Vesper miała rację, nigdy tam nie była. Nie śmiała tam nawet zajrzeć.
- Chyba nikt nie będzie miał przeciwko, jeśli wybierzemy się na mały spacer po lesie, co? Na pewno nie. To dobre dla zdrowia. Idziemy? - dotarło do jej uszu, wyrwawszy ją z natłoku przytłaczających emocji oraz walki, która toczyła się wewnątrz niej.
Oblizała nerwowo pyszczek, zaraz potem wzięła jednak głęboki wdech i zamerdała radośnie ogonem.
- Idziemy! - skinęła głową, wywołując tym samym radosnym uśmiech na obliczu rudej suki.
Zerknęły po sobie ostatni raz przed przekroczeniem leśnej granicy, po czym obie swobodnie ruszyły przed siebie, krocząc po nieco zarośniętej, najwidoczniej doprawdy rzadko uczęszczanej, acz dalej istniejącej ścieżce.
W powietrzu unosił się wyraźny zapach wilgoci i drzew iglastych, choć tych drugich było zdecydowanie mniej aniżeli ich liściastych pobratymców. Ciszę przerywał tylko cichy świergot nielicznych ptaków.
- Ciekawe dokąd prowadzi ta ścieżka - mruknęła z zamyśleniem tollerka, tym samym zwróciwszy na siebie uwagę młodej samicy.
Ta tylko skinęła głową, przyznawszy, iż podziela zainteresowanie Vesper.
Z początku młodsza szła spięta, nawet i zestresowana, wkrótce jednak jej ciało, jak i umysł uległy rozluźnieniu, i dopiero wtedy istotnie zaczęła czuć, jak ogarnia ją nadmierna wręcz ciekawość.
Jej krok wraz ze zmianą nastawienia stał się bardziej energiczny, a w jej oczach zabłysnęły iskierki entuzjazmu.
- Vesper? - zagaiła wesoło niedługo po ich wkroczeniu do leśnej krainy.
- Hm? - suczka o rudym umaszczeniu uniosła z zaciekawieniem jedną z brwi, przygotowana na pytanie, które zaraz miało się pojawić.
- Opowiesz jeszcze o swoich podróżach? Prooszę - Hebe przeciągnęła błagalnie ostatnie słowo.
Nie musiała długo prosić, Vesper od razu wyszczerzyła zawadiacko zęby i skinęła ochoczo głową, po czym zaczęła snuć opowieści o starannie wyselekcjonowanych przez siebie widokach, które dane jej było ujrzeć. Córka Bet uważnie słuchała o wszystkich zwierzętach, roślinach, kulturach oraz mieszkańcach danych krajów, a nawet i o różnych sytuacjach, z jakimi miała do czynienia. Czasami tollerka nadawała klimatu swym historiom, naśladując pewne zachowania, używając roślin jako rekwizytów, a nawet i wskakując na pochylone drzewa lub złamane gałęzie, co niezmiernie bawiło jej młodszą towarzyszkę przygody. I choć trasa stawała się coraz cięższa, prowadziła bowiem w górę, obie na to nie zważały, będąc zbyt pochłoniętymi dobrą zabawą. Zapewne trwałaby ona w nieskończoność, gdyby do uszu samic w pewnym momencie nie dotarł niezidentyfikowanego pochodzenia ryk. Ptaki gwałtownie wzbiły się w powietrze, a suczki zastygły w miejscu i zastrzygły z niepokojem uszami.
Hebe z początku miała ochotę się skulić i schować pod łapami starszej znajomej, ciekawość wszakże zwyciężyła i stała wyprostowana, wpatrując się w dal. Obie miały już ruszać dalej, pewne, iż dźwięk się nie powtórzy, lecz tubalny odgłos ponownie przeszył powietrze.
Z pyska Vesper padła nagle wiązanka niecenzuralnych słów, Hebe popatrzyła więc na nią z niezrozumieniem, a już po chwili jej spojrzenie podążyło za wzrokiem Ves, utkwionym w jednym z drzew. W jednym z drzew pozbawionych kory w dziwny, nieregularny sposób przypominający ostre ciągnięcia.
- Pazury? - wywnioskowała szybko potomkini Enyaliosa i Laverne, kuląc po sobie uszy.
Vesper?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz