Od Enyaliosa CD. Erydy

   Ćwiczenia wojskowe rzeczywiście były monotonne, może wręcz nudne, jeśli obejrzało się ich o kilka za dużo. Zazwyczaj starał się jednak wyłapywać w nich jakieś nowe szczegóły, notować w pamięci, kto się poprawił, a kto opuścił od ostatniego razu, jakie wyniki osiągali "ci nowi". Tym razem zadanie miał utrudnione - był świeżo upieczonym ojcem, który, trzeba było przyznać, w ciągu ostatnich kilku nocy nie sypiał zbyt dobrze. Kochał swe córeczki całym swym sercem, lecz, mógł przysiąc, mogły one być dla niego zgubą.
   Postanowili wraz z Laverne, że im szybciej będą przyzwyczajać suczki do tego, że powinny spać w swej własnej sypialni znajdującej się tuż obok tej należącej do nich, tym lepiej. Nie przemyśleli tego jednak zbyt dobrze, jak się szybko okazało, biorąc pod uwagę fakt, że tak małe szczenięta karmi się na żądanie, czyli w każdej chwili, w której poczują, że są głodne - a Erato i Hebe często były w nocy głodne. Nie wspominał już nawet o skutkach ich najedzenia się, które na bieżąco trzeba było usuwać z ich łóżeczek. Którejś z nocy z rzędu po prostu się poddali i po pierwszym nocnym karmieniu pozostawili suczki ze sobą we własnym łóżku. To również nie był dobry pomysł, a przynajmniej nie dla Enyaliosa. Suczki spokojnie spały pomiędzy nimi, a on wręcz panicznie bał się zasnąć, by nie zmienić podczas snu pozycji i nie zrobić im krzywdy.
   Teraz więc był zmęczony, tak zmęczony, jak dawno już nie był, nawet podczas tego okresu, gdy wskutek pewnego nieporozumienia pomiędzy nim, a jego partnerką, sypiał tylko przez kilka nędznych godzinek, do tego na piekielnie niewygodnej kanapie. Trudno było mu się na czymkolwiek skupić, wyłapywanie takich szczegółów, jakie to zauważał zazwyczaj, nie wchodziło nawet tym razem w grę. Ba,  utrzymanie się na własnych czterech łapach czy trzymanie oczu przez większość czasy otwartych było swego rodzaju wyzwaniem.
   Rozbudziło go dopiero trudne do określenia zamieszanie, które powstało tuż po zakończeniu ćwiczeń. Wystarczyła chwila rozmowy z kilkoma psami, by mógł się wystarczająco zorientować sytuacji - Eryda, generał, w szaleńczym wręcz pędzie biegała po budynku, od czasu do czasu nawołując swego syna czy po prostu nerwowo się rozglądając.
   - Concorde gdzieś mi zniknął. - Wyjaśniła, gdy już udało mu się ją odnaleźć i zatrzymać. Mówiła szybko, jej głos drżał.
   Nie odpowiedział nic, nawet na jej dalsze wyjaśnienia. Po prostu skinął głową. Nie był w stanie sobie wyobrazić, co by czuł, gdyby to jedna z jego córek tak zaginęła.
   - Poczekaj tu przez chwilę. - Uśmiechnął się do niej delikatnie, pragnąc dodać jej choć trochę otuchy. - Wszyscy zbiórka przed podestem! - Wykrzyknął po chwili, podlegające mu psy szybko wykonały jego polecenie. - Przepraszam, że jeszcze zajmuję wam czas po zakończeniu ćwiczeń, lecz sprawa jest istotna. - Zaczął, gdy sam znalazł się na podwyższeniu znajdującym się przed wojskowymi. - Syn naszej generał, Concorde, oddalił się od swojej matki. Póki co zakładamy, że nie opuścił budynku, lecz każda możliwość jest przez nas dopuszczana do świadomości. Nie chcemy tracić czasu, więc podzielcie się na dwie grupy. Grupa pierwsza zostanie wraz z generał tutaj i przeszuka każdy zakamarek budynku, nawet mysie dziury, jeśli będzie trzeba. Jeśli coś znajdziecie, szczeniaka lub ślad przez niego pozostawiony, macie niezwłocznie zgłosić się z tym do Erydy. Grupa druga wraz ze mną opuszcza budynek, będziemy szukać szczenięcia w okolicy. Obaj gońcy przydzieleni mają być do innych grup. Jeśli jedna z nich odnajdzie Concorde'a, wieść ta ma jak najszybciej zostać przekazana drugiej grupie. Czy wszystko jest zrozumiałe?
   Wojskowi jak jeden mąż pokiwali głowami. Szybko się przegrupowali. Zaledwie chwilkę później Enyalios w towarzystwie Coopera i Connora, gońca i szpiega, prywatnie od niedawna pary, co oczywiście początkowo go niezwykle dziwiło, lecz teraz zdążył się już oswoić z tą myślą, oraz Rowana, żołnierza, mógł opuścić budynek koszar. Wychodząc, minął Erydę, przy której stali już Mairon, strateg wojenny oraz, pełniące funkcje odpowiednio takie jak Cooper i Connor, Sahara i Vesper. Ponownie posłał jej delikatny, pocieszający uśmiech i skinął głową.
   Już po chwili oczy i uszy miał szeroko otwarte. Rozglądał się, nasłuchiwał, węszył. Szukał Concorde'a.

Eryda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette