Od Mojito C.D. Davonny

Dzisiejszy dzień zaczął się dla szczeniaka jak każdy inny. Wstał rano, jak zwykle później niż jego siostra. Następnie zszedł rano na śniadanie. Jednak gdy skończył jeść wraz ze swoją siostrą, do kuchni wszedł ich ojciec. Szczenięta spojrzały po sobie. Przeważnie o tej godzinie samca nie ma już w domu. Oboje byli zaskoczeni.
— Maerose. — czarny seter zwrócił się do siostry przyszłego alfy. Białe szczenię spojrzało na suczkę. — Udasz się wraz z mamą do miasta. — oznajmił, a Mae podskoczyła niemal na krześle i nic nie mówiąc podbiegła do swojej rodzicielki, która nagle pojawiła się za ojcem rodzeństwa. Po chwili obie samice zniknęły z domostwa. Mojito westchnął i podparł głowę łapami.
— Mojito. — seter usiadł obok swojego potomka. — Pójdziesz ze mną sprawdzić co w wojsku i szpitalu? — spytał samiec. Białe szczenię podniosło głowę i spojrzało z delikatnym uśmiechem na swojego ojca. Pokiwał tylko głową, zgadzając się tym samym na propozycję rodziciela.
Szli w ciszy. Mojito generalnie nie rozmawiał za często ze swoimi rodzicami. Nie miał też wspólnych tematów ze swoją siostrą, której hobby było denerwowanie brata na każdym kroku. Mimo tego, Mojito był w stanie zrobić dla swojej siostry wszystko, w tym odgrywać jej się za dokuczanie mu. 
Wysepka, na której znajdowały się budynki, które mieli odwiedzić była już niedaleko. Białe szczenię dostrzegało wszystko coraz lepiej, budynki robiły się coraz większe i bardziej wyraźne dla niego. Uśmiechnął się sam do siebie.
Byli prawie przy budynku szpitala. Nie był to jednak budynek, który mieli odwiedzić pierwszy. Najpierw ojciec wspomniał mu o wojsku, więc to do niego mieli się udać. 
Nagle Mojito poczuł, że ktoś na niego wpada. Przypomniały mu się wszystkie potyczki z jego siostrą, kiedy ta najzwyczajniej w świecie wskakiwała mu na plecy, a on się przez to przewracał. Podobnie było i tym razem. Mojito wylądował na ziemi. Wzrokiem zaczął szukać swojej siostry. Był niemal pewny, że to ona. Jednak nigdzie nie dostrzegł podpalanej samiczki. W końcu znalazł winowajcę całego zdarzenia. Kilka kroków od niego stała czarna suczka, która lekko oszołomiona wpatrywała się w niego.
— Ja... Przepraszam. — bąknęła, gdy Mojito podniósł się z podłoża. Do czarnej suczki podszedł pies. Większy niż ona, wzrostem podobny do jego ojca, zaś wyglądem do psa, który jakiś czas temu gościł w domu alf.
— Mojito nic ci nie jest? — spytał samiec. Jak wywnioskowało białe szczenię, pies musiał być ojcem sprawczyni wypadku.
— Skąd on zna moje imię? — Mojito stanął za przednimi łapami swojego rodziciela, gdy ten podszedł do poszkodowanego.
— Trudno nie znać imienia przyszłego przywódcy stada. — rzucił czarno-biały samiec. Mojito do końca nie wiedział o co chodzi z tym przyszłym przywódcą. Nie było to zbytnio godne jego uwagi. Miał inne rzeczy na głowie niż to. Biały szczeniak przyglądał się czarnej suczce, która stała obok swojego ojca.

< Davonna? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette