Mokry śnieg trzeszczał pod naporem
ich łap i wlepiał się w futro. Jeśli Zina miałaby podsumować swoje
dotychczasowe obserwacje i odczucia, zawarłaby je w trzech stanowiskach:
Północne Krańce były dla niej za zimne, jej towarzyszka zupełnie nie
pasowała do mroźnego otoczenia, a norweskie krajobrazy nie były wcale
tak nudne, jak została o tym uprzednio zapewniona. Mogła się jednak
domyślić, iż ostatnie stwierdzenie warunkowane było czasem, jaki tu
spędziła; wszystko wydawało się fascynujące, nowe, nieprzyjazne i obce.
Dzikość surowej natury oraz głębokie mrozy wczesną wiosną przyprawiały
młodą żeglarkę o dreszcze - nie wyobrażała sobie życia w takim miejscu.
Z zamyśleń wyrwały ją dopiero kolejne słowa Hebe. Zachęcona przez
oprowadzającą ją samicę, nachyliła się lekko by zakosztować świeżej
wody; jak się okazało, lodowatej. Odsunęła się gwałtownie, zniechęcona
przez nagłą rześkość drażniącą jej usta. Zaraz jednak ponownie zanurzyła
pysk w przeręblu. Nawet ta prosta ciecz smakowała inaczej -
krystalicznie czysta, pozbawiona zanieczyszczeń, jakby wyciśnięta wprost
z śnieżnobiałych chmur. Odległe krainy, o których jako dziecko słuchała
opowieści z napięciem i zjeżoną sierścią od samych, opisywanych
obrazów, sprostały jej wyobrażeniom. Północ okazała się równie dzika,
mroźna i surowa jak w historiach snutych z ust niani. A przy tym
niewyobrażalnie piękna.
***
Decyzję o pozostaniu w stadzie na dłuższą chwilę podjęła zaraz po
powrocie do zdrowia. Motywowana przez ciekawość oraz chęć zdobycia
nowych doświadczeń, wkrótce udała się do Alfy, by potwierdzić swoje
członkostwo. Choć z trudem przeżyła monotonny, ciągnący się w
nieskończoność wywód o panujących pośród społeczności zasadach,
przestarzałym systemie hierarchii i porządku wewnętrznym, wreszcie jej
przynależność do Północnych Krańców została przypieczętowana. Za radą
Hebe, która towarzyszyła jej przez cały proces, objęła stanowisko
strażnika, obiecując rzetelną pracę na rzecz stada. Nie miała zamiaru
wywiązywać się z owej obietnicy bardziej niż to konieczne.
Zanim jednak zadomowiła się na dobre, sfora pogrążyła się w żałobie.
Kilkukrotnej, z tego co odnotowała, lecz jedna z informacji szczególnie
utkwiła w jej umyśle. Tragiczna śmierć pary Beta - rodziców Hebe, suki,
która ocaliła piratce życie i pomogła zaaklimatyzować się w śnieżnej
krainie.
Nie miała pojęcia, co
robić. Nie znała młodej księżniczki na tyle dobrze, by stawiać się na
progu jej domu zaraz po tragicznych wieściach, toteż kolejne dni
włóczyła się jedynie po stadzie, starając się nie zaprzątać sobie tym
głowy. Najpierw czas dla rodziny, bliskich, potem przyjdzie jej kolej,
by spróbować swoich sił i okazać wsparcie. Tylko jak? Nie miała pojęcia,
jakie to uczucie stracić kogoś bliskiego, kogoś, kto był z nami od
zawsze i kto stanowił trwałą, cenną część naszego życia. Nigdy nie
znalazła się w podobnej sytuacji. Nie zaznała goryczy, straty oraz
tęsknoty, zaś brak rodziny i bliższych relacji miał na zawsze ją od nich
uchować. Jak więc miała ulżyć w tych emocjach komuś innemu?
Westchnęła ciężko, stając przed drzwiami niepozornej chatki. Minął
tydzień, może dwa, od tragicznych wieści. I choć nie dotyczyły one w
żadnym stopniu Ziny, czuła się zobowiązana do choćby próby wpłynięcia na
samopoczucie osieroconej księżniczki. Polubiła Hebe; za empatię jaką
jej okazała czy długie, przegadane noce w trakcie procesu leczenia,
który spędziła w jej domu. Chciała się odwdzięczyć, jakkolwiek.
Zapukała. Po chwili w progu ukazała się postać łowczyni. Wyglądała na zmęczoną.
— Hej — rzuciła Zina, siląc się na luźny ton. — Dawno się nie widziałyśmy... Wpadłam żeby... — urwała, czując jak język zaczyna jej się plątać. Westchnęła, opuszczając delikatnie pysk. —
Bardzo mi przykro z powodu twojej straty. Pomyślałam, że może dobrze ci
zrobi towarzystwo kogoś, kto nie będzie się trzymał tego tematu.
Przyniosłam rum. I sporą dawkę legend i opowieści z całego świata.
Sądzę, że dzięki nim możesz poczuć się lepiej. I na moment oderwać od
tego wszystkiego. Hebe?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz