Wędrowała ciemnymi ślepiami raz na boki, raz do góry i w dół, chcąc przyzwyczaić się do zaistniałej sytuacji. Wsłuchiwała się w grzmoty, które pojawiały się co jakiś czas i opadające krople deszczu.
To wszystko było dla niej nowe. Ludzie, budynki i dziwne maszyny na kółkach były czymś, co Adara widziała niemal po raz pierwszy w swym dość krótkim życiu.
Nawet nie raczyła obdarzyć Anubisa przelotnym spojrzeniem, kiedy z jego pyska wypłynęło pytanie.
— Nie każdy urodził się kanapowcem, tak jak ty — mruknęła, o dziwo dość normalnym i spokojnym tonem. Zmęczenie nie pozwalało jej na zaczepki ani też dogryzanie, nie miała sił do takiego zachowania. — Wychowałam się z rodzicami w dziczy, nigdy nie miałam okazji, aby znaleźć się wśród ludzkich siedzib — kontynuowała, kiedy nie otrzymała z jego strony odzewu. Czarno-biały wydał prawie niesłyszalny pomruk, lecz już się nie odezwał.
Zerknęła na niego kątem oka, rozumiejąc już milczenie Anubisa. Leżący obok niej samiec po prostu zasnął, zdradzały to jego zamknięte oczy, jak i cichy dźwięk pochrapywania. Miała nadzieję, że zdołał usłyszeć chociaż część jej wypowiedzi i nie będzie wypytywał o więcej szczegółów. Szczerze nie cierpiała mówić tak otwarcie o swojej przeszłości, powracanie do niej przynosiło ze sobą te same, niezmienne uczucia.
Westchnęła, wciągając nosem orzeźwiający zapach, który pozostawiały deszczowe krople. Mocniej przylgnęła do ściany kartonu, chcąc zachować dostateczną odległość od towarzyszącego jej psa. Umieściła pysk między swoimi łapami i zamknęła oczy, pozwalając snu, aby ją przywitał.
Zapach wilgoci uderzył w jej nozdrza, a do uszu docierały przygłuszone dźwięki dwunożnych i samochodów. Miasto budziło się do życia, co oznaczało przyjście kolejnego dnia.
Westchnęła cicho, może wręcz błogo, lecz po chwili przybrała niepewną minę, gdy poczuła na pysku coś miękkiego. Uchyliła delikatnie powieki, z niepokojem dostrzegając, iż była wtulona w sierść drugiego strażnika. Natychmiast się odsunęła, tłumiąc jęk obrzydzenia. Zapewne w nocy musiała zbytnio zmieniać pozycję, co poskutkowało znalezieniem się tak blisko drugiego psa.
Przez dłuższą chwilę przyglądała się Anubisowi, z ulgą rozumiejąc, że samiec był jeszcze pogrążony we śnie, albo po prostu dobrze udawał, że jeszcze śpi. Gdyby Anubis obudził się w tym samym momencie, co ona, sukę na pewno zalałaby fala wstydu.
Wychyliła się nieco z nocnej kryjówki, badając każdy zakamarek, jaki tylko był w zasięgu jej wzroku. Na ziemi obecne były kałuże, a niebo pochmurne i szarawe. Na szczęście nie padało. Jeszcze.
Postawiła krok do przodu, a gdy upewniła się, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo, zbliżyła się do jednej ze wszechobecnych kałuż i wzięła kilka łyków. Podniosła pysk, a parę pojedynczych kropel z niego skapło. Skrzywiła się, gdy przybyło nieprzyjemne warczenie w żołądku.
Odwróciła łeb w stronę towarzysza, z irytacją zauważając, że ten dalej śpi. Normalnie pozwoliłaby mu samemu się wybudzić, lecz towarzyszące jej uczucie głodu skutecznie przyćmiło rozsądek.
Zbliżyła się do Anubisa i bez większego zastanowienia chwyciła zębami jego ucho i mocno nim szarpnęła. Pobudka brutalna, lecz zdecydowanie skuteczna.
Samiec wydał cichy syk i spojrzał na Adarę tępo.
— Co jest? — skrzywił się.
— Ile miałam czekać, aż wreszcie raczysz się obudzić? — w jej głosie pobrzmiewało oburzenie. — Chyba mieliśmy zwiedzać, a nie spać w nieskończoność.
— Tak bardzo ci się spieszy, M'lady? — podniósł się do pozycji siedzącej.
— Jeszcze raz tak mnie nazwiesz — kłapnęła pyskiem, marszcząc nos.
— Dobra, uspokój się — przewrócił ślepiami. Wyszedł z kartonu i porozciągał odrobinę. Na obliczu samicy znajdował się grymas, spowodowany tak powolnym wykonywaniem wcześniej wspominanej czynności przez Anubisa.
Samiec wreszcie wyprostował się, oglądając otoczenie.
— To co — spojrzał na Adarę. — Najpierw jakieś śniadanie i idziemy zwiedzać? — posłał jej zawadiacki uśmiech.
— Już myślałam, że będę tu sterczeć w nieskończoność — westchnęła zdenerwowana.
Bez zbędnych słów młody samiec ruszył przed siebie, wychodząc z uliczki. Adara prędko dogoniła go, trzymając się niewątpliwie blisko, aby nie zgubić samca wśród zabieganych ludzi.
Zatarła się odrobinę o bok Anubisa, gdyż nie zauważyła, kiedy ten postanowił zatrzymać się na chwilę. Wbiła pytające spojrzenie w jego pysk, a już po chwili poznała powód tak nagłego postoju:
— Czujesz? — intensywnie poruszał nozdrzami. Adara poszła w jego ślady, dzięki czemu dotarł do niej soczysty zapach pieczonego mięsa.
— Czuję — energicznie pokiwała głową, czując, jak ślinka cieknie z jej pyska. Zaczęła się rozglądać dookoła, w celu wypatrzenia miejsca położenia ich, jak miała nadzieję, przyszłego posiłku.
— Jest po drugiej stronie ulicy — oznajmił, jakby właśnie wyczytał zamiary Adary.
Suka posłała mu przelotne spojrzenie, kierując je na asfalt, po którym sunęły przerażające i ogromne maszyny na kółkach. Przełknęła ślinę, zastanawiając się, czy przejście przez ulicę okaże się śmiercionośną czynnością.
— W...więc chodźmy poszukać jedzenia gdzieś indziej — zająkała się, za co od razu bezlitośnie skarciła siebie w myślach — Nie mam zamiaru zginąć dla jednego kawałka mięsa — mruknęła.
Anubis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz