OBROŃCA — JEFFREY

brown and white wolf
unsplash.com | Andrew Ly
IMIĘ: Jeffrey. Miano, które w zależności od tłumaczenia przekładane jest jako "obietnica pokoju" czy też "pokój od Boga". Ironiczny posmak owego znaczenia ciągnął się za jego właścicielem przez całe życie, choć jednocześnie nie przykładał do niego większej wagi. Imię, jako pamiątka po matce i piętno znaczące jego tożsamość, stanowiło głównie narzędzie pracy.
SKRÓTY: Podobnie jak nigdy nie przykładał wagi do swego imienia, tak i nie posiada szczególnych obiekcji wobec wszelakiego nazewnictwa, jakim raczono jego osobę przez lata. W ciągu życia przylgnęło do niego kilka przezwisk, które zwykle jednak odnosiły się bezpośrednio do jego postaci, posady czy reputacji; nie miały zbyt wiele wspólnego z właściwym mianem. Pozostawił je za sobą. Jak zdążył zauważyć, jego imię ochoczo skracane jest do członu "Jeff". Owy skrót nieszczególnie przypadł mu do gustu, jednak zwykle daje sobie spokój z walką po pierwszym upomnieniu.
MOTTO: Brak.
PŁEĆ: Pies.
WIEK: Według metryki, kończyłby właśnie siódmy rok życia. Siły witalne jednak, ze względu na zażyty eliksir, zachował na etapie sześciu lat.
DATA URODZENIA: 3 stycznia. Gdzieś na obrzeżach miasta, w piwnicach opuszczonej fabryki, na świat przychodzi wilcze szczenię. Jego narodzinom towarzyszy dziwna aura pustki. Betonowe ściany tłumią melancholijne wycie rozszalałego wiatru; młoda suka w samotności przeżywa cud narodzin swego syna, drży z zimna i wysiłku, wtula pysk we własne łapy i modli się, by nie odbierano jej przedwcześnie z tego świata. Aż wreszcie cichy pisk, westchnienie ulgi i wypowiedziane na głos imię rozgrzewają atmosferę zimowej nocy.
STANOWISKO: Kiedy przybył do Północnych Krańców, szukał azylu; spokojnego, oddalonego od cywilizacji i dawnego życia, pociesznego w swej prostocie. I choć niewielka społeczność spełniała owe warunki, dostosowanie się do istniejącej hierarchii stanowiło dla niego większą niedogodność, niż początkowo przypuszczał. A jednak podczas wyboru swej roli, zdecydował się na urząd, który wymagał, przynajmniej w teorii, bezwzględnego posłuszeństwa wobec przełożonych. Przez wzgląd na brak dogodnych zajęć związanych z administracją, działaniem umysłowym czy papierkową robotą, objął stanowisko obrońcy.
ODPOWIEDNIK: Jonathan Young.
CHARAKTER: Jeffrey to realista i pragmatyk. To najkrótsze, a zarazem najprostsze podsumowanie jego osoby. Samiec już od najmłodszych lat przykładał wagę do twardych faktów i chłodnej kalkulacji. Wierzył w to, co widział, a realna analiza pozwalała mu na podjęcie odpowiednich działań. Urodził się z niczym, prócz wielkich ambicji i zapału, by je realizować. Odkąd pamięta, ciężko pracował na wszystko co posiada i co zdołał osiągnąć. Ciężko, acz mądrze. Trzeba bowiem zaznaczyć, że w genetycznej loterii przypadł mu jeszcze jeden przydatny element - bystry umysł, który w połączeniu z zawziętością oraz neutralnym podejściem do świata, pozwolił mu w pełni skupić się na własnym rozwoju. Przez długi czas pozostawał w cieniu - obserwował i uczył się, by następnie wykorzystać zdobytą wiedzę przy pierwszej nabytej okazji. Znał swoje miejsce; tak długo, jak nie stał się w czymś dobrym, nie wychylał się poza szereg. Ceni sobie praktyczność i dyscyplinę. Jest opanowany. Na pysku niezmiennie nosi kamienny wyraz, który niekiedy zmienia się ledwie o drobny szczegół; nie ukazuje emocji, a już na pewno nie pozwala im sobą zawładnąć. Nie przepada za towarzystwem, jest raczej typem samotnika. Kontakty z nim nie należą do najprzyjemniejszych. Jest milczący, niezbyt skory do luźnych pogawędek czy zawierania nowych znajomości. Skłoniony do rozmowy, odpowiada zdawkowo, nierzadko wplatając w swą wypowiedź zgrabny sarkazm czy nutę swoistej arogancji, jaka go cechuje. Nie mówi o sobie - jeśli z jakiegoś powodu zdecydował się pozostać w towarzystwie gadatliwej postaci, delikatnie, acz skutecznie kieruje konwersację na komfortowe dla siebie tory. Może uchodzić za dobrego słuchacza, choć w większości przypadków jedynie przez wzgląd na fakt, że nie przerywa i dopóki nie wymaga się od niego odpowiedzi, potrafi "słuchać" godzinami; odcina wówczas własne myśli od rzeczywistości, wykorzystując paplającego rozmówcę jako biały szum w tle, który z łatwością ignoruje, co jakiś czas automatycznie przytakując. To samiec dumny i wyniosły, któremu zdarza się traktować innych z góry. Ma wysokie mniemanie o sobie. Należy jednak jasno zaznaczyć, iż nie zalicza się on do grona samozwańczych bogów o zawyżonym ego. Jeffrey zna swoją wartość i wie, że pracował na nią latami. Wspomniana wcześniej ambicja przez całe życie napędzała go do działania. Działa na zasadzie prostego schematu - wyznacza cel i zdobywa go, za wszelką cenę. Z trudem przychodzi mu rezygnacja, zaakceptowanie porażki czy przyznanie się do błędu. Co ciekawe, posiada niezbyt chlubną opinię dobrego manipulatora, który to z pomocą ledwie paru składnie dobranych słów jest w stanie osiągnąć korzystne dla siebie działania. Widzi świat w odcieniach szarości, w wielu znaczeniach owego stwierdzenia. Granica między dobrem i złem od zawsze była dla niego jedynie nieistniejącą częścią umowy społecznej. Naginał ją wielokrotnie i nigdy w pełni nie przynależał do żadnej ze stron. Ostatecznie działał jedynie we własnym interesie. Szydził z idealistów, głoszących teatralne peany wobec wartości wyższych oraz lepszego świata. Świat jaki jest każdy widzi - ponury, wyboisty i neutralny. On postanowił jedynie zająć w nim właściwą rolę, zapewnić ją sobie nie bacząc przy tym na środki. Skoro zatem wykluczyliśmy już czerń i biel, pozostałe kolory stają następne w kolejce. Daleko mu od dzieciaka, który cieszy się z przyziemnych spraw, odnajdując radość pośród woni kwiatów czy szumu wiatru w koronach drzew. Zdaje się być obojętny na otaczające go piękno, całość istnienia stanowi jedynie terytorium na którym żyje i działa. Gardzi słabością, a za takową uważa chociażby przesadne oddanie uczuciom, wrażliwość czy wszelakie sentymenty. Z niechęcią odnosi się do wszelakiego sortu marzycieli, wiecznych szczeniąt - być może właśnie przez ogrom pozytywnej energii, której on sam nie posiada. Niegdyś nosił się jako twardy, chłodny osobnik, o niezłomnym autorytecie i szacunku, który sam wypracował. Czerpał przyjemność z posiadania kontroli nad każdym aspektem własnego życia, z władzy i wysokiej pozycji. Z czasem jednak stał się zmęczony; najzwyczajniej, jak prosta istota którą przecież jest. Wycofał się odrobinę i wrócił do obserwacji, niechętny, acz otwarty na nowe spostrzeżenia. Poważny, pełen chłodnej dumy wojownik o skrzywionym kompasie moralnym... Musi odpocząć.
RODZINA: 
  •  Evren [matka] - bezdomna samica, które całe swoje życie spędziła na ulicach jednego z norweskich miast. Przywykła do samotności i męczona przez problemy zdrowotne nigdy do końca nie potrafiła przyjąć roli matki, choć sama dwukrotnie podjęła decyzję o posiadaniu potomstwa. Jeffrey wspomina ją jako kochającą, acz apatyczną i słabą sukę, która przez fizyczny trud spędzała większość dni w ich "domu". Urodziła się w złym miejscu, złym wcieleniu. Zmarła krótko po narodzinach drugiego dziecka. Zdawać by się mogło, że Jeffrey nie przeżył zbyt dogłębnie jej straty. W rzeczywistości jednak codzienna obserwacja jak jego matka gaśnie, jak uchodzi z niej życie, jak poddaje się bez sił okrutnemu losowi stanowiły impuls, przez który szczeniak zbyt szybko dorósł i schował wszystkie uczucia głęboko w sobie.
  • Idris [ojciec] - samotny wilk, który to obdarzył uczuciem pewną żyjącą na ludzkich ulicach psinę. Nie należeli do swoich światów, żyli osobno i spotykali się okazjonalnie. A jednak owocem ich miłości było dziecko; później nawet dwa. Jeffrey nie widywał ojca zbyt często, lecz kiedy już do owych spotkań dochodziło, korzystał z nich jak tylko mógł - głównie pod względem praktycznym. Wymagał na swoim rodzicielu nauki przetrwania czy walki, zaś ten, mimo że od dłuższego czasu wiódł spokojny żywot, zgadzał się, chcąc spędzić trochę czasu z synem. Nigdy nie wytworzyła się między nimi szczególna więź, Jeffrey w dzieciństwie miał do niego żal za to, że zostawił ich matkę samą sobie. Nie miał jednak świadomości, iż Evren świadomie pozostawała z dala od partnera - nie chciała opuszczać miasta, które znała całe życie. I przez ową niechęć do zmian, zmarła samotnie, wykończona chorobą i żalem. Po tym wydarzeniu, Idris zniknął.
  • Willow [siostra] - młodsza o niecały rok. Jej imię wiązało się z miejscem narodzin - pod wierzbą, w towarzystwie całej, kochającej, acz podzielonej rodziny. Być może to właśnie przez moment przyjścia na świat byli tak różni od siebie. Ona - w ciepły, letni dzień, przy ojcu, matce i starszym bracie, na łonie natury. On - dzięki wysiłkom samotnej suki, gdzieś w podziemiach opuszczonych, kamiennych ścian, gdy za oknem szalała śnieżyca. Mimo to, kochał swoją siostrę całym sercem i choć nie najlepiej wychodziło mu okazywanie tego, starał się jak mógł, by ją chronić. Zaopiekował się nią po śmierci matki. Kłócili się często, niekiedy o drobnostki, częściej jednak o sprawy poważniejsze. Willow nigdy nie popierała życia, jakie wiódł jej brat, bała się o niego nie mniej niż on o nią. Wreszcie, osiągnąwszy dorosłość, odeszła gdzieś wgłąb norweskich lasów, pozostawiając miasto za sobą. Jeffrey został sam.
PARTNERSTWO: Brak. Nigdy nie bawił się w miłosne gierki, romantyczne czy fizyczne. Trzymał się z dala od bliższych relacji, tłumacząc to samemu sobie niechęcią do uczuć czy wrażliwości, a zatem - słabości. Nie sądzi również, by był w stanie kogokolwiek pokochać; jeśli zaś tak by się stało, zapewne nie wybaczyłby sobie takowej głupoty do końca życia.
POTOMSTWO: Choć nigdy szczeniąt nie planował, przez dziwne zrządzenie losu przyjął do siebie swojego osieroconego siostrzeńca Lokiego.
APARYCJA:
  • Rasa: Mieszaniec. Ciężko doszukać się w jego krwi konkretnej rasy, nie licząc genów otrzymanych od ojca. To właśnie w niego wdał się najbardziej, co znacząco utrudniało mu życie pośród ludzi.
  • Umaszczenie: Wilcze.
  • Wysokość: 72 cm w kłębie.
  • Masa: 35 kg.
  • Długość sierści: Krótkowłosa.
CIEKAWOSTKI:
~ Awanturniczy żywot pozostawił na jego postaci wiele pamiątek. Najbardziej widoczna jest podłużna blizna po pazurach, przebiegająca przez prawe oko. 
~ Utyka lekko na lewą przednią łapę, co stanowi pozostałość po źle zagojonym urazie. W razie potrzeby jednak, jest w stanie zignorować ból i przystosować swoje ruchy do owej niedogodności.
~ Jest zatwardziałym ateistą.
~ Chcesz się wykazać? Spróbuj wygrać z nim w szachy.
HISTORIA: Wielkie miasta nie są przyjazne dla czworonogów. Przynajmniej dla tych, które nie godzą się na obrożę i życie u stóp ludzkich opiekunów. A jednak, wraz z postępem cywilizacji, pośród miejskich ulic wytworzyły się psie społeczności; mniejsze lub większe, ogródkowe towarzystwa czy wzorowane na dzikich sforach hierarchiczne grupki. Wiele z nich przejęło cechy niemalże ludzkie. I tak oto, gdzieś w zapyziałych dzielnicach norweskiej metropolii, przestępczy półświatek bezpańskich czworonogów rozwijał swą działalność. 
Evren wychowywała się w podobnej okolicy. Porzucona przez właścicieli jako szczenię, które urosło zbyt duże by uchodzić za urokliwą zabawkę, żyła na śmietnikach. Ciężko określić jej losy; tułała się bez własnego miejsca, w przesiąkniętym monotonią żywocie. Aż do czasu, gdy poznała Idrisa. Rzadko zapuszczała się do lasu - nie lubiła oddalać się zanadto od ludzkich siedzib, jakkolwiek wyniszczająco by na nią nie wpływały. Była uzależniona od miasta, gryzących spalin i brudnych ulic. Być może to właśnie z tego powodu młody wilk z miejsca zawładnął jej sercem. Był wszystkim, czego nie mogła posiadać przez własną upartość i strach przed zmianą - słodką wolnością, promieniem słońca i echem przygody. Romans między nimi stanowił mieszankę osobliwych uczuć, pełny miłości, żalu i goryczy. Spotykali się rzadko, spędzali kilka chwil beztroski lub namiętności, rozstawali zwykle za sprawą łez i krzyku. Idris błagał Evren by odeszła wraz z nim, by porzuciła świat który ją niszczył i znalazła nowe życie. Ale ona każdorazowo odmawiała. 
Ich relacja zaowocowała - Evren zaszła w ciążę. Nie planowali potomstwa, jednak suka zaakceptowała nowe brzemię jak każde inne, które zrzucał na nią los - z obojętnością. Cud narodzin przeżywała w samotności, gdy nad światem pieczę sprawował bezlitosny mróz. I tak oto na świat przyszło wilcze szczenię, jej jedyny i wyczekiwany syn, któremu nadała imię Jeffrey. Bała się macierzyństwa, jak wielu rzeczy, jednak zdołała pokochać swe dziecko całym sercem. Dodał jej odrobinę odwagi, otworzył na świat i sprawił, że w jej codzienności zawitała iskierka ciepła. Przypominał swojego ojca; wyglądem, z czasem i charakterem, a to dodawało jej sił.
Jeffrey wychowywał się u boku rodzicielki, co jakiś czas widując swego ojca. Wiedli spokojny żywot, gdzieś pośród miejskich ulic. Zdawało się, że Evren, pomimo fizycznej słabości, odżyła po narodzinach syna. Kiedy jednak w jej oczach narastał blask, organizm marniał. Traciła siły. Gdy zaszła w drugą ciążę, przyjęła wreszcie propozycję Idrisa. Miała urodzić, a potem całą rodziną opuściliby miasto. Willow narodziła się na łonie natury, zaś Jeffrey z miejsca pokochał swą siostrę. Później wszystko działo się zbyt szybko, by szczenięcy umysł mógł zachować te wspomnienia.
Evren słabła z dnia na dzień. Aż wreszcie odeszła, osieracając kilkutygodniową sunię i niemal rocznego psiaka. Ciężko sobie wyobrazić, jak przeżyli tę stratę. Choć apatyczna, nieco niezdarna w okazywaniu uczuć, była w końcu ich matką. Teraz zaś, zostali sami. Idris zniknął zaraz po śmierci partnerki, co nigdy nie zostało mu wybaczone przez syna, zaś Jeffrey pozostawiony został na lodzie, naznaczony bolesnym piętnem odrzucenia.
Był jednak mądry, bystry i pracowity. To go uratowało. Pozbierał się - musiał - i zabrał do pracy. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, w jak obrzydliwym świecie przyszło mu żyć; zaakceptował ten fakt. Jako szczenię trzymał się na uboczu - obserwował i uczył się, nie wychylał się bardziej niż to było konieczne. Wkrótce jednak, gdy zaczął wierzyć w swoje umiejętności, a młodzieńcza brawura zawitała nawet do jego umysłu, wkroczył z ochotą w przestępcze życie psich społeczności. Nie miał lepszego wyboru ani drogi, lecz nie przeszkadzało mu to zanadto. Był pragmatykiem, nie idealistą.
Zaczynał niewinnie, jako nastoletni chłopiec na posyłki, którego nikt o nic nie podejrzewa i który pragnie jedynie zdobyć parę groszy by zapewnić wyżywienie siostrze. W rzeczywistości zyskiwał znacznie więcej. Wiedza, doświadczenie, umiejętności i kontakty; wszystko to owocowało, powoli, acz obficie. Dorastał, a wraz z wiekiem stawał się odważniejszy w swych działaniach. Dla dorobku zaczął brać udział w psich walkach na arenie. I choć był w tym dobry, wkrótce przekonał się, że większy zysk przyniesie mu nie uczestnictwo w owej wątpliwej rozrywce, a jej prowadzenie. Pozostałe gałęzie kryminalnej gospodarki otwierały się przed nim jedna po drugiej; hazard, przemytnictwo, oszustwa... Wsiąkał głębiej w przestępczą działalność, zatracając się w tym świecie jako cichy, samotny członek tej dziwnej społeczności. 
Pełnię uwagi poświęcił temu życiu krótko po tym, gdy jego siostra osiągnęła dorosłość. Dotychczas, jak na warunki w których przyszło im dorastać, nie najgorzej sprawdzał się w roli starszego brata. Żaden jednak był z niego przykład i mimo względnego dobrobytu jaki im zapewniał, z każdym dniem rodzeństwo oddalało się od siebie. Jeffrey nie potrafił okazywać ciepłych uczuć, jego awanturnicza natura i chłodne spojrzenie na świat męczyły młodą sunię. To nie był wzorzec, z jakim powinna się wychowywać. Różnili się; Willow przejęła od brata ostry język, wypracowała silny charakter który miał zapewnić jej przetrwanie, jednak zakorzeniona głęboko w jej naturze dusza idealistki pchała ją naprzód. Kłócili się często; zbyt często, by układać dalsze życie w swoim towarzystwie. Willow odeszła, obrała własną drogę, zaś Jeffrey nie próbował jej zatrzymywać. Odejście siostry było ostatnim emocjonalnym ciosem, na jaki sobie pozwolił; to wydarzenie przypieczętowało jego charakter, zamknęło proces kształtowania i utrwaliło postać, która powstała.
Szybko pozbył się miana osieroconej przybłędy. Chciał wyrobić własną pozycję, osiąść na wysokim miejscu w niepisanej hierarchii przestępczego półświatka, a więc zgodnie z własną zasadą, dążył do owego celu, nie bacząc na koszty. Mijały miesiące, zaś Jeffrey zyskiwał w oczach liczących się osobistości. Wokół niego zaczęła zbierać się grupka popleczników. Został włączony w wielką grę, zanim ktokolwiek zdołał się zorientować, kiedy ten niepozorny, wycofany młodziak stał się poważanym autorytetem i kimś, z kim należało się liczyć. Nigdy formalnie nie przynależał do żadnej szajki czy grupy. Manewrował pośród gangów czy rodzin podchodzących pod mafię, zdobywał zwolenników i wrogów w każdej ze stron, jednak ostatecznie działał sam. Tylko w ten sposób mógł zapewnić sobie osobistą pozycję oraz pełną niezależność. Jego reputacja stała się nieskazitelna i niepodważalna. Osiągnął swój cel.
Wiódł słodkie życie w zapyziałym świecie kryminalistów. Gdy przypieczętował na stałe swoją pozycję, zanurzył łapy w brudnym biznesie wszelakiego rodzaju. Skupiał się na kontroli, zarządzaniu działaniami innych; ciężko jednak powiedzieć, by sam nosił białe rękawiczki. Stał się biznesmenem, kimś, kto ułożył swoje życie na granicy prawa, dzięki ciężkiej, acz niezbyt uczciwej pracy. Czerpał garściami z tego, co mu oferowano, balansował na krawędzi i nie myślał o kolejnym dniu. Wiedział, że jutro może nie nadejść, że wystarczy chwila, by stracił wszystko. Ale nie przejmował się tym.
Wszystko ma swój początek i koniec, a każda akcja konsekwencję. Każdy gracz powinien wiedzieć, kiedy należy spasować. Kiedy więc sprawy zaczęły wymykać się spod kontroli, Jeffrey zdecydował usunąć się w cień. Nie zamierzał przez głupią upartość ryzykować życiem bardziej niż do tej pory, zaś mając w głowie wciąż powracający obraz matki która zginęła przez niechęć do zmian i własne tchórzostwo, nigdy nie nawiązywał zbyt silnej więzi z żadnym aspektem otaczającej go codzienności. Osiągnął swoje cele. Zdobył poważanie, lecz wraz z nim również rosnącą grupę wrogów. Nie był zanadto przywiązany do wiedzionego życia i choć nigdy nie dopisywał do tego większej filozofii, powoli zaczynało go męczyć. W kluczowym momencie postanowił odejść, zniknąć z dnia na dzień. Zostawił za sobą miasto, jego dom i więzienie, by wyruszyć w drogę. Nie miał celu ani planów, być może po raz pierwszy w życiu. Nie przeszkadzało mu to. Szukał odpoczynku, spokojnego miejsca, w którym mógłby się osiedlić i odciąć od problematycznej przeszłości. Aż wreszcie zawędrował na tereny Północnych Krańców.
AUTOR: Karmel3007 [howrse] | astralny.dyplomata@gmail.com | Karmel#4994 [Discord]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette