Wyrzucając sobie owy moment nietypowego zapomnienia, nie przykładała szczególnej wagi do słów starszej samicy. W porę jednak naczynie z dziwnym wywarem ocuciło ją z zamyślenia. Odzyskując skupienie, wyłapała słowa sanitariuszki, wyjaśniające przeznaczenie dziwnego napoju. Skinęła z uśmiechem głową w geście podziękowania, a następnie bez chwili zwłoki wypiła gorzką ciecz. Nie należała może do najsmaczniejszych, jednak ruda suczka nie skwitowała tego nawet minimalnym grymasem. Gorszych rzeczy próbowała w życiu i miała całkiem sporą tolerancję na wszelakie nieprzyjemne dla języka substancje. Ta przywodziła na myśl typowy, nieco gęstszy ziołowy napar, z wyraźnym aromatem, drażniącym nawet bardziej zmysł węchu niż smaku.
Vesper ponownie powiodła spojrzeniem za Beatrice, zajmującą się obecnie czyszczeniem użytych narzędzi medycznych. Nie wyglądała na szczególnie zajętą. Dobrze, że zjawił się medyk na terenach stada, lecz jak się okazało, pośród tak niewielkiej społeczności rzadko zdarzały się wypadki, wymagające szpitalnej interwencji. Nie licząc oczywiście leniwych szpiegów, których należy jednak zaliczyć do osobnej kategorii schorzeń zwanych "głupotą". Wyglądało więc na to, że sanitariuszka nie miała zbyt wiele do roboty. Przez myśl tollerki przeszło, jak niebotycznie nudne musi być to zadanie. Siedzieć przez cały dzień w gabinecie, będąc gotowym do akcji, która właściwie nigdy nie ma miejsca. To zapewne tylko kwestia czasu, kiedy wydadzą jej pozwolenie na "pracę z domu" - w tak niewielkiej wiosce dotarcie od jednego budynku do drugiego i tak nie stanowiło problemu, a przynajmniej zaoszczędzi się nieszczęsnej medyczce monotonii dni spędzanych na dyżurze w pustym szpitalu.
- Skoro tak sobie już tu razem siedzimy, to chyba nie ma co siedzieć cicho, prawda? - Vesper przeciągnęła się na tyle, na ile pozwalał jej stan mięśni, po czym przywołała na twarz charakterystyczny dla siebie, nieco zawadiacki uśmiech. - Ty w nudnej pracy, ja na przymusowym urlopie... No dobrze. O stadzie za dużo nie pogadamy, bo obydwie jesteśmy nowe. No właśnie, skąd pochodzisz?
- Ze wschodu - odparła zdawkowo.
Młodsza samica nie poczuła się szczególnie zadowolona krótką odpowiedzią. Ten fakt zdążyła już z góry założyć po rosyjskim akcencie. Nadal jednak nie rozszyfrowała, skąd w jej wymowie ten drugi, nieco bardziej egzotyczny, jakby trochę zniekształcony. Po doświadczeniu z podróży, rozpoznała w nim akcent z któregoś z języków romańskich. Włoski? Po brzmieniu zdawał się najbardziej prawdopodobny. Gdyby jeszcze dorzucić do tego nietypowe imię...
- A ty? - Z nietrwających długo rozmyślań wyrwało ją odbite pytanie. W głosie sanitariuszki wybrzmiewała raczej uprzejmość, niż faktyczna ciekawość. Jak się zdawało, w tej kwestii zdecydowanie górowała nad dociekliwą, rządną informacji naturą Vesper.
- Chyba gdzieś ze środkowej Europy - stwierdziła jedynie, dodając do tego standardowe wzruszenie ramionami. Jakkolwiek tak nieprecyzyjne odpowiedzi do niej nie pasowały, tak obecnie znacznie bardziej skupiała się na osobie swej rozmówczyni, niż własnej. Co więcej, zawęzić obszaru poszukiwań, pomimo szczerych chęci, nie mogła. Nie miała pojęcia, gdzie dokładnie przyszła na świat, zaś wszelakie szanse na zdobycie tej wiedzy, przepadły. - Co właściwie przywiało cię do Norwegii? - Z ust rudej samicy padło kolejne pytanie, rzucone luźno, jako pozornie nieistotne dla niej zagadnięcie.
Beatrice?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz