Od Vanitasa CD. Jeffreya

Trochę zawiódł się tym, że obrońca odmówił mu wspólnej zabawy na lodzie. Komicznie by to wyglądało, poza tym nie zawsze takie igraszki bywają bezpieczne, ale czy właściwie jest to jakimś przeciwwskazaniem? Przynajmniej była jakaś szansa na ciekawą akcję pełnej adrenaliny. Staruszek najwidoczniej chciał się pozbyć towarzystwa, czy po prostu wrócić do swojego patrolu, ale Vanitas tak łatwo nie odpuści. Uczepił się do niego jak rzep psiego ogona i zapytał nowego znajomego o jego pochodzenie. Dowiedział się tylko, że wilczur urodził się w jakimś mieście, nie w tym z drugiego brzegu, ale jeszcze jakiegoś innego. Nie usatysfakcjonowała go ta odpowiedź, ale nie zdążył zagadnąć o szczegóły, gdyż musiał zacząć opowiastkę o swoim rodowodzie. Gdy już skończył tę gadkę, zamilknął na moment i zwrócił wzrok na prawe ślepie towarzysza, a następnie na jego przednią kończynę tym razem po lewej stronie, na którą nieco utykał.
— Gdzie nabawiłeś się tej blizny na oku i zepsułeś sobie nogę?
— Nic wielkiego, dostało się raz pazurami, a noga to wynik kontuzji.
— Niezła jest ta profesja obrońcy, co? Masz łapy pełne roboty, czy raczej nie narzekacie tutaj na zagrożenia?
— Różnie bywa, ale na ogół to spokojna okolica — pstrokaty mruknął tylko potakująco pod nosem. Szedł przy starszym w milczeniu, biegając oczyma po okolicy, póki jego uwagi nie przykuła losowa sikorka, czy inne ptaszysko, czy raczej ptaszyna. Naprawdę, Vanitas dawno nie widział tak małego ptaka. Znaczy, widywał na pewno na co dzień, ale dopiero w tej chwili miał okazję bardziej po rozczulać się nad tymi latającymi stworzonkami i nad ich maleńkością. Podziwianie ptaków albo robaków bywało porywającym zajęciem, o niebo lepszym niż przyglądanie się innym psom. To drugie niekiedy wywoływało cierpkie odczucia i myśli. Choć to było też zależne od obserwowanego. Gdy było dane przyglądać się komuś, kogo naprawdę się lubi, to zupełnie co innego.
— Opowiedz mi coś ciekawego. Może jakąś historię z życia, taki staruszek jak ty pewnie przeżył wiele. Albo jakąś bajkę... — poprosił, by będąc ciekaw tego, jakie słowa, a może nawet cała historia wypłynie z ust wilczura. Choć zdążył już zauważyć, że nie znalazł sobie jakoś specjalnie rozmownego kompana i mógł spodziewać się odmowy, co bardzo by go zawiodło.

Jeffrey?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette