Od Beatrice CD. Vesper

   Życie w tak rozwiniętej pod wieloma względami społeczności było dla niej czymś nowym. Nie była przyzwyczajona ani do mieszkania w jej własnej chatce, którą kiedyś zamieszkiwali jacyś ludzie (swoją drogą, mający niezwykle dobry, jej zdaniem, gust, jeśli chodziło o wystrój wnętrz - wystarczyło, że porządnie wysprzątała swe domostwo i wprowadziła zaledwie kilka zmian, a jej nowe miejsce zamieszkania zdawało się mieć najpiękniejsze wnętrze, w jakim kiedykolwiek przebywała), ani posiadania sztywno określonego stanowiska i wynikających z niego obowiązków. Okazało się zresztą, że podjęła wręcz znakomitą decyzję, wybierając taki a nie inny zawód - stała się jedynym obecnie medykiem (jak się dość wcześnie dowiedziała, Laverne, była lekarka, obecnie była suką Beta, a zmiana jej stanowiska ze względu na zawarcie partnerstwa z takim, a nie innym, psem na szczęście i tak wystąpiło w okresie, w którym interwencja medyczna nie była aż tak bardzo potrzebna, pomijając trzy porody, w tym jeden właśnie jej). Dlatego też nie pracowała w szpitalu wojskowym, jak to powinna jako sanitariuszka, a w "normalnym" szpitalu, wykonując przeróżne badania i zabiegi, które w danej chwili były potrzebne, jeśli tylko była w stanie je wykonać.
   Większość swego czasu podczas godzin pracy poświęcała jednak na poszerzanie swej wiedzy dzięki rozmowom z Laverne i Enyaliosem, jej partnerem, który, jak się okazało, przed swym własnym awansem, jeszcze w Anglii, przed przeniesieniem się nielicznych członków starej sfory na tereny Norwegii, pełnił stanowisko chirurga, oraz Estlay, swoją zwierzchniczką, Gammą, na którą to najwyraźniej teraz przyszedł czas na posiadanie potomstwa, ponieważ była wyraźnie brzemienna. Jej pierwsze poważniejsze zadanie od czasu dołączenia do sfory przybyło do niej u boku Enyaliosa właśnie, z bólem ostrożnie przenosząc ciężar ciała to na jedną, to na drugą stronę.
   - Beatrice, to twoja nowa pacjentka. - Po wielu razach, kiedy to musiała poprawiać jego wymowę jej imienia, w końcu uczynił to perfekcyjnie. Pochwalenie go za to byłoby jednak nie na miejscu, więc przemilczała to. - Doznała wypadku podczas treningu. Zajmij się nią, proszę. - Ukłonił się jej delikatnie w geście uprzejmego pożegnania i już po chwili opuścił budynek szpitalny.
   - Wypadek podczas treningu, tak? - Jej głos, ku jej pojawiającemu się prawie zawsze, gdy musiała do kogokolwiek przemówić, łączył w sobie dwa, jak jej się zdawało, skrajnie różne akcenty. Tym bardziej naturalnym był akcent rosyjski, zgodnie z miejscem, gdzie spędziła większość swego dotychczasowego życia, drugi zaś był najprawdopodobniej już jedynie parodią właściwego akcentu, biorąc pod uwagę fakt, że członkowie jej rodziny, od pokoleń już żyjący poza Włochami, uparcie imitowali akcent z tego właśnie państwa. - Co konkretnie się wydarzyło? - Mruknęła, oglądając już uważnie obrażenia suczki.
   Była ładna, może wręcz piękna, co oczywiście nie umknęło jej uwadze. Była od niej odrobinę niższa, a jej ciało pokrywała lśniąca ruda sierść. Uroku zdecydowanie dodawał jej różowy nos, a w jej oczach, jak zdawało się Bice, dostrzec można było jakiś błysk. Najważniejsze dla niej było jednak w tym momencie, że miała zwichniętą lewą przednią łapę, a na prawym barku dość głęboką ranę.
   - Potknęłam się podczas walki. - Oznajmiła suczka, której imienia Bea jeszcze nie znała, zbyt swobodnie, jej skromnym zdaniem, jak na osobie, która została ranna przez swą nieuwagę podczas walki, nawet jeśli tylko treningowej. Na więcej wyjaśnień najwyraźniej nie miała co liczyć.
   - Na zwichniętą łapę niewiele jestem w stanie zaradzić. Zaraz posmaruję ci ją maścią ziołową, która powinna zadziałać na pojawiającą się już opuchliznę. Większą robotę masz do wykonania ty, odciążając ją. Dwa pazury wbiły się głębiej, na tyle głęboko, że będę musiała zszyć część tych ran. - Uśmiechnęła się delikatnie i odeszła na chwilę, by powrócić z igłą i nićmi chirurgicznymi. - Usiądź tu, proszę. - Wskazała na niewysoką kozetkę. - Dasz radę na nią wskoczyć?
   - Dam radę. - Wyszczerzyła się suczka i po chwili, w której do uszu Beatrice dotarło spowodowane zapewne bólem ciche przekleństwo wypowiedziane pod nosem nieco młodszej od niej samicy.
   - Wciąż nie poznałam twojego imienia. - Zauważyła, wykonując pierwszy ruch igłą.
   - Vesper. - Odpowiedź nadeszła szybko.
   - Miło mi cię poznać, Vesper, choć nie ukrywam, że spotkanie to zapewne byłoby przyjemniejsze, gdyby odbyło się w innych warunkach. - Wymruczała, wykonując kolejne ruchy łapą trzymającą proste i ostre narzędzie.
   Pomiędzy nimi zapadło milczenie, które jednak od czasu do czasu przerywały kolejne uprzejme (lub coraz mniej uprzejme prośby) Bice, by Ves się nie ruszała, gdy zaczynała się coraz bardziej wiercić siedząc na swym miejscu.
   - Gotowe. - Wręcz odetchnęła z ulgą, odgryzając niepotrzebną jej dalszą długość nici. - Teraz jeszcze ta maść. - Powiedziała sama do siebie.
   Gdy podnosiła głowę, kątem oka zauważyła, że Vesper dość szybko odrywa od niej swoje spojrzenie, kierując je w pierwszym lepszym kierunku.
   - A więc należysz do wojska. Jaką funkcję pełnisz? - Zagadała, głównie z czystej przyjemności.
   - Szpiega. - Znowu krótko i na temat.
   - Będzie zimne. - Stwierdziła nagle Bea, mieszając w moździerzu odpowiednie zioła.
   - Co? - Spojrzała na nią nieco niepewnie tollerka.
   - Maść. Będzie zimna. - Wyjaśniła, podchodząc ponownie do suczki, by zaaplikować maść na jej coraz bardziej opuchniętą kończynę.
   Rzeczywiście, samica mimo wcześniejszego ostrzeżenia sanitariuszki drgnęła nieco, gdy maź po raz pierwszy spotkała się z jej skrytą za dość długą sierścią skórą. Po chwili już jednak najwyraźniej zdążyła się przyzwyczaić do tego uczucia, ponieważ cały pozostały czas potrzebny na aplikację reszty maści przesiedziała nieruchomo - zaskakująco nieruchomo, biorąc pod uwagę fakt, jak się kręciła podczas zszywania ran.
   - Wolałabym, żebyś posiedziała tu tak chwilę, dopóki maść choć trochę nie zastygnie. I nawet wtedy, gdy już cię wypuszczę, prosiłabym, żebyś gdzieś tak do wieczora nie wystawiała ją na kontakt z wodą. - Pouczyła, wycierając łapy z ziołowej maści. Ponownie odeszła na chwilę, by powrócić z naczyniem z bliżej nieokreśloną, przynajmniej na początku, cieczą. - Wywar z kory wierzby. Środek przeciwbólowy. - Wyjaśniła, stawiając naczynie przed szpiegiem.

Vesper?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette