Szczerze mówiąc, białe szczenię nie miało ochoty na zabawy z tą całą córką bet. Kim w ogóle były te bety? Zawsze myślał, że nie ma w okolicy żadnych innych psów oprócz jego, Mae i rodziców. A tu nagle się okazuje, że nie dość że są bety, to jeszcze mają córkę.
Z daleka dało się słychać szczekanie psów. Czyli był tutaj ktoś jeszcze. Matka niby mu coś tam tłumaczyła, że żyją w jakimś stadzie i że są kimś tam ważny. Z reguły jednak Mojito wpuszczał opowieści swojej rodzicielki jednym uchem a wypuszczał drugim. Nigdy nie przywiązywał wielkiej wagi do opowiadań matki, w przeciwieństwie do swojej siostry, która chętnie słuchała o przeszłości ich rodziców. Podobno należał do pierwszego pokolenia, które przyszło na świat na tych terenach. Zapamiętał, że tereny należą do Norwegii. Zbytnio go to jednak nie przejmowało. Ok, należały, ale co z tego?
W końcu zdecydował się spojrzeć na brązowo-białą suczkę. Tę całą córkę bet. Kimkolwiek by oni nie byli w tym czymś, co matka nazwała stadem.
— Okej. — zaczął i posłał jej zadziorny uśmiech. Córka bet wyszczerzyła swoje śnieżnobiałe kiełki w szerokim uśmiechu i zamerdała ochoczo ogonkiem. — Możemy się bawić w te całe „zapasy”. — oznajmił i przyjął pozycję podobną do tej, kiedy próbował upolować jednego z kruków, które rodzice trzymają w domu. I których nie mają zamiaru zjadać, co bardzo go dziwiło.
Po chwili samiczka przyjęła taką samą pozycję. Zaczął Mojito, który doskoczył do niej i powalił bez większego problemu na mokrą glebę. Młoda beta zaśmiała się tylko i nie zajęło to więcej niż dziesięć sekund, gdy to białe szczenię leżało teraz na glebie.
— Leżysz. — zaśmiała się, unosząc głowę w geście zwycięstwa.
— Aby na pewno? — uśmiechnął się zadziornie i zrzucił z siebie brązowo-białą samiczkę. Przeturlali się razem kilka metrów, w stronę fiordu. Wylądowali tuż przy brzegu wody. Ponownie to Mojito był na dole. Spojrzał na suczkę niezadowolony.
— Znowu leżysz. — powiedziała i wyciągnęła język, zamykając przy tym oczy. Biały zrzucił ją tak samo jak poprzednio i gdy suczka leżała na ziemi, śmiejąc się, sam zdecydował się usiąść. Zauważył, że jest cały w błocie. Spojrzał na swoją towarzyszkę. Ona również była brudna, jednak nie było tego tak mocno widać.
Z domu wyszła Nala, matka białego szczeniaka. Widząc w jakim stanie jest jego biała sierść, spojrzała na niego przerażona.
— Jak ty wyglądasz? — spytała. Nie ukrywała swojej złości. Mojito przewrócił tylko oczyma, a jego wzrok wylądował na brązowo-białej córce bet. Siedziała z podkulonym ogonem i położonymi po sobie uszami.
— Możemy iść na plażę? — uśmiechnął się, pokazując swojej rodzicielce kły. Suka spojrzała na Enyaliosa i Makbetha, którzy przyszli sprawdzić co dzieje się na zewnątrz. — Przy okazji byśmy oczyścili się trochę z błota. — dodał, gdy nie otrzymał odpowiedzi od matki. Brązowa suka westchnęła tylko.
— Możecie. — odpowiedziała, patrząc na psa, którego określano mianem bety. Ucieszony Mojito, podskoczył i niemal od razu ruszył przed siebie, w kierunku plaży, która znajdowała się po drugiej stronie góry. Hebe uniosła głowę i uśmiechnęła się. Niemal od razu pobiegła za białym szczenięciem. — Ale Aega będzie was pilnował. — dodała po chwili, a Mojito zatrzymał się. Hebe wpadła na niego.
— Obiad ma iść z nami? — odwrócił głowę w stronę matki z malującym się na jego pysku grymasem niezadowoleniem.
— Aega nie jest obiadem. Zresztą Hugo też. — wyjaśniła. — Żadnego z nich nie mamy zamiaru jeść. To są nasi doradcy i ptaki, które pilnują porządku w stadzie. — dodała. Po chwili na głowie białego psa wylądował ptak, który umaszczeniem był zupełnym przeciwieństwem młodego psa. Szczeniak od razu zaczął wymyślać plan w jaki sposób pozbyć się kruka.
< Hebe? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz