Z uwagą przyglądał się temu, jak jego towarzysz pewnej przygody z lat szczenięcych dokładnie zmywał "piekielny ludzki wynalazek", jak od dziś nazywał klej, z jego łapy. Zadziwiające, jak wielką moc miała tu po prostu ciepła woda. Zadziwiające, jak naturalna w jego głowie zdawała się być myśl, że mógłby tak kleić łapy codziennie, gdyby to oznaczało chwilę tak osobliwego milczenia i w pewien sposób bliskości.
Szybko jednak odgonił tę myśl.
- Już, gotowe. - Podniósł spojrzenie na pysk psa, który właśnie wstał, odchrząknowszy cicho. - Mam nadzieję, że jesz normalnie.
Skrzywił się delikatnie na wspomnienie dnia, kiedy to spotkali się po raz pierwszy od dłuższego czasu (od roku? - nie miał pewności), a on, będąc w trakcie okresu niejedzenia, kilkakrotnie zemdlał, lądując pyskiem w trawie.
- Tak. Mój organizm na szczęście jest na tyle łaskawy, że nie odbiera mi dodatkowo sił, gdy muszę przebyć ogromną wędrówkę czy chcę pomóc przy dostosowywaniu tego miejsca do życia naszego stada. - Mruknął, wstając i kierując swe kroki ponownie ku ścianie. - Pomożesz mi jeszcze z tą tapetą? We dwójkę powinno być łatwiej.
Mieszaniec przypominający swą aparycją przedstawicieli rasy husky dość chętnie, jak zdawało się jego towarzyszowi, się zgodził, więc postanowili nie marnować czasu i od razu wzięli się do pracy. A ta rzeczywiście szła znacznie sprawniej, gdy zajmowały się nią dwa psy.
Trzeba było przyznać, że stanowili zgrany duet, przynajmniej jeśli chodziło o przyklejanie do ściany tapety. Porozumiewali się podczas pracy prawie że bez słów, szybko odczytując charakterystyczne dla tego zajęcia gesty. Nie minęło zbyt dużo czasu, gdy ostatni kawałek pokrycia znalazł się na swoim miejscu.
- No, pięknie. - Mruknął zadowolony, ale jednocześnie zmęczony Cooper. - Na dziś chyba już fajrant, co ty na to? - Spojrzał na Connora, siadając na ziemi. Na ziemi, na której, czego jeszcze nie wiedział, znajdowała się plama z mokrego i klejącego wciąż spoiwa.
- Jestem za. - Skinął głową. - Godzina chyba jeszcze nie jest zbyt późna, masz ochotę na spacer?
Goniec nie spodziewał się takiej propozycji, lecz kłamstwem by było stwierdzenie, że nie przypadła mu ona do gustu. Dość długo już nie spędzał z nikim czasu poza pracą, najwyraźniej nadszedł ten moment, aby to zmienić. Do tego trafiło mu się doborowe towarzystwo, nie mógł więc odmówić.
- Mam. - Skinął głową i wstał. A raczej spróbował wstać, gdyż poczuł jedynie, jak od jego ciała odrywa się kępek sierści, a on sam został przyciągnięty z powrotem do podłogi.
Connor był już przy drzwiach, lecz zatrzymał się i odwrócił, widząc, że Cooper za nim nie podąża.
- Idziesz? - Mruknął, najwyraźniej nie mogąc pojąć, co się dzieje.
- Connor... - Zaczął niepewnie, nerwowo machając ogonem, który na szczęście nie został zniewolony przez "piekielny ludzki wynalazek" tak jak jego zad. - Masz jeszcze trochę tej świetnej ciepłej wody? Chyba utknąłem. - Zrobił minę męczennika.
Connorku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz