Próbował, naprawdę próbował. Wpatrywał się w zorzę i próbował poczuć cokolwiek. Nie potrafił jednak, był ślepy na jej wychwalany przez innych urok. Jedynym pięknym zjawiskiem, jakie miał w zasięgu swego wzroku, była siedząca obok niego suczka. Dlatego też dość szybko zrezygnował z szukania odpowiedzi w zjawisku znanym również jako aurora borealis i zaczął kawałeczek po kawałeczku chłonąć niuanse sylwetki swej ukochanej. Była jedynym, na czym potrafił zawiesić wzrok na choć chwilę.
- Myślałam, że mieliśmy podziwiać zorzę. - Najwyraźniej jego spojrzenie było na tyle przeszywające, że zdołała je poczuć, jak to mawiają, gdyż zerknęła na niego z szerokim uśmiechem malującym się na jej pyszczku.
- Ty wybrałaś taką czynność. Ja wybrałem sobie swoją, wolę podziwiać ciebie. - W odpowiedzi roześmiała się tylko.
Po chwili jednak ona również zmieniła obiekt swego zainteresowania, kopiując jego gesty, uważnie przesuwając wzrokiem po jego ciele. Jej spojrzenie wręcz go paliło, nieznane mu do tej pory uczucie zaczęło go obezwładniać.
- Przynajmniej tym razem usiadłaś na tyłku, żeby patrzeć na te kolorki. - Wywrócił oczami. - Tym razem może nie wejdziesz prawie w żadnego niedźwiedzia, przed którym musiałbym cię ratować. - W teatralnym wręcz geście rozejrzał się wokół nich. - Zero miśków w zasięgu wzroku. - Dodał z udawaną ulgą.
- Obrałeś sobie za cel zniszczenie nastroju? - Wywróciła oczami, śmiejąc się jednak cicho.
- Zawsze do usług. - Wstał i pokłonił jej się żartobliwie. - Idziemy już? - Mruknął tonem niecierpliwego dziecka co dziesięć sekund pytającego, czy jest już blisko celu podczas wycieczki z rodzicami.
- Na kogo ja się zdecydowałam. - Mruknęła kręcąc głową. Wstała jednak i ruszyła w stronę swojego domostwa.
- Widziały gały co brały. - Skomentował, gdy już się z nią zrównał. - Wiesz, namyślaj się póki masz jakąś drogę ucieczki, bo jak zostaniesz moją partnerką, to się ode mnie nie uwolnisz. - Nie wiedział, czy to pozytywne uczucia dodawały mu swobody, czy to ból go ogłupiał, lecz postanowił nie marudzić i korzystać z chwili, nawet jeśli chwilami paplał jakieś głupstwa.
- Zobaczymy, kto będzie chciał jako pierwszy uciekać od tego drugiego, zobaczymy. - Roześmiała się ponownie.
W końcu dotarli do domostwa Nali, zbyt dużego, jak na jego gust. Czy właśnie tu miałby zamieszkać, gdy oficjalnie zostanie partnerem swej ukochanej? Była to wszak posiadłość Alf, najprawdopodobniej to wszystko działało podobnie do tego, jak działało w przypadku tego zamku w Anglii. Dodatkowo, Alfa potrzebowała potomka, a w jego małej, lecz przytulnej chatce nie było miejsca dla żadnych szczeniąt.
Wyglądało na to, że będzie musiał się przyzwyczaić. Nie wiedział jeszcze jednak, czy będzie tak potrafił.
Był już senny. W końcu nie codziennie musiał uciekać przed niedźwiedziem i odwiedzać szpital ze względu na obrażenia przez niego zadane.
- Zamierzasz dziś jeszcze pracować? - Wymruczał, przytulając ją delikatnie.
- Wolałabym tak. Nie jestem jeszcze jakoś szczególnie zmęczona. - Wzruszyła ramionami. - A dlaczego pytasz?
- Dasz radę pracować na podłodze, kanapie czy gdziekolwiek, gdzie mógłbym leżeć obok ciebie, gdy będziesz to robić? - Zamerdał delikatnie ogonem, mając nadzieję, że to jakkolwiek wpłynie na jej odpowiedź.
- W porządku, mogę pracować na kanapie, obok niej jest stolik. - Skinęła łbem.
- Wybornie. - Uśmiechnął się.
Pomógł jej przenieść dokumenty. Gdy wszystkie znajdowały się już na stoliku, suczka usiadła na kanapie i nachyliła się w ich kierunku. On zaś położył się obok niej, kuląc się na tyle, na ile pozwalało mu dość duże ciało i uszkodzony przez pazury niedźwiedzia bok.
- Kiedyś będziesz musiała mi wyjaśnić, o co chodzi w tych wszystkich papierkach. - Wyszeptał, leżąc z zamkniętymi oczami.
- Och... - Zawahała się przez chwilę. -Mogę nawet teraz. Co ty na to? - Na szczęście zdążył otworzyć oczy, zanim na niego spojrzała. Gdyby zobaczyła, że prawie już zasypiał, jej zapał zostałby brutalnie ugaszony.
- W porządku. - Skinął łbem i usiadł. - Zaczynajmy.
Nala?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz