Od Vesper CD. Hebe

    Zaklęła. Znowu, zanim zdążyła pohamować swój wyrywny język. Zaraz potem miała ochotę rzucić kolejnym ordynarnym słowem w ramach wyrazu frustracji za wypowiedzenie poprzedniego. Rozpoczęłaby w ten sposób jakże niepochlebną wiązankę wyrazów, które z pewnością nie powinny dotrzeć do uszu towarzyszącego jej szczenięcia. Zacisnęła zatem zęby, wpatrując się z uwagą w ślad wyżłobiony w korze jednego z drzew. Skinięciem głowy potwierdziła uprzednie przypuszczenia młodszej suczki. Pazury. Czyje? Choć w tamtym momencie niewiedza i możliwość wykreowania sobie własnej, bezpiecznej odpowiedzi na to pytanie zadziałałaby niczym miód na jej skołatane nerwy, doskonale wiedziała, z czym mają do czynienia.
    Jej przypuszczenia nie pozostały bez dowodu. Nadszedł on w postaci dwójki ciemnych ślepi, wyłaniających się z zarośli. Ogromny, ciemny kształt wpatrywał się w obydwie samice, wyraźnie zainteresowany ich obecnością. Niedźwiedź. Oczywiście że na niego trafiły, jakby miało być inaczej? Tu, gdy wybrały się na pozornie niegroźny spacer po spokojnym lesie, tu, w Norwegii, gdzie populacja niedźwiedzi brunatnych jest na wymarciu. Nie wyglądało na to, aby szczęście postanowiło powrócić do codzienności rudej samicy - od ostatnich tygodni jej osobistym kołem fortuny manipulowała wyraźnie jakaś złośliwa siła i uparcie prześladował ją pech.
    Vesper zadziałała instynktownie, choć nie bezmyślnie. Poczuła jak sierść jeży jej się na karku, zaś mięśnie sztywnieją, jakby pragnąc zmusić ciało do natychmiastowej ucieczki. Zamiast tego, posunęła się krok do przodu, stając przed Hebe i odgradzając ją tym samym od potencjalnego zagrożenia. Zadziałała odruchowo, nie myśląc o swoich czynach. Jak sama jednak wkrótce stwierdziła, nie kierował nią żaden przejaw heroizmu, a raczej troska o własne życie. Wizja zdawania raportu z potencjalnych wydarzeń przed najwyższymi hierarchią przedstawicielami stada nie prezentowała się szczególnie kusząco. "Słuchajcie, głupio wyszło, w trakcie dezerterskiej ucieczki porwałam wam córkę, zabrałam do jakiejś dziczy i zabił ją niedźwiedź" - grymas, jaki pojawił się na pysku rudej samicy po usłyszeniu tych słów we własnym umyśle zdradzał w sobie wszystkie emocje. Momentalnie poczuła się mała, słaba i bezbronna. Przełknęła z trudem ślinę, starając się ignorować gulę w gardle.
    Trzasnęła gałązka - niedźwiedź wykonał niewielki, dyskretny krok. Miały mało czasu. Ten dźwięk podziałał na nią otrzeźwiająco. Natychmiast zajęła się analizą sytuacji. Przede wszystkim musiały zachować spokój. Niedźwiedzie nie atakują od tak, niesprowokowane. Zazwyczaj. Podkreśliła w swym umyśle ostatnie słowo i zaczęła układać dalszy plan, na wypadek, gdyby owy wyjątek miał nastąpić właśnie dziś. Przy ilości niefortunnych wypadków jakie czyhały na nią w ostatnim czasie, skłonna była przyjąć ten scenariusz jako coś pewnego. Nie podobał jej się dziki błysk w oczach zwierzęcia ani agresywna postawa. Szykował się do ataku.
    Powoli, ważąc każdy ruch i nie spuszczając wzroku ze zwierzęcia, zniżyła się na łapach, niemal dotykając brzuchem ziemi.
    - Jeżeli wykona jakikolwiek gwałtowniejszy ruch, wskoczysz mi na grzbiet - wyszeptała gardłowym głosem do młodszej samiczki. - I będziesz się trzymać bardzo, bardzo mocno.
    Nie potrzebowała potwierdzenia. Nie było na nie nawet czasu. Powietrze rozdarł przeraźliwy ryk, zaś ciemna masa poderwała się z miejsca, w zatrważającym tempie pokonując dzielące ich metry. Vesper poczuła nagły, choć niezbyt kłopotliwy ciężar na plecach. Nie potrzebowała kolejnej zachęty. Zrywając się na równe łapy, pognała przed siebie.
    - Ugryź mnie! - poleciła widząc wyraźnie, że Hebe ma problemy z utrzymaniem się na jej grzbiecie. - Mocno i nie puszczaj!
Poczuła, jak małe ząbki wbijają się w jej skórę na karku. Zignorowała charakterystyczne kłucie i przyśpieszyła jedynie tempo. Dopiero teraz, mając nóż na gardle, zdała sobie sprawę, jak niekorzystna dla ucieczki była ta trasa. Starała się utrzymać jak największą prędkość, jednocześnie manewrując pośród labiryntu drzew i skalnych osuwisk. Przypadkowe gałązki raniły jej policzki, ostre kamienie wbijały się w poduszeczki łap, zaś niestabilny grunt usilnie pragnął doprowadzić do jej upadku. Przodowała w zwinności oraz szybkości, jednak mimo to czuła narastające zmęczenie, związane z trudnym terenem.
    Wtem między drzewami dostrzegła zarys budynku. Nie miała czasu ani okazji, by dokładniej przyjrzeć mu się w biegu, jednak przypominał jeden z ludzkich dworków, jakie zwykli miewać dekady temu. Zbudowany był z kamienia, teraz wyraźnie zniszczony, porośnięty mchem i inną roślinnością. W nim właśnie Vesper dostrzegła potencjalny ratunek - nie mogła określić, czy ich napastnik zrezygnował z pościgu i choć miała takie podejrzenia, wolała nie ryzykować. Dopadła do spróchniałych drzwi domostwa, jednak przez stertę gruzu te nawet nie drgnęły. Posłużyła się zatem wybitym oknem parterowym. Pomimo zmęczenia, zebrała jak największą ilość siły, by wokonać precyzyjny skok. Odłamek szkła boleśnie zahaczył o jej bok. Wylądowała zwinnie, choć z bólem. W kilku krokach umknęła jeszcze kawałek wgłąb budynku, by odciąć się nieco od świata zewnętrznego oraz potencjalnego zagrożenia. Wreszcie się zatrzymała. Na drżących z wysiłku łapach kucnęła, jednak czując dodatkowe obciążenie zrezygnowała zupełnie z tego pomysłu i opadła jedynie na brudną od kurzu podłogę, dysząc ciężko. Czuła pulsujący ból w wyczerpanych mięśniach, w drobnych otarciach czy zadrapaniach nabytych w czasie biegu, w malutkich ranach na karku oraz wyjątkowo dokuczliwym, podłużnym rozcięciu na prawym boku, którego nabawiła się w trakcie skoku przez rozbite okno. Prócz tego jednak, nie odnotowała u siebie żadnych większych traumatyzmów. Całkiem nieźle.
    - Żyjesz? - zwróciła się do Hebe, nadal łapiąc oddech.

Hebe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette