Tamtego dnia znowu pozwoliła mu odejść. Nie poszła za nim. Jeszcze przez
długi czas stała w morzu oświetlana przez srebrną tarczę księżyca,
zastanawiając się nad słowami samca. W przeciwieństwie do niego, ona nie
chciała tak zobowiązującej relacji. Nie chciała być czyjąś na własność.
A potem wydarzyło się zbyt wiele, aby miała siłę myśleć o roli Mojito w jej życiu.
Moment,
w którym Erato zapukała do jej drzwi, wyrył się w pamięci łowczyni na
zawsze. Nie mogła zapomnieć wyrazu oczu swojej siostry, nie mogła
zapomnieć brzmienia jej głosu. A przede wszystkim słów, które
wypowiedziała. Rodzice nie żyją.
Hebe miała wrażenie, że śni,
że odlatuje, że jest w jakiejś odległej, oderwanej od rzeczywistości
krainie. Jej umysł zdawał się przyćmiony, nieobecny. Nie była w stanie
stwierdzić, czy jej serce pragnie się zatrzymać, czy też może wyrwać z
piersi. Czuła, jak jej żołądek zaciska się w węzeł, czuła gulę w gardle,
której nie potrafiła poskromić.
Nie, to nie może być prawda.
Zalała
się łzami, uparcie powtarzając "nie" niczym mantrę, podczas gdy samica
Beta próbowała ją uspokoić. W końcu łowczyni legła w ramionach starszej
siostry i bliżej nieokreśloną chwilę spędziła szlochając bezgłośnie w
jej futro.
Od tamtej pory rzadko bywała w swoim domostwie i na pewien
czas całkowicie zniknęła z życia sfory. Uciekała w oddalone od wioski,
dzikie tereny Norwegii, licząc na to, że nikt jej nie znajdzie. Tylko
tam odnajdywała ukojenie. Północne Krańce boleśnie przypominały jej o
tym, co straciła, także jej własna chatka stała się symbolem samotności.
Gdziekolwiek jednak się nie podziała, słowa pożegnalne Erato rozbrzmiewały echem w jej uszach i na nowo rozdzierały serce. Laverne, Enyaliosie,
niech ziemia będzie wam lekką, a pamięć po was jako pierwszej parze Beta sfory z Północnych Krańców nigdy nie zaginie.
Sama
nie wiedziała, ile nocy i dni spędziła w opuszczonej lisiej norze.
Widok lasu, przez który przedzierały się miękkie promienie słońca,
obserwowanie płochliwych saren wychowujących swoje młode i łagodny szum
leśnego strumienia łagodził jej ból, na tyle na ile to w ogóle było
możliwe. Z początku w ogóle nie polowała, a większość jej dni upływała
na śnie, który pozwalał oderwać jej się od gorzkiej rzeczywistości i
gryzącej prawdy. Czasem jednak przynosił jeszcze więcej cierpienia,
szczególnie wtedy, gdy przed oczyma pojawiał jej się obraz Enyaliosa i
Laverne. Świadomość, że już nigdy więcej nie zobaczy rodziców, nie
usłyszy ich głosu, nie doświadczy czułego uścisku była nieznośna.
Choć
nie miała energii do życia i pragnęła już na zawsze egzystować, leżąc
schowana w leśnych odmętach, po kilku dobach jej organizm zaczął
upominać się o pożywienie. Zaczęła więc polować, co okazało się być
pierwszym krokiem do wyrwania się ze szponów obezwładniającego żalu.
Coraz częściej opuszczała norę i krążyła po terenach, gdzie królowała
Natura, aż pewnego wieczoru, wbrew samej sobie stanęła na terytorium
wioski.
Wspomnienia uderzyły w nią niczym pocisk, ruszyła jednak siecią uliczek. Prawdziwa Hebe nie uciekała od tego co niewygodne.
Skierowała się do domu Alfy, starając się stłumić rozpacz pozytywnymi wydarzeniami.
Jeszcze
przed śmiercią rodziców poznała swojego ciotecznego brata, Anubisa.
Słyszała o narodzinach syna Davonny. Jej siostra i Concorde ujawnili się
ze swoją miłością.
Nie miała pojęcia, ile czasu nie było jej w
sforze i ile ją ominęło. Zauważyła jednak, że zdążyła stracić na wadze,
ponadto śnieg powoli topniał i dni stawały się cieplejsze.
Nim się
obejrzała, stanęła przed murowanym budynkiem na uboczu. Zapukała szybko,
aby przypadkiem się nie rozmyślić i już po chwili w drzwiach stanął
Mojito.
— Hebe?! — zmarszczył brwi, ale mimo tego spostrzegła ulgę rozjaśniającą jego oblicze. — Hebe, gdzie ty byłaś? Szukaliśmy cię!
Popatrzyła na niego tępo i pokręciła głową, jakby chciała uprzedzić, żeby nie spodziewał się odpowiedzi na swoje pytania.
—
Wiesz co, Mojito? Dlaczego zawsze uciekasz? — zaczęła raptem, zupełnie
nie na temat. — Dlaczego nigdy ze mną nie porozmawiasz, tylko zawsze
odwracasz się i odchodzisz? Podkulasz ogon i zwiewasz! Tak zachowuje się
prawdziwy przywódca? Mam za tobą gonić, tak? — gdyby mogła, zapewne
wzruszyłaby ramionami. — Nie chcę, ale wychodzi na to, że znowu to
zrobiłam — prychnęła.
Choć próbowała powstrzymać płacz, żałoba
wzięła górę nad wszelkimi emocjami, stworzyła z nich chaos i puchate
policzki suczki nasiąknęły słonymi łzami.
— Jak ostatnia idiotka,
pierwsze co zrobiłam, to przyszłam do ciebie. Nie do mojej siostry, nie
do kuzyna, do ciebie — kontynuowała i zmęczona tym wszystkim wpatrywała się indyferentnie w jego ślepia. — Ty tego nie zrobiłeś. Zawsze, gdy jest ci
niewygodnie, znikasz. Zamykasz się na wszystko i uważasz, że to ty masz
ciężko. Też nie mam łatwo, wiesz? Opuściły mnie najważniejsze osoby w
całym moim życiu, a związek z delikwentem, z którym chciałabym być,
wiąże się z wyrzeczeniami i nie wiem, czy kiedykolwiek będę na nie
gotowa. Zresztą nieważne, pierdolę to. Wszystko. Całe moje życie —
plotła bez ładu i składu, to co ślina przyniosła jej na język. —
Potrzebuję cię, Mojito.
Była upojona żalem i osamotnieniem, które nastąpiły po stracie rodziców. I przez to szukała jakiekolwiek deski ratunku u Alfy.
Mojito?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz