Od Hebe CD. Vesper

Nie była wystawiona na wysiłek fizyczny, acz i tak jej oddech był przyspieszony, podobnie jak bicie serca, wszak nie ze zmęczenia, a ze stresu, który zdawał się miarowo zalewać jej wnętrze, niczym woda wlewająca się powoli do uszkodzonego na morzu statku. A przeznaczeniem ów statku było tylko zatonięcie. Tak też było w przypadku Hebe - na początku zdenerwowanie było niewielkie, w trakcie ucieczki jego intensywność jednak wzrosła, niczym ciśnienie wody, wywierające w stali coraz to większe wyrwy.
Ku jej szczęściu, nie zatonęła.
Łypnęła łapczywie powietrze w nozdrza, dzięki czemu zaspokoiła nieco swoje zapotrzebowanie na tlen. Następnie ześlizgnęła się z grzbietu rudej suki, dość niefortunnie, wylądowała bowiem na odłamkach szkła z rozbitego okna i przecięła sobie tylną łapę na wysokości stawu skokowego, nie przejęła się tym jednak zanadto, z początku nawet nie zauważyła. Nic wielkiego, zaledwie draśnięcie, z jakiego wypływała strużka krwi.
- Chyba żyję. Tak, żyję - popatrzyła po sobie i skinęła głową, aby dobitnie podkreślić swoją odpowiedź.
Przysiadła obok spoczywającej na ziemi Vesper, próbując odnaleźć w swym umyśle spokój, lecz przeszkodził temu stłumiony ryk. Na jej karku instynktownie zjeżyła się sierść.
- Tutaj nie powinien nas dopaść - tollerka stwierdziła pod nosem, bardziej do siebie niż do szczenięcia.
Przez bliżej nieokreślony czas trwały w bezruchu, po części nie chcąc, aby niedźwiedź wytropił je po jakimkolwiek hałasie, choć mógłby to zrobić po samym zapachu - nie dość, że nosiły na sobie intensywny psi zapach, to również cuchniały posoką. Powietrze jeszcze kilka razy przeszył niedźwiedzi odgłos w akompaniamencie szczebiotu ptaków wznoszących się w powietrze, aż w końcu ucichł.
Hebe podniosła zadek z ziemi, otrzepała się z kurzu, który zdołał przylepić się do jej sierści i popatrzyła wyczekująco na Vesper. Ta nie wstawała, młoda suczka podzieliła się więc z nią myślą sugerującą, iż z drugiej strony budynku mogą znajdować się dodatkowe drzwi, tak zwane tylne wyjście. Jej starsza towarzyszka rozważała przez chwilę ów refleksję, po czym w ciszy, dość ociężale zebrała się z zakurzonej podłogi i stanęła pewnie na łapach. Nie zawracała sobie głowy usunięciem zanieczyszczeń z futra, po prostu ruszyła przed siebie, uważnie stawiając kroki, a Hebe podążyła za nią.
Budynek w dużej mierze ogarnięty był przez półmrok. Jego wnętrze zapewne w niczym nie przypominało dawnego designu - po podłodze walały się przedmioty, odłamki szkła, połamane drewniane deski, gdzieniegdzie podłoga była dziurawa, a murowane ściany spustoszyła sama Matka Natura, która za pomocą drzew wyryła w nich wyrwy, przez jakie do środka dostawały się smugi światła.
Przez chwilową nieuwagę, a może i ciemność wokół, Hebe nie dostrzegła dziury w posadzce, przez co jedna z jej łap do niej wpadła, a sama córka Bet wyryła pyszczkiem w podłogę. Kwiknęła żałośnie, co zaalarmowało starszą sukę - odwróciła się ona momentalnie i podeszła do poszkodowanej, mruknąwszy pod nosem, żeby szybko wyciągała stamtąd łapę, gdyż nie wiadomo, co kryje się w podziemiach tego budynku. Napomniała coś jeszcze o wstrętnych szczurach, a to wystarczyło, aby niewielka sunia zaczęła z rozpaczą próbować się oswobodzić, jej próby szły jednak na marne.
Vesper schyliła łeb i bez ostrzeżenia chwyciła ją za skórę na karku, tak jak to robiło większość rodziców, zaczynając ciągnąć jej ciało w górę. Wkrótce jednak dorosła samica napotkała opór, a Hebe syknęła. Poczuła jak uścisk na jej karku znika, a już po chwili do jej szczenięcych uszu dotarła wiązanka słów niecenzuralnych, których zapewne jako dziecko słyszeć nie powinna. Jej wystraszone spojrzenie powędrowało na pysk bardziej doświadczonej życiowo towarzyszki, gdzie zatrzymało się na dłużej.
- Utknęłaś - usłyszała.
Chciała zapytać, co w takim razie zrobią, ale chyba ponownie poczuła się jak uszkodzony okręt na środku oceanu, który stopniowo pochłaniany był przez wodę, tyle że w tym przypadku tą wodą był stres. Nie wydobyła więc z siebie ani słowa, zwłaszcza, iż mimika Vesper wyrażała cień konsternacji.
Skuliła tylko łapę niewidoczną dla siebie pod deskami, w szczerej obawie, że ta zostanie zaraz odgryziona przez wściekłe zwierzęta mieszkające pod domem.
Tollerka ponownie złapała szczenię za karczek, tym razem nie podniosła jednak głowy do góry, a została w przybranej przez siebie pozycji. Z jej gardła wydobyło się zniekształcone, przez zajęty pysk, "Teraz uważaj" i ledwo Hebe zdołała przyswoić te słowa, a Vesper z impetem uderzyła łapą w podłogę, przy krawędzi dziury. Najwyraźniej nie poskutkowało tak, jak sobie życzyła, bowiem powtórzyła ów czynność. Deska nagle się złamała, luka powiększyła i tym samym kończyna Hebe została wyswobodzona.
Ruda samica przeniosła szczenię w bezpieczniejsze miejsce, po czym odetchnęła z ulgą, zapytała półżartem, czy łapa nie została przez nic zjedzona, aż wreszcie oznajmiła, że ruszają dalej i poprosiła młodą sunię, aby trzymała się blisko. Ta posłuchała i idąc dalej, niemalże ocierała się o kończyny starszej znajomej. Szło jej się ciężko, większość podłogi była zaśmiecona, co stanowiło momentami nie lada parkour, trzymała się wszakże dzielnie.
Vesper przystanęła nagle, rozejrzała się nerwowo i zaklęła kilkukrotnie.
Czy miały szansę się zgubić?
Dworek w mniemaniu Hebe był dość spory, ponadto pole widzenia zakłócał częściowy mrok, który zdawał się omamiać, drażnić, niekiedy nawet podgryzać swą otchłanią ich ciała, jakby chciał je pochłonąć, zatrzymać na zawsze dla siebie.

Vesper?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette