Od Maerose CD. Earla

W skrócie mówiąc — Maerose całkowicie skopała sprawę. Plan był prosty (może wręcz zbyt prosty i, z tego właśnie powodu, nienadający się do realizacji?) — zbliżyć się do Earla, ukazać się w jego oczach jako idealna partia na stanowisko samicy Gamma, zawładnąć jego sercem i umysłem, by wreszcie zasiąść u jego boku jako dumna, choć zapewne nieco chłodna w zachowaniu względem niego partnerka. Sytuacja niczym z baśni, lecz zamiast ścieżką uwielbianych przez wszystkich księżniczek, siostra Alfy postanowiła podążyć drogą królowych, złych macoch, które może i na koniec historii ponosiły bolesną śmierć, lecz przed tym mogły się przecież pochwalić osiągnięciem swoich celów bez pomocy krasnoludków czy innych elfów.
Jej plan nie obejmował jednak wydarzeń losowych, do których najwyraźniej należała śmierć jej ojca i to, jak nie potrafiła się po niej pozbierać. Dlatego też, jak już zostało podkreślone, udało jej się wręcz koncertowo skopać sprawę i teraz mierzyła się z tego konsekwencjami. 
Przez kilka następnych dni Earl wyraźnie jej unikał. Gdy mijali się na korytarzach szpitala, nigdy nie inicjował rozmowy, jeśli nie dotyczyła ona spraw służbowych, które koniecznie musiał z nią omówić, ba, przechodząc obok, nawet nie rzucał w jej stronę powitania. Pracowało się tak trudniej, i jej, i zapewne jemu, być może również i wszystkim innym pracownikom szpitala, których uwadze mogła nie umknąć napięta atmosfera pomiędzy dwojgiem ich zwierzchników. 
Tak było aż do momentu, w którym nagle zaprosił ją do swojego gabinetu, a w nim, zamiast od razu przejść do spraw jednego z pacjentów czy pracowników szpitala, jak to czynił ostatnimi czasy, z grobową wręcz powagą oznajmił, że powinni porozmawiać o tym, co ostatnio się między nimi wydarzyło.
Sama nie była pewna, czego się po nim wtedy spodziewała. Tonu jak stal, ostrego, twardego i zimnego? Reprymendy, pogadanki na temat tego, że takie sytuacje nie mogły mieć miejsca w środowisku pracy? Podania daty i godziny umówionego przez niego dla niej spotkania ze sforowym psychologiem?
Na pewno jednak nie spodziewała się tego, co rzeczywiście potem nastąpiło. „Chrzanić rozmowę”, mruknął niecałą sekundę przed tym, jak nieoczekiwanie nachylił się ku niej i pocałował ją. Tym razem nawet na początku nie było w tym żadnej nieśmiałości, czy grzeczności — samiec po prostu „przybył, zobaczył i zwyciężył”, błyskawicznie wręcz zyskując sobie równie żarliwą odpowiedź ordynatorki.
Znowu działała niezgodnie z planem, lecz przyjemność była zbyt wielka, by jej nie ulec. 
Gdy już się od siebie odsunęli, z trudnością łapiąc powietrze, nie potrafili spojrzeć sobie w oczy. 
— Zajmiesz się tymi dokumentami? — spytał, odchrząknąwszy, biały samiec, gdy udało mu się już uspokoić oddech, po biurku przesuwając w jej stronę zapewne pierwszy lepszy stosik papierów.
— Tak, oczywiście — odpowiedziała szybko, być może zbyt szybko, i już po chwili zniknęła za drzwiami, dopiero na korytarzu uświadamiając sobie, że ostatecznie nie udało im się porozmawiać.
Kolejne tygodnie były prawdziwą męczarnią. Wskutek nagłej fali zgonów wśród członków stada, do nigdy niemalejącego stosu dokumentów na jej biurku dołączała dokumentacja dotycząca właśnie tych wydarzeń. Wycieńczenie i odmrożenia byłej pary Beta, Laverne i Enyaliosa, leżały gdzieś obok upadku z wysokiego klifu (zapewne celowego) Rowana i ataku serca Erydy, a na samej górze, jakby ku zwieńczeniu tej listy nieszczęść, wzrok przyciągała niezidentyfikowana choroba Coopera. Nikogo z nich nie była w stanie uratować medycyna, w którą do tej pory Maerose tak silnie wierzyła.
Jeśli zaś chodziło o nią i o Earla, sytuacja między nimi była tylko kolejnym czynnikiem wpływającym na to, jak okropny był dla niej ten okres. Na korytarzach wciąż rzadko kiedy mówili sobie chociażby głupie „dzień dobry” czy „do widzenia”, w dalszym ciągu rozmawiając jedynie na tematy służbowe i to tylko wtedy, gdy okoliczności już naprawdę tego wymagały. Jeśli zaś chodziło o to, co działo się za zamkniętymi drzwiami ich gabinetów...
Nie była pewna, jak, kiedy i dlaczego to wszystko stało się czymś na kształt zwyczaju. Szybko stało się jasne, że po tym, co już się między nimi wydarzyło, nie potrafili wiecznie trzymać się od siebie z daleka. Nie potrafili jednak również żyć ze sobą normalnie, tak jak dawniej, dlatego też raz na jakiś czas jedno z nich wzywało lub zapraszało to drugie do swojego gabinetu w celu, jaki wszystkim innym znany był jako służbowy, by ostatecznie wylądować w takim położeniu jak wtedy, gdy Earl odciągnął Mae od rozmowy z Koemedagg. Gdy już brakowało im tlenu i sił do dalszego oszukiwania się, że świat może jednak nie jest aż tak okrutny, jak im się zdawało, wręczali sobie przypadkowe dokumenty i powracali do swoich zajęć. Potem zazwyczaj wytrzymywali bez siebie kilka dni, może tydzień, by później z nową porcją pragnień znów się spotkać na swoją własną wersję „siedmiu minut w niebie”.
Nie wiedziała, jak długo by to trwało, gdyby nie ten jeden wypadek, jakim była nagła wizyta Davonny w gabinecie Earla, kiedy akurat byli w trakcie jednej ze swoich „schadzek”. Lekarka zdawała się wręcz zaszokowana tym, co zobaczyła, gdy otworzyła drzwi, za którymi zapewne spodziewała się znaleźć swojego brata po nos zakopanego w stertę dokumentów. No cóż, Maerose na pewno nie była stertą dokumentów.
Sytuacja była jeszcze dziwniejsza przez to, że jakiś czas wcześniej Davonna wdała się w romans z Mojito i wychowywała teraz jego syna. Tak, widok własnego brata migdalącego się z siostrą samca, z którym spędziło się przynajmniej jedną noc, musiał być co najmniej osobliwy.
Odskoczyli od siebie jak poparzeni, a Earl szybko zaczął tłumaczyć się przed siostrą. 
— Davonno, to... to nie tak jak myślisz. Ja... — zaczął się plątać, jakby samica była co najmniej jego partnerką, która właśnie przyłapała go na zdradzie, a nie jego rodzeństwem.
— Uznajmy po prostu, że nic nie widziałam, dobrze? — zaproponowała czarna suczka, uśmiechając się niepewnie. — Gdy znajdziesz chwilę, powinieneś na to rzucić okiem — dodała i, położywszy na biurku kolejną teczkę z papierami, wyszła z gabinetu.
— Kurwa — jęknęła Maerose, która do tej pory jedynie w milczeniu przyglądała się i przysłuchiwała konfrontacji między bratem i siostrą. — Jak myślisz, jakie są szanse, że zaraz to komuś wypapla i już jutro będziemy na językach całego szpitala, a może i całego stada? — zagadnęła, próbując myśleć rzeczowo i, póki jeszcze mieli na to czas, opanować sytuację najbardziej, jak się dało.
Samiec jednak milczał. 
— Teraz to chyba naprawdę musimy porozmawiać, co? — dodała, ponownie próbując zdobyć jego uwagę.
 
Earl?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette