Zacisnął powieki, nie chcąc uronić łzy. Nie chciał niepokoić swojej ukochanej, dlatego też, aby dalej analizować swój żywot, udał się przed chatkę.
Pomarańczowa kula akurat chyliła się ku zachodowi. Idealna pora do przemyśleń.
Jak ten czas szybko minął... Taka myśl gościła w myślach Aidana już od jakiegoś czasu.
Jeszcze tak niedawno był pucołowatym szczeniaczkiem, nieznającym krzywd tego świata. Miło wspominał dzieciństwo spędzone w Londynie, w Stadzie Psów Natury. Tęsknił za beztroskim zabawami z rówieśnikami lub nieco starszymi czy też młodszymi osobnikami.
To tam odkrył i rozwijał swoje pasje. Pamiętał, jak po raz pierwszy sięgnął po wciąż towarzyszący mu nóż i jak wyrzeźbił swoją pierwszą, acz niedokładną, drewnianą figurkę.
A później nadeszli ludzie i zakłócili spokój stada. Aidan nie widział siebie jako ulicznego psa, który walczy o każdą minutę życia. Zapragnął udać się z garstką psów na poszukiwania nowego, bezpieczniejszego miejsca, w którym mogliby się osiedlić.
Problemem do zrealizowania tych celów były jego matka i siostra. Ubolewał nad tym, że Khaleesi odmawiała wspólnej podróży, twierdząc, że jest stara i nie przeżyje takiej przeprawy. Zapewne, gdyby Eryda nie uległaby jego namowom, nie znajdowałby się teraz w Norwegii.
Czasem zastanawiał się, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby został w Londynie. Czy dożyłby tyle lat, ile miał obecnie? A może zginąłby już na samym początku takiego trybu życia? Może wtedy spędziłby z matką ostatnie dni?
Serce mu się rozdzierało na wspomnienie swojej rodzicielki. Nie potrafił do końca sobie wybaczyć, że ją zostawił. Zastanawiał się, czy ona również tęskniła za nim i jego siostrą. Czy również oddawała się refleksją, żeby być w jakiś sposób bliżej swych dzieci? Żywił nadzieję, że starsza, na pewno nieżyjąca już suka ułożyła swoje życie. Że odeszła w sędziwym wieku, spokojną i bezbolesną śmiercią.
Aidan podziwiał piękno Norwegii, jej spokój. Miał nadzieję, że ludzka ręka nie ośmieli się tknąć tego miejsca. Nie chciał, by jego drugi dom został stracony. To tu przeżył swe najpiękniejsze chwile.
Najpierw doznał uczucia, jakim była miłość. Poznał i dzielił życie z najwspanialszą istotą, jakąkolwiek spotkał. Estlay, była samica Gamma, wniosła w życie psa tyle szczęścia i pięknych wspomnień. Wraz z zawarciem partnerstwa, Ai przejął częściową pieczę nad szpitalem, jako samiec Gamma. Sumiennie wypełniał swoje obowiązki i był nawet dumny z tego, jak się sprawdził na owym stanowisku.
A później przyszło rodzicielstwo. Coś, czego samiec pragnął i bał się zarazem. Wszystkie wątpliwości odeszły na bok za sprawą jego ukochanej, jak i narodzin ich szczeniąt.
Davonna i Earl byli cudownymi pociechami. Aidan starał się być, to znaczy był wspaniałym ojcem. Chciał być takim rodzicielem, jakiego on nigdy nie miał i udało mu się to. Czuł się spełniony, posiadał to, czego potrzebował, czyli rodzinę.
Każdego dnia budził się szczęśliwy, wiedząc, że ma dla kogo otworzyć swoje ślepia. To ukochaną i dzieci stawiał na pierwszym miejscu, starając się zapewnić wszystko, czego potrzebowali. Mimo iż obecne były gorsze dni, zawsze znalazł się sposób, by zażegnać wszelkie problemy.
A teraz patrzył dumnie, jak jego syn obejmował niegdyś zajmowane przez niego i Estlay stanowisko. Wiedział, że Earl jest doskonale przygotowany do takiej roli, od zawsze to wiedział. Kiedy była taka potrzeba, czarno-biały samiec zawsze mógł służyć synowi pomocną łapą i ojcowską radą.
Z córki także był niezwykle dumny. Cieszył się, że piastuje ona wymarzone przez siebie stanowisko. To właśnie ona obdarowała jego i Estlay wnukiem. Uroczym i kruchutkim szczeniaczkiem, którego widok zawsze budził w Aidanie radość.
Przerwał swoje myśli, gdy poczuł delikatne uczucie słabości. Powoli wszedł do domu, odnajdując swą ukochaną. Uśmiechnął się do niej, podobnie jak ona do niego.
— Pójdę się na chwilę położyć — zakomunikował, obdarzając sukę krótkim, acz czułym pocałunkiem. — Kocham cię — dodał, udając się do sypialni.
Ułożył się wygodnie na łożu, pozwalając sobie na dalszą analizę swego żywota. Nie miał wątpliwości, że ów życie przeszedł piękną drogą, o jakiej nawet nie marzył. Z delikatnym uśmiechem zamknął swe dwukolorowe ślepia, nie zdając sobie sprawy, że ten świat widział po raz ostatni.
Otworzył je, będąc w zupełnie innym miejscu. Tutaj wszystko było takie jasne, kolorowe, wręcz wesołe. Aidanowi zajęła chwila, kiedy zdał sobie sprawę z tego, co właśnie się wydarzyło. Nie czuł jednak ulgi, a zawód. Gdyby była przy mnie teraz Estlay, nie chce jej zostawić... Ale doskonale wiedział, że nie może wrócić. Los zdecydował się zabrać go do tego świata już teraz, pomimo tego, jak dużą stratę miała później przeżyć była samica Gamma.
Zaczął iść przed siebie, dostrzegając coś na kształt mostu. Czy to tęczowy most? Ten, o którym tak dużo się mówi?Domyślania się o funkcji owego mostu przerwał mu niezwykle wzruszający widok. Przed nim stała jego matka oraz siostra, która opuściła ten świat stosunkowo niedawno.
Obie na niego czekały, obie uścisnęły go czule. Tak bardzo brakowało mu ich dotyku, teraz mógł go poczuć, znów mógł być z nimi.
Suki chciały przejść przez most, lecz Aidan zatrzymał się niepewnie, oglądając się za siebie. Wiedział, że tu wróci, by powitać w nowym świecie swoją ukochaną. Teraz jednak podążył za matką i siostrą.
Aidan umiera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz