Na początku sens słów Concorde'a po prostu do niej nie docierał. Słyszała go, próbowała go również słuchać, lecz potrzebowała dobrych paru chwil, by zrozumieć, że samiec naprawdę proponował jej partnerstwo.
Zgódź się zostać moją partnerką.
Marzyła
o tym, by kiedyś usłyszeć te słowa, marzyła o tym, by usłyszeć je
wypowiedziane przez niego. Jednocześnie jednak bała się ich. Bała się
zostania czyjąkolwiek partnerką, bała się tego, że gdy u jej boku stanie
jakiś samiec, będzie musiała stanąć w jego cieniu jako „dobra,
posłuszna partnerka”.
— Pewnego dnia powinnaś się ustatkować i związać z jakimś wpływowym psem, dobrym Betą.
— Mamo, ja jestem wpływowym psem. Postaram się też być dobrą Betą. Nie
potrzebuję do tego nikogo u swego boku. Partner mógłby mi tylko zawadzać.
Bała
się zdegradowania do roli czyjejś partnerki. Bała się, że przestanie
wtedy być „wpływowym psem”. Bała się, że jej jedynym celem w życiu, po
zawarciu oficjalnego związku, będzie spłodzenie, urodzenie i wychowanie
potomstwa, no może z przerwami na czas poświęcony zadowalaniu samca,
który, zanim się obejrzy, przejmie w oczach innych rolę „tego właściwego
Bety” tylko i wyłącznie dlatego, że urodził się z innymi niż ona
narzędziami płciowymi.
— Całowałam się z nim, mamo. Kocham go. Sama radziłaś mi kiedyś
znaleźć sobie jakiegoś samca i się ustatkować, nie rozumiem, jaki masz
problem...
— Jaki mam problem?!
Jakiej części wyrażenia "wpływowy samiec" wtedy nie zrozumiałaś? Czy ten
zbir wygląda ci na kogoś wpływowego, dobrego Betę? Prawie cię zabił, bo
wygrywałaś z nim walkę!
Choć
wolałaby tego uniknąć, Erato musiała w tamtej chwili przyznać swojej
matce rację. Czy Concorde stanowił materiał na dobrego Betę? Kochała go i
nie przeszkadzały jej jego wady, ale jeśli miała uczynić go swoim
partnerem, musiała myśleć również o dobrze wszystkich członków stada.
Nie chciała, by w przyszłości dobiegały do jej uszu historie o tym, jak
Concorde wybuchnął przy pierwszym lepszym wojskowym, bo ten oddychał
przy nim zbyt głośno. Nie chciała słuchać głosów o tym, jak dziwnego i
nienadającego się do przywództwa Betę mają.
Czy
w Wielkiej Księdze istniał jakiś zapis, który pozwalałby im zostać parą
bez tytułowania Concorde'a Betą i otrzymania przez niego części jej
obowiązków?
Wiem, że teraz oboje jesteśmy w żałobie i taka propozycja jest nie na miejscu, ale nie potrafię tego dłużej trzymać w sobie.
Jej
matka i ojciec byli martwi. Jakkolwiek bardzo nie chciałaby zapewne
usłyszeć opinii Laverne dotyczącej związku jej starszej córki z jej
„kochasiem-zbójnikiem”, wiedziała, że Enyalios zapewne byłby w tym
momencie nieocenioną pomocą w poukładaniu jej poplątanych myśli. Hebe
wciąż nie wracała, a więc i jej opinii nie mogła poznać. Nawet jeśli jej
młodsza siostra byłaby obecna, samica Beta zapewne i tak nie udałaby
się do niej po poradę, nie chcąc dokładać jej problemów, których ona
sama zdawała się mieć i tak dość.
Gdy,
chyba po raz pierwszy w swoim życiu, Erato naprawdę nie wiedziała, co
ma uczynić, i chciała się kogoś poradzić, nie było nikogo, do kogo
mogłaby się udać po pomoc.
Kurwa.
—
Concorde, ja... Nie wiem, co powiedzieć. Tyle ostatnio się wydarzyło.
Kocham cię i oczywiście chciałabym zostać twoją partnerką, ale... To
chyba nie jest dobry moment — wyszeptała, kładąc po sobie uszy.
—
Rozumiem. Tak, jak już mówiłem, nie chcę na ciebie naciskać. Poczekam,
ile będzie trzeba. Jeśli będziesz gotowa, wystarczy tylko, że mi to
powiesz, a pójdziemy do Mojito nawet w środku nocy — zażartował,
próbując rozluźnić nieco napiętą atmosferę.
— Dziękuję. — Uśmiechnęła się delikatnie i wtuliła w jego bok.
Pogrzeb
Erydy na chwilę oderwał Erato od obijających się wciąż o jej umysł
wspomnień, pytań i wątpliwości. Jaki był sens po raz setny pytania samej
siebie, czy powinna przyjąć propozycję Concorde'a, gdy oto słuchała
słów Mojito, które stanowiły ostatnie pożegnanie matki jej ukochanego?
Jaki był sens zastanawiania się, czy ktoś taki jak on mógł być dobrym
Betą, gdy oto znowu trzymał się jej boku, jakby była jego ostatnią deską
ratunku, choć starał się wyglądać na twardego i nieugiętego?
Erydo, niech ziemia będzie ci lekką, a pamięć po Tobie jako pierwszej
generał na nowych terenach, przy czym dotychczas najlepszą, jaką mogło
się pochwalić nasze wojsko, nawet przed przenosinami, nigdy nie zaginie.
Odetchnęła
głęboko i rozejrzała się po odchodzących powoli spod flagi Norwegii
psach. Wojskowi trzymali się razem, powoli rozluźniając się po
przestaniu całej ceremonii na baczność. Byli wśród nich nawet Connor i
Cooper, który wyglądał już zresztą jak uosobienie śmierci. Nie chciała
wiedzieć, ile czasu musiało minąć, by członkowie stada spotkali się na
kolejnym pogrzebie, pogrzebie niezwykle wiernego swojej społeczności
gońca.
W
tłumie dostrzegła również Hebe. Dzień wcześniej Hugo przekazał jej
wiadomość od Mojito, wiadomość, że jej siostra powróciła, cała, zdrowa i
bezpieczna. Nie rozmawiała z nią jednak jeszcze i nie zapowiadało się
na to, że miała z nią porozmawiać teraz, ponieważ oto zaczęła się
oddalać w towarzystwie Alfy.
Dlaczego po swoim powrocie poszła prosto do niego? Dlaczego teraz również kierowała się ku jego domostwu?
Wiedziała,
że jej ukochana siostrzyczka nie byłaby szczęśliwa, gdyby została
przywódczynią ich sfory i aż serce jej się krajało, gdy widziała, że
najwyraźniej ku temu to wszystko zmierzało.
— Idziemy? — szepnęła do Concorde'a, gdy tylko ich dwoje stało już na wzniesieniu z flagą.
— Możemy jeszcze chwilę tu zostać? — spytał, nie patrząc na nią.
— Oczywiście — szepnęła, delikatnie trącając go nosem.
Nie wiedziała, co ją wtedy opętało, lecz po chwili ciszy oderwała wzrok od łopoczącej na wietrze flagi i odezwała się ponownie:
—
Concorde... Ja... Jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna to...
Chciałabym zostać twoją partnerką. Nawet teraz, zaraz. Za dużo
przeżyliśmy w ostatnim czasie cierpień, by nie móc sobie teraz pozwolić
na chwilę szczęścia związanego z tym krokiem — zauważyła cicho, uśmiechając się delikatnie.
Concorde?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz