarła wpół ruchu, u swego boku dojrzawszy swą towarzyszkę wczorajszego
wieczora. Ruda samica wciąż spała w najlepsze, pochrapując nieco od
czasu do czasu, co, swoją drogą, samej Bice wydało się całkiem urocze.
Zaraz
po tym jednak zalała ją fala przerażenia. Gdyby nie to, że Bea w porę
ugryzła się w język, Vesper mogłaby obudzić wiązanka przekleństw w
przynajmniej dwóch czy trzech językach. Starsza z samic dźwignęła się na
zesztywniałe łapy i powolutku, uważając na te z desek podłogi, które
mogły zaskrzypieć pod wpływem ciężaru jej ciała, odsunęła się od śpiącej
figury, która już po chwili poczęła drżeć z zimna.
Pocałowała ją. A potem sama została przez nią pocałowana. A potem znowu się całowały, raz po raz.
Od
razu przypomniała sobie to wszystko w szczegółach tak dokładnych, na
jakie pozwalał jej wypity przed tym alkohol — smak wódki wyprodukowanej w
jej rodzinnych stronach na języku drugiej suczki, jej zapach, ciche
westchnienie, jakie wydobyła z siebie w pewnym momencie, miękkość jej
sierści. Te kilka chwil, jakkolwiek długo by nie trwały (czego tak
właściwie Beatrice nie była w stanie określić) należały zapewne do
najcudowniejszych w jej życiu. Dlaczego więc aż tak bardzo teraz
spanikowała?
Usiadła
na podłodze i wzięła kilka głębokich wdechów, które później powoli
wypuściła z płuc. „Wszystko jest w porządku”, powtarzała raz po raz w
myślach, próbując w to uwierzyć. Te kilka pocałunków, choć sprawiły one
wówczas, że Bice poczuła się tak szczęśliwa, jak chyba jeszcze nigdy w
swoim życiu, wcale nie musiały nic znaczyć. Obie były przecież pijane,
dały się ponieść chwili...
Vesper
poruszyła się we śnie, a siedząca nad nią sanitariuszka ponownie
nerwowo drgnęła. Młodsza z samic jednak jedynie zmieniła nieco pozycję
ciała, po czym znów wydała z siebie cichutkie pochrapywanie. Bea
usłyszawszy to, zaśmiała się cichutko i ponownie wstała. Ze stojącej
nieopodal kanapy ściągnęła gruby wełniany koc i najdelikatniej jak tylko
potrafiła, opatuliła nim swą towarzyszkę. Swą sympatię...
Uśmiechnęła
się delikatnie. „Co ma być, to będzie”, pomyślała i skierowała swe
kroki ku kuchni. Wtedy jednak usłyszała cichy szelest koca i odwróciła
się, krzyżując spojrzenie z Vesper. Poszerzyła nieco swój uśmiech, nie
będąc w stanie wydobyć z siebie nawet prostego „dzień dobry”. Zamiast
tego odwróciła się i weszła do kuchni, gdzie przez chwilę stała,
usiłując uspokoić szaleńcze bicie swojego serca. Z pewnym zawstydzeniem
musiała przyznać, że choć była coraz starsza, wystarczyło jedno
spojrzenie rudej suczki, by zachowywała się jak doświadczający swego
pierwszego zauroczenia szczeniak.
Podobnie
zresztą się czuła, gdy niedługo później, podczas śniadania, usłyszała
przemowę Vesper. Nie była pewna, co tak właściwie zaczęło w tamtej
chwili wyczyniać jej serce, nawet ze swoją wiedzą medyczną. Początkowo,
jak jej się zdawało, stanęło na chwilę, po czym podskoczyło jej do
gardła, by po powrocie na swoje miejsce zacząć bić jak szalone.
Podejrzewałaby, że za chwilę padnie trupem, gdyby nie fakt, że jeszcze
nigdy w swoim życiu nie czuła się tak bardzo żywa.
—
Zanim cokolwiek odpowiem, chcę wiedzieć jedno: jesteś... jesteś pewna?
Nie podejmujesz tej decyzji tylko dlatego, że się upiłyśmy i
pocałowałyśmy? Bo jeśli tak, to... Nie musisz czuć się zobowiązana. To
nie musi nic znaczyć.
—
Nie, to nie tak! — Vesper dość gwałtownie pokręciła głową. Tego typu
wyczyny najwyraźniej nie szły w parze ze zbierającym wciąż w jej
organizmie kacem, ponieważ szpieg ledwo widocznie się skrzywiła i szybko
powróciła do statycznej pozycji.
—
Rozumiem. Przepraszam, że o to spytałam, ale... Mamy już swoje lata,
Vesper. Ja nieco więcej, niż ty. Choć przy twoich barwnych opowieściach
wypadłoby to blado, ja również przeżyłam swoje. Byłam zakochana i nie
doprowadziło mnie to do niczego dobrego. — Westchnęła cicho, smutno, na
chwilę znów zanurzając się we wspomnieniu o Tatianie. Szybko jednak
zepchnęła je z powrotem w najdalsze zakątki umysłu. Tatiana była odległą
przyszłością. A jej przyszłość właśnie siedziała przed nią, wbijając w
nią pełne nadziei spojrzenie. — Ale wydaje mi się, że to... że ty
możesz przynieść mi dużo szczęścia. Dlatego ja też chcę spróbować. Nie
wiem, jak ma wyglądać „spotykanie się” w takim wieku, ale z tobą to może
być coś naprawdę cudownego. — Uśmiechnęła się nieco niepewnie, czując,
jak do oczu napływają jej łzy. — Ja też za tobą tęskniłam. Chcę, żebyśmy
spróbowały. I zdecydowanie chcę móc znowu cię pocałować. Dużo, dużo razy. Zaczynając od... teraz — szepnęła i, nachyliwszy się powoli, złączyła ich pyski w słodkim pocałunku.
Vesper?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz