Informacja o śmierci emerytowanej pary beta dotarła do niego w tempie ekspresowym. W zasadzie był jedną z pierwszych osób, które dowiedziały się o tym, że para beta została znaleziona martwa w górach. Widok zrozpaczonej bety sprawił, że zagojone już w pewnym stopniu rany po śmierci jego ojca na nowo ktoś rozdrapał. Rozumiał dokładnie co wtedy czuła beta. Wiedział jednak, że na śmierć jej rodziców nikt nie był gotowy, ze względu na to, że zginęli niespodziewanie. Jego ojciec natomiast umarł ze starości. Nie zmieniało to jednak faktu, że dotknęło to alfę niezwykle mocno.
Na pogrzebie pary beta nie był w stanie podejść do zrozpaczonej Hebe, która kurczowo trzymała się swojej starszej siostry. Nie chciał opowiadać jej tych wszystkich bzdur, że wszystko się ułoży i za jakiś czas będzie lepiej. Dobrze wiedział, że nie będzie.
Od tamtego dnia nie widział Hebe. Przyszła do niego w tej sprawie również Erato, beta. Nie widziała bowiem swojej siostry od dnia pogrzebu. Jak się później dowiedzieli od Erla, Hebe nie pojawiała się na łowach. Mojito bez zawahania nakazał przeszukanie terenów należących do stada w celu odnalezienia łowczyni. Poszukiwaniom przewodził oczywiście on sam. Erato zdecydowała się w nich nie uczestniczyć.
— Wciąż mam przed oczami martwe ciała moich rodziców. — tłumaczyła. — Nie chcę odnaleźć też martwej siostry. — dodała.
— Obiecuję ci, że ona wróci na tereny stada choćby nie wiem co. — odpowiadał. Sam jednak bał się, że Hebe mogła zrobić sobie jakąś krzywdę. Obawiał się też, że poszukiwania suczki, którą darzył ogromnym uczuciem spełzną na niczym.
Obawy alfy ziściły się jednak. Wrócił z psami, które szukały wraz z nim łowczyni, na tereny stada. Od razu skierował się do Erato, by powiadomić ją o tym, że jej siostra nie została odnaleziona.
— Nie żyje. Na pewno. — beta nie kryła swojego rozczarowania.
— Erato... — Mojito położył jej łapę na ramieniu. — Wróci, zobaczysz. Wierz mi na słowo. — postarał się uśmiechnąć, jednak zamiast uśmiechu na jego pysku pojawił się bliżej nieokreślony grymas. Beta westchnęła prosząc psa by opuścił koszary, gdyż chce pobyć teraz sama. Biały pies za prośbą bety wyszedł i ruszył w kierunku swojego domostwa. Sam zaczynał wątpić w powrót Hebe na terytorium stada.
Gdy już nie wierzył, że ona wróci stał się pewnego rodzaju cud. Hebe stała przed drzwiami jego domu i mimo iż odnosił wrażenie, że w pewnym sensie mu ubliża to miał to gdzieś. Niesamowicie cieszył się, że trójkolorowa suczka stoi teraz przed nim. Jej widok był dla niego pewnego rodzaju ukojeniem. Wiedział już, że nic jej nie grozi.
— [...] Potrzebuję cię, Mojito. — dotarło do jego uszu.
Biały pies przyciągnął do siebie zapłakaną suczkę. Objął ją zdecydowanie, chowając jej pysk w sierść na jego piersi. Poczuł, że jej łzy zlepiają jego sierść.
— Hebe... — szepnął. — Nie odwracałbym się i odchodził gdyby mi na tobie nie zależało. Nie chcę powiedzieć czegoś za dużo, by cię nie stracić. A mimo to odnoszę wrażenie, że i tak powiedziałem kiedyś za dużo. — przytulił ją mocniej, kładąc jej swój pysk na czubku jej głowy. — Chcę żebyś wiedziała, że nie ważne co między nami jest i co będzie to zawsze możesz na mnie liczyć, a ja zawsze ci pomogę jak tylko będę mógł. Nawet jeśli ta pomoc będzie miała polegać na tym, że wyrzucisz z siebie wszystko co leży ci na sercu. Bo naprawdę cię kocham. I naprawdę nie chcę cię nigdy stracić. — odsunął się delikatnie od niej, patrząc w jej bursztynowe, zapłakane ślepia.
< Hebe? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz