Od Coopera CD. Connora

Cooper lubił uważać, że jest odważnym psem. Już jako szczeniak uwielbiał pakować się we wszelkie niebezpieczne sytuacje. Teraz, jako osobnik o podeszłym już wieku, oszczędzał się bardziej, lecz gdzieś z tyłu głowy kołatała mu się myśl, że gdyby tylko zaszła taka potrzeba, byłby gotowy ponownie obudzić w sobie ten zew młodości i dzikości.
Teraz jednak zaczynał w to wątpić. Już do gabinetu lekarskiego wchodził na sztywnych łapach. Próbował winić za to swój słaby stan zdrowotny, lecz nie potrafił wmówić tego nawet samemu sobie. Gdy opowiadał Davonnie o swoich głodówkach, o objawach, które ostatnio mu towarzyszyły, w tym o tych, o których wciąż nie wiedział Connor, drżał mu głos. Wszelkie przedmioty z zimnego metalu, które przykładała do jego ciała medyczka zdawały się go parzyć, nie wspominając już nawet o długiej igle, którą wbiła mu kilka razy w celu pobrania próbek krwi.
Najstraszniejszy był jednak moment, gdy powróciła z wynikami, które okazały się wręcz tragiczne.
— Przykro mi, Cooperze, lecz to nie wróży nam niczego dobrego. Masz już swoje lata, do tego żyjemy w trudnych warunkach. Nie jestem pewna, czy, nawet jeśli rozpoczniemy najbardziej gwałtowną terapię, jesteśmy w stanie cokolwiek zrobić.
Mówiła cicho, spokojnie. Coś w tonie jej głosu i spojrzeniu mówiło samcowi, że naprawdę było jej przykro. Stracili ostatnio zbyt dużo członków sfory, a on najwyraźniej miał niedługo dołączyć do ich grona.
— To znaczy, że... Chcesz mi powiedzieć, że...
— Umierasz — dokończyła cicho lekarka.
— Ile czasu mi zostało? — spytał zdławionym głosem.
— Możemy to przedłużyć, jeśli tylko zgodzisz się na odpowiednie leczenie. Musiałbyś jednak pozostawać w tym czasie w szpitalu i...
— Nie — przerwał jej. — Nie chcę dożyć swoich dni, będąc przykutym do szpitalnego łóżka. Ile czasu mi zostało bez tej terapii?
— Wspominałeś coś o kaszleniu krwią. To oznaka tego, że mówimy o naprawdę krótkim okresie.
— Czyli ile? — naciskał, coraz bardziej zniecierpliwiony. — Dzień? Tydzień? Miesiąc?
— Jeśli będziesz się oszczędzał, kilka tygodni, może miesiąc. Jeśli nie, możesz nawet nie przeżyć tygodnia.
Pokiwał głową. 
— Aha — mruknął jedynie, wciąż dochodząc do siebie po tym, co usłyszał. — Dziękuję. Do widzenia. A może żegnaj? Nie wiem, czy jeszcze się zobaczymy. — Próbował się uśmiechnąć, lecz jedynie wykrzywił pysk w bliżej nieokreślonym grymasie.
Nie czekał na odpowiedź. Wyszedł z gabinetu i stanął oko w oko z Connorem. Ukochany od razu do niego doskoczył, chcąc jak najszybciej wydobyć z niego ważne informacje.
— I jak?
— Chodźmy do domu. Tam... Tam ci opowiem.
W ciągu drogi powrotnej, również wręcz boleśnie powolnej, szpieg jeszcze kilka razy prosił gońca o wyjaśnienia. Ten jednak wciąż powtarzał, że czas na nie nadejdzie dopiero w domowym zaciszu.
— Zanim ci powiem, chciałbym jednak poprosić cię o jedną rzecz. Pamiętasz tamtą noc, gdy zawarliśmy oficjalny związek? Gdy wróciliśmy do domu, wyciągnąłeś gramofon i zatańczyliśmy. Moglibyśmy zrobić to jeszcze raz? Teraz — poprosił Cooper chwilę po tym, jak przekroczyli próg, jeszcze zanim Connor zdołał ponownie zadać swoje pytanie.
— Cooper, co się dzieje? — spytał husky, zaalarmowany dziwnym zachowaniem swojego partnera.
— Proszę. Gdy tylko skończy się piosenka, wszystko ci wyjaśnię, obiecuję.
Nie otrzymał werbalnej odpowiedzi, lecz po chwili zawahania szpieg skinął głową. Razem wyjęli gramofon spod łóżka, gdzie ten spoczywał przez cały ten czas, gdy nie był używany. Udało im się znaleźć odpowiednią płytę i już po chwili w ich salonie rozbrzmiewała znajoma melodia.
 

To, co miało wydarzyć się niedługo, również nie pozostawiało im wyboru. Nie było żadnego planu, no może oprócz tego, że w czasie od kilku dni do kilku tygodni Coopera czekała śmierć. Ale tego chyba rzeczywiście nie dało się nazwać planem...
— Kocham cię — wyszeptał chory samiec, gdy tylko wybrzmiały ostatnie sekundy nagrania.
— Ja ciebie też — odpowiedział od razu jego partner. Gdyby nie emocje, jakie można było usłyszeć w jego głosie, można by pomyśleć, że słowa te automatycznie opuściły jego pysk. — Czy teraz powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi?
— Umieram, Connorze — szepnął, uśmiechając się smutno. — Został mi jakiś tydzień, może więcej. Davonna stwierdziła, że nie ma już dla mnie ratunku. I, zanim to zaproponujesz, nie chcę leżeć w szpitalu czy nawet w naszym własnym łóżku przez ten cały czas. Chcę umrzeć tak, jak żyłem. Chcę spędzić z tobą jak najwięcej czasu, może jeszcze raz pozwiedzać tereny naszego stada, rozerwać się w mieście. Treningi w wojsku chyba będę musiał sobie jednak odpuścić — spróbował zażartować.
— O czym ty mówisz? — wybuchnął nagle Connor. — Jak to umierasz? Jak to nie chcesz iść do szpitala? Jak to nie chcesz leżeć w łóżku. Jak to... — wymieniał, mówiąc coraz mniej wyraźnie. W jego oczach chyba błyszczały łzy, lecz równie dobrze mogła to być gra światła.
— Hej, Con, oddychaj. Spokojnie. Słyszałeś tę piosenkę? There's no plan, it's not in our hands — zaśpiewał cichutko, przez towarzyszące mu emocje niemiłosiernie fałszując. — Nic nie możemy zrobić, by temu zapobiec. Jeśli jednak i ty tego chcesz, możemy jednak spróbować przeżyć ten czas jak najlepiej.
I spróbowali. Następnego dnia, po nieprzespanej nocy, którą spędzili wtulając się w siebie najmocniej jak potrafili i wspominając stare czasy, wszystko, co razem przeżyli, udali się do koszar, by powiadomić Betę o tym, jak wyglądała sytuacja i że nie zamierzali już uczestniczyć w treningach. Erato rozumiała, było to widać w jej oczach. Ze smutkiem obserwowała zapewne, jak to Kostucha zbierała swoje żniwo wśród wojskowych — najpierw Rowan popełnił samobójstwo, potem Eryda zmarła na atak serca. Nie można było również zapominać o tym, że jakiś czas wcześniej zmarli rodzice młodej zwierzchniczki wojska. Niedługo miała przyjść i po niego. Ich pokolenie wymierało.
Odwiedzili miasto. Spacerowali po terenach stada. Jedli romantyczne kolacje i śniadania podane do łóżka. Słuchali muzyki, czasem do niej tańcząc czy nawet śpiewając. Garściami czerpali z życia, z tego, co z niego dla nich pozostało.
Dwanaście dni po otrzymaniu wyroku śmierci, Cooper zmarł. Odszedł we śnie, przytulony do swojego ukochanego, z uśmiechem na pysku. Nie chciał wiedzieć, jak Connor musiał zareagować, gdy obudził się obok martwego ciała. Nie chciał wiedzieć, jak wyglądać miało jego życie bez partnera.
Czekał na ich ponowne spotkanie w "lepszym miejscu".
 
Koniec wątku. Cooper umiera

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette