Przepraszam, mamo. Przepraszam, że nie przyniosłem cię do szpitala na czas. Przez ze mnie umarłaś, gdyby nie moja zwłoka, nie musiałbym cię chować. Nie musiałbym się z tobą żegnać.
Pogrzeb matki Concorde'a był wydarzeniem, w którym samiec nie chciał uczestniczyć. Nie chciał, by wszyscy zebrani byli świadkami jego słabości, tego, jak przeżywa jej odejście.
Przez całą "uroczystość " (Kto w ogóle wymyślił, żeby tak to nazywać?) trzymał się u boku ukochanej, ujmując rozpacz, nie pozwalając jej popłynąć. Starał się grać silnego, lecz zapewne każdy dostrzegał, jak żołnierz ciężko to znosił.
Nie potrafił odejść od wzniesienia, gdy ostatnie słowa zostały wypowiedziane przez Alfę, a zebrani zaczęli się rozchodzić. Tylko Erato została przy nim, cierpliwie czekając, aż samiec wykaże chęci do powrotu.
Całe skupienie przeniósł na towarzyszącą mu suczkę, gdy przerwała między nimi ciszę, odnosząc się do ich wcześniejszej rozmowy dotyczącej partnerstwa.
— Concorde... Ja... Jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna to... Chciałabym zostać twoją partnerką. Nawet teraz, zaraz. Za dużo przeżyliśmy w ostatnim czasie cierpień, by nie móc sobie teraz pozwolić na chwilę szczęścia związanego z tym krokiem — zauważyła cicho, uśmiechając się delikatnie.
Concorde otworzył delikatnie pysk, a następnie jego kąciki poszły ku górze. Naprawdę się zgodziła!
— Naprawdę tego chcesz? Jesteś pewna? — spojrzał na nią z nadzieją w zaszklonych oczach. Ta informacja pozwoliła na moment oderwać Concorde'a od rzeczywistości. Liczyło się teraz tylko to, co miało się za chwilę wydarzyć.
— Nie byłam jeszcze czegoś tak bardzo pewna — odparła, a jej wcześniej delikatny uśmiech stał się szerszy.
— Czyli nie przeszkadzałoby ci to, jeśli pójdziemy do Mojito jeszcze dzisiaj? Teraz? — odwzajemnił gest, nie zauważając nawet, kiedy zaczął machać ogonem.
— Ani trochę.
— To... to cudownie! — ogłosił zbyt entuzjastycznie, niż przypuszczał. Prędko się ogarnął, próbując wyglądać obojętnie. O uszy obił mu się cichy chichot Erato. Skrzywił się nieznacznie, czując lekkie zawstydzenie swoim zachowaniem. Ale jak miał się oprzeć przed taką reakcją, kiedy następowała najszczęśliwsza chwila w jego życiu?
Spojrzał na powiewającą flagę. Przymknął ślepia, w myślach żegnając się z matką. Widzisz, mamo? Niedługo będę partnerem. Wierzysz w to?
Ponownie obdarzył Erato swą uwagą i uśmiechnął się delikatnie.
— Chodźmy.
Szli ramię w ramię do domostwa Mojito, będąc coraz bliżej swego celu. Concorde nie do końca mógł pojąć tego, że za niedługo będzie mógł się zwać oficjalnym partnerem swej ukochanej. Uczucie to było czymś niezwykłym, cudownym, dodającym skrzydeł, lecz jednocześnie napędzał obawy, czy aby na pewno postąpił właściwie. Czy był gotowy na zobowiązania? Czy na pewno będzie dobrym partnerem i nie zawiedzie swojej miłości?
Pokręcił głową, chcąc sprawić, aby gościły w nim tylko i wyłącznie te pozytywne myśli i emocje. Nie chciał psuć tej chwili swoim strachem.
— Jesteśmy na miejscu — szepnął, zerkając na Erato. Posłał jej czuły uśmiech.
Znaleźli się przy drzwiach miejsca zamieszkania białego samca. To Concorde postanowił zapukać. Z niecierpliwością wyczekiwał Mojito.
Po chwili ujrzeli przywódcę stada.
— My... — zawahał się żołnierz, gubiąc wcześniej ułożone słowa. — Chcielibyśmy zawrzeć oficjalne partnerstwo.
Mojito? Poproszę, aby odpis był skierowany do Erato. Z góry dziękuję ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz