Od Vesper CD. Beatrice

     Odwzajemniła pocałunek, z pasją i całą istotą swoich uczuć. Zupełnie jakby była to najwłaściwsza, najnaturalniejsza rzecz jaką mogła uczynić, prosty cykl wpisany głęboko w porządek Wszechświata. Co ważniejsze jednak, jakby była to rzecz najwłaściwsza tutaj. Gdzieś w małej wiosce w Norwegii, w pewien zimowy poranek, w zaciszu drewnianej chatki, pomiędzy dwójką bijących serc. Tak naturalne, słodkie, oczywiste... Nie zdziwiła się nawet, kiedy po jej policzku spłynęła łza. Od zawsze miała w sobie sporo z romantyka i, pomimo młodzieńczej, upartej dumy, wrażliwą duszę. Teraz zaś nie próbowała nawet opierać się tym emocjom. Pozwoliła im rozkwitać, wzbijać się w jej umyśle skrzydłami motyla i opadać niczym ciepły, letni deszcz na rozgrzaną skórę. 
     Ulga. To proste słowo zdawało się najlepiej oddawać wewnętrzny stan Vesper. Nie znała czegoś takiego jak dom. Przez całe życie poddawała się kapryśnym wiatrom, rzucała na coraz to głębsze wody, stawała na przekór mitycznemu fatum. Uciekała, walczyła, a ponad wszystko - szukała. Szukała, nie wiedząc czego. Kogo. Tułała się bez celu, byle dalej, byle dłużej, karmiła się każdym przypadkowym doświadczeniem. I nie żałowała. Żyła pełnią życia, a jakże, czuła każdą sekundę. Ale wiedziała, gdzieś w odległej, zduszonej przez krzykliwą energię podświadomości, że gdy to wszystko ucichnie, nie będzie miała dokąd wrócić. Nigdy nie sądziła, że odnajdzie swoje miejsce. Dom. A jednak teraz, lekko skacowana, na wpół śpiąca, wtulona w miękką sierść szarawej samicy, poczuła nagle, że wszystko jest w porządku. Właściwie. Dokładnie tak, jak powinno być. 
      Pozwoliły sobie na to. Pozwoliły sobie żyć tym słodkim, niespodziewanym uczuciem. Żadna z nich go nie przewidziała, nie tu, nie w tym wieku; pojawiło się z zaskoczenia, łagodnie, lecz niespodziewanie, jak pierwsze kwiaty na wiosnę. Przy tym wszystkim płonęło jasno i spokojnie, zupełnie harmonijnie. Nie było gwałtowne czy wzburzone, nie było też ponure i wyrobione przez czas jako akceptowalny nawyk. Po prostu było. Ciepłe. Miękkie. Idealne. 
     Spotykały się często, niemal codziennie. Każda z nich powoli odstawiła pracę w stadzie na rzecz odpoczynku, należnego i zasłużonego w podeszłym wieku. Spędzały ze sobą długie chwile przy kominku, noce rozmów przy odrobinie alkoholu, długie spacery pośród leśnej gęstwiny czy brzegiem zimnego fiordu. Były ze sobą. Żyły. I każdego dnia, jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, zakochiwały się w sobie od nowa. 
     Vesper na pewno. 
     Tego wieczoru spotkały się na jednym z klifów. Noc była cicha i spokojna, skąpana w symfonii mroku i bladych barw. Śnieg skrzył się pod ich łapami, otulał niczym puchata pierzyna zmarzniętą, uśpioną ziemię pod zimowym panowaniem. Pod nimi rozciągały się morskie wody; skute lodem przy brzegu, za to wciąż falujące, nucące swą pieśń nieco dalej. Stłumiony szum niósł się z oddali, mieszał z biciem ich serc i szmerem oddechów. Ponad nimi rozciągało się niebo. Czyste, bezchmurne, przyozdobione kaskadą migoczących gwiazd. I czymś jeszcze. 
     Ruda samica podniosła pysk. Turkusowa łuna falowała na plamie czerni, niczym aksamitna chusta muskana przez wiatr. Jej kolory rozmywały się, zmieniały, przechodziły przez odcienie morskiej zieleni i lekko zanieczyszczonego błękitu. Czasami zanikała częściowo, tylko po to, by pojawić się kawałek dalej. Zasnuwała niebo, majestatyczna, piękna, wyjątkowa... Vesper zerknęła w bok. Zielonkawe światło migotało na sierści jej towarzyszki i w głębi jej bursztynowych oczu, zapatrzonych z błogim spokojem w niebiański spektakl. Szpieg uśmiechnęła się. Widziała zorzę polarną już wiele razy. Ale nigdy nie w taki sposób. Nigdy nie była cudowniejsza. 
     Odetchnęła cicho i oparła się o ramię starszej suki, wtulając policzek w jej miękką sierść. 
     — Bea?
     — Hm? — mruknęła w odpowiedzi samica, jakby bojąc się zakłócać wszechobecną ciszy. 
     — Kocham cię — szepnęła. Zdała sobie sprawę, że wypowiedziała te słowa po raz pierwszy. Kiedy jednak zsunęły się z jej języka, stały się prawdą; tak oczywistą i głęboką, że jej własna nieświadomość zdołała ją zaskoczyć. Wiedziała. Od dawna. Po prostu nigdy tego nie przyznała. — I chcę być z tobą. Już do końca. — Odsunęła się nieznacznie, tylko po to, by spojrzeć po raz kolejny w złociste oczy ukochanej i po raz kolejny utwierdzić się w tym, co już dawno postanowiła. — Zostań ze mną. Zostań moją partnerką. Zostańmy razem. Tak... Oficjalnie. — Trąciła ją lekko nosem i uśmiechnęła nieśmiało, jak zakochany szczeniak. — Co o tym myślisz?
 
Beatrice? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette