Od Hebe CD. Mojito

Enyalios wymruczał kilka słów w odpowiedzi na przeprosiny Nali, jednak siedząca między jego przednimi łapami Hebe nie zakodowała ich znaczenia, była bowiem zbyt pochłonięta przyglądaniem się zgarbionemu synowi przywódców.
- Przykro mi - wyszeptała bezgłośnie i skuliła po sobie uszy, po czym zerknęła na każdego psa po kolei.
Nie naraził jej, sama nie weszła głębiej do wody, nie rzuciłaby mu się na pomoc, nie umiała bowiem jeszcze pływać. Ale gdyby pokierował nią impuls, może i ruszyłaby w jego kierunku? Z rozmyśleń o współczuciu i innym rozwoju sytuacji wyrwał ją głos samca Bety.
- Odprowadzę Hebe do domu - oznajmił spokojnie, w jego głosie nie było słychać wyrzutów, sunia mogła jednak podejrzewać, że z początku się zmartwił, i to nie byle jak. - Dziękuję wam za wizytę, moja córka na pewno dobrze bawiła się z Mojito - uśmiechnął się półgębkiem i rzucił okiem na młodego samca. Pożegnaj się, Hebe.
Potomkini Enyaliosa uniosła speszony wzrok ze swoich łap, który zdążyła tam utkwić i z początku popatrzyła w górę, na swojego ojca. Dopiero następnie skinęła głową na pożegnanie rodzinie Alf. Wstała, będąc gotową do przebycia drogi na własnych łapach, nagle jednak uniosła się w powietrze, za sprawą swojego rodziciela, który chwycił ją ostrożnie zębami za skórę na karku. Nie protestowała, była zmęczona po licznych zabawach, spojrzała tylko ostatni raz na białego samca i rzuciła mu niesłyszalne pożegnanie.
Jej ojciec poruszał się niespiesznie, droga mijała wszakże szybko, zapewne za sprawą jego długich, umięśnionych łap, nierównających się w żaden sposób z jej krótkimi kończynami.
Choć powieki zdawały się być dla niej wyjątkowo ciężkie, przepędzała swoje odczucia senności, aby czas poświęcić na obserwowanie otoczenia, jakie mijali.
Wiele iglastych, ciemnych drzew, niewielkie krzewy, spora ilość fauny kryjącej się w roślinności. Hebe ze szczególnym zachwytem przypatrywała się sarnie i zającowi, które zostały przez nią zauważone w drodze powrotnej. I choć na pozór nic intrygującego w drzewach nie było, ona analizowała je w wyraźnym skupieniu, zwłaszcza te liściaste, mające bardziej zróżnicowane pnie.
- Wiesz co, tato? - mruknęła nagle, zaraz potem ziewając.
- Hm? - Enyalios wydobył z siebie krótki dźwięk, nie było go bowiem stać na nic więcej, gdy w pysku trzymał swoją córkę.
- Chciałabym się nauczyć wspinać na drzewa - oznajmiła z pełną powagą, może wręcz dumą.
Nie odpowiedział, ale gdyby to zrobił, na pewno nie wybiłby jej tego pomysłu z głowy. Wierzył w swoje dzieci, a one wiedziały, że mają w nim wsparcie.
Gdy dotarli do domu, powitała ich stęskniona suka Beta. Hebe nieoczekiwanie zasnęła, zaś Laverne miała okazję wysłuchać o wydarzeniach z tamtego dnia.
I dni mijały. Potomkini Bet oraz następca Alf nie mieli okazji się spotkać, sunia jednak przyłapywała się na myślach o nim. Miała ochotę się z nim pobawić, był całkiem ciekawym towarzyszem, więc dlaczego by nie? Napomniała rodzicom o spotkaniu z Mojito, ojciec jednak odparł tylko, że pomyślą o inicjacji jakiegoś, więc postanowiła więcej się nie narzucać. Ku jej uradowaniu, pewnego ranka, kiedy czyhała na jedną z myszy (bardzo lubiła ćwiczyć łowiectwo na tych właśnie zwierzętach, zazwyczaj jednak ich nie zabijała), napotkała białego młodzieńca. Sama nie wiedziała, jak do tego doszło. Czy to ona oddaliła się tak bardzo od domu, czy on się do tego posunął?
Dla niej nie było to jednak istotne, podążyła beznamiętnym wzrokiem za uciekającym gryzoniem, po czym zamerdała ogonem, patrząc już na samca.
- Cześć, Mojito - uśmiechnęła się delikatnie, po czym machinalnie przysiadła na ziemi.
Spojrzała na nieboskłony, gdzie szybowało czarne ptaszysko, Aega, jak podejrzewała suczka.

Mojito?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette