Wygrała! Uśmiechnęła się szeroko, wysoko prawdopodobne, że najszerzej w swoim dotychczasowym, wciąż dość krótkim, życiu, wnioskując po tym, jak aż zabolał ją przez to pysk. Jednocześnie wiedziała, że cieszyła się za bardzo, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze przed chwilą sama sobie wmawiała, że możliwą porażkę przyjmie z honorem, jak postąpiłby rycerz, lecz szybko odepchnęła te odczucia na bok. Chyba miała prawo się cieszyć z tego, że zademonstrowała swoje umiejętności przed wyraźnie coraz bardziej złym Concorde, swym, jak miała nadzieję, dumnym teraz z niej tatą, który to przecież nauczył ją tego, jak walczyć z mieczem w łapie (nawet jeśli był on tylko z patyka) i, oczywiście, samą generał, Erydą, czyż nie?
Nagle usłyszała jednak parsknięcie, a zaraz po nim słowa, które raniły bardziej niż prawdziwy, najlepiej na świecie naostrzony miecz. "Dałem Ci fory, abyś później nie płakała z powodu przegranej."
Przez chwilę bała się, że teraz naprawdę się rozpłacze, ale zwalczyła w sobie ten pasujący oczywiście bardziej do księżniczek niż do rycerzy odruch. Zamiast tego po prostu wyprostowała się i wbiła spojrzenie w przypominającego wilka szczeniaka stojącego na przeciwko niej, przekrzywiając nieco łeb (nikt nie był jej w stanie wmówić, że w takiej właśnie pozycji nie myślało się najlepiej, zwłaszcza, gdy sprawa była szczególnie poważna!).
- Niepotrzebnie to zrobiłeś. - Odezwała się w końcu, jej głos tak spokojny, że zaskoczyła nawet samą siebie. - Dobry rycerz powinien ponosić swe porażki z honorem, więc i ja powinnam się tego nauczyć. A teraz straciłam ku temu okazję. Ale i tak ci dziękuję, bo nie zmienia to faktu, że zawsze przyjemnie jest wygrać. - Uśmiechnęła się delikatnie.
Coś jej w tej całej sytuacji jednak nie pasowało. Gdy zerknęła na swojego ojca, szukając u niego jakiejkolwiek reakcji na jej, jak miała nadzieję, godne przyszłej Bety postępowanie, zauważyła jedynie, że przyglądał się on Concordowi z trudnym do rozszyfrowania wyrazem pyska. Być może i on miał takie przeczucie jak ona? Umiała już rozpoznać, kiedy tata specjalnie dawał jej wygrać, w jego ruchy włożone wtedy było mniej staranności, w jego oczach nie widziała już charakterystycznego dla tej zabawy błysku. Concorde jednak, choć twierdził, że wygrała tylko i wyłącznie dlatego, że on jej na to pozwolił, ani przez chwilę podczas walki nie stracił swej zaciekłości. Jego ciosy za każdym razem miały w sobie trudne do podrobienia uczucia, które rozgrywają się tylko i wyłącznie we wnętrzach toczących taką bitwę psów. I, co najważniejsze, w jego oczach widziała te iskry determinacji.
Nie lubiła kłamstw i kłamców. Czy Concorde był kłamcą?
- Idziemy już do koszar. Niedługo zaczną się ćwiczenia, generał i samiec Beta nie mogą się na nie spóźnić! - Oznajmiła, merdając ogonem, zerkając to na swojego tatę, to na mamę Concorde'a, gdy udało jej się w końcu wyrwać z transu zbyt dużych jak na tak małą łepetynkę przemyśleń.
Concorde?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz