Od Makbetha CD. Nali

  Musiał powstrzymać wszystkie swe mięśnie przed zastygnięciem w miejscu, gdy suczka przysunęła się do niego i oparła głowę w okolicach jego łopatki. Wiele jego cech zdążyło już się niesfornie, bez jego pozwolenia, ukazać Nali, lecz to, jak bardzo nie był przyzwyczajony do czyjejś bliskości nie mogło być jedną z nich. A już na pewno ten moment, kiedy za cel obrał sobie choć częściowe podniesienie jej na duchu, nie był momentem dobrym na zastyganie w miejscu przez tak delikatny przejaw tego, że Alfa czuła się przy nim swobodnie.
  Nie pamiętał kiedy dokładnie ostatnio ktoś utrzymywał z nim dłuższy kontakt fizyczny niż podanie łapy na powitanie. Nie liczyły się tu te suczki, które uwiódł podczas swej wędrówki ze Szkocji do Anglii, one w zasadzie nigdy się nie liczyły, nigdy nic nie znaczyły.
  Nie miał wątpliwości co do tego, że ostatnią osobą, która go przytuliła, była River, jego siostra. Urocza, słodka River, ciałem ledwo co od niego młodsza, umysłem i duchem zapewne do tego momentu wciąż szczeniak. Nie znał nigdy osoby tak ufnej i bezinteresownej, nie istniała do tej pory osoba, przed którą aż tak bardzo się otwierał.
  Lecz może to był właśnie jego błąd? Może powinien zacząć się otwierać, choć przed jedną osobą, by nie wybuchnąć niedługo przez natłok przeżyć i myśli?
  Wiedział, że jedyna osoba, z którą może jakkolwiek mogłoby się to udać, siedziała właśnie tuż obok niego, przysunięta do jego boku.
  - Najważniejsze w tym momencie jest to, jak wierni tobie i całej tej idei naszego stada są ci, którzy teraz są wokół ciebie. - Zaczął powoli, rozważnie dobierając słowa. Pozwolił sobie zdjąć choć na chwilę maskę i wypuścić z siebie swe przemyślenia. - Jest ich zaledwie garstka, to prawda. Wystarczy się jednak rozejrzeć wokół, zobaczyć, jak wiele w tak krótkim czasie pobytu tu już udało się zrobić. Myślisz, że grupa ogromna, która jednak nie dba o nic innego niż czubek ich własnego nosa, zdziałałaby coś takiego? - Pytanie to było oczywiście pytaniem retorycznym, a samo jego przekonanie było widocznie odczuwalne w tonie głosu, z jakim je wymówił. - Wierzę, że wkrótce ta sfora się rozrośnie, lecz jednocześnie mam ogromną nadzieję, że ci wszyscy, którzy się tu pojawią i zamieszkają w tych pozostałych chatkach, będą tak samo wspaniali pod tym konkretnym, wspomnianym już przeze mnie, względem, jak ci, którzy już w niektórych mieszkają.
  - Cały czas mówiłeś teraz o "nich", nigdy o "was" czy o "nas". - Zauważyła.
  - Już nie da ci się tak mydlić oczu jak za twych szczenięcych dni, czyż nie, Nalo? - Westchnął.
  - Mydlić mi oczu? Kiedy mydliłeś mi oczy "za mych szczenięcych dni"? - Oderwała się od niego i wyprostowała, uparcie wpatrując mu się prosto w oczy.
  W pierwszym odruchu chciał ją zbyć, odwrócić kota ogonem czy podjąć kolejną próbę mydlenia jej oczu. Ale chyba nie po to tak niedługo wcześniej pojął, że może powinien zacząć się przed nią otworzyć.
  - A czego się spodziewałaś po starym manipulancie, szanowna pani Alfo? - Mówił spokojnie, lecz delikatna nutka głębokiej goryczy była zapewne wyczuwalna. - Taki już jestem, zakładam maski, dostosowuję swe zachowania do innych psów, by móc jak najłatwiej osiągnąć dla siebie korzyści. Jestem zwykłym manipulantem i oszustem. - Odwrócił od niej wzrok. Nie chciał na nią patrzeć. Prawda była bolesna dla niego samego, lecz nie chciał widzieć jak jej przynosi ona ból, rozczarowanie czy jakąkolwiek inną kolejną w tym okresie negatywną emocję. - Ale jestem też starym głupcem, który wpadł w zastawione przez samego siebie sidła. Na początku miałem cię tylko zmanipulować, wiesz? Potraktować jak kolejny krok do własnej wygody. Czy istnieje wyższy stopień na schodach do takiego celu niż uparta, żywiołowa młoda następczyni Alf? - Parsknął. Czuł już tylko pogardę dla samego siebie. - Ale coś poszło nie tak. To ja sam dałem się coraz bardziej wplątywać w jakąś osobliwą sieć, którą, może nieświadomie, na mnie zastawiałaś. Potem przestałaś być schodkiem, a stałaś się osobą. Wyjątkową osobą, tak jak powiedziałem ci wtedy nad morzem, gdy stwierdziłaś, że jesteś nikim. Zacząłem czuć więcej niż czułem przez wszystkie te lata. Chciałem już dawno odrzucić te maski, które i tak już popękały, a to wszystko przez ciebie. Dzięki tobie. Nie potrafiłem i może do tej pory nie umiem tego do końca. - Pokręcił głową. - Chyba straciłem już w tym wszystkim samego siebie. - Wyprostował się, powoli podnosząc się z ziemi. - Zasługujesz na całą tę prawdę, Nalo, naprawdę na nią zasługujesz, tak jak na wszystko, co najlepsze na tym świecie. A ja, jak się już możesz domyślać, do takich rzeczy nie należę. Dlatego też po prostu odejdę. Nie ze stada, na to jestem zbyt samolubny, jak sądzę. Ale postaram się unikać cię tak bardzo, jak to tu możliwe, uwolnić cię ode mnie. - Spojrzał jej w oczy, chciał to zrobić po raz ostatni, lecz to okazało się być jego błędem. Stojąc tak, nie był w stanie już się poruszyć, odejść, zostawić ją. - Dziękuję ci. Za wszystko. I za jeszcze więcej też przepraszam.

Nala? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette