Pies uczy się przez całe swoje życie, czyż nie tak mawiają? Dlatego też, choć początkowo nie był przekonany do pomysłu Laverne, postanowił skorzystać z okazji i nauczyć się czegoś nowego.
Nie przepadał jakoś szczególnie za wodą, zwłaszcza za zimną, a ta, do której wkroczył, do najcieplejszych nie należała. Gdzieś podświadomie wiedział, że z jego krótką sierścią może się to skończyć źle, ale machnął na to łapą, śmiejąc się sam do siebie w duchu, że od czego ma się lekarkę jako partnerkę.
Już jutro byłą lekarkę, pojął. Od jutra Laverne miała się być suką Beta, z chwilą, w której zostaną wpisani do Wielkiej Księgi, miało już nie być odwrotu. A ten brak odwrotu niezwykle radował Enyaliosa, który wiedział, że jego ukochana owej drogi ucieczki nie potrzebowała.
Przez krótką chwilę stał tak, z niewyraźną miną wpatrując się w wodę, pod której powierzchnią jedna za drugą przepływały dość duże ryby. Czy takie zanurzanie pyska w wodzie i kłapnie nim w nadziei, że coś się nawinie było bezpieczne? Gdy spojrzał na stojącą obok niego trójkolorową suczkę, nie wydawało mu się jednak, by działa jej się krzywda podczas wykonywania tej czynności.
Rozstawił więc nieco szerzej łapy, by móc się schylić z większą swobodą i zanurkował pyskiem w dość płytkiej wodzie. Jedna z ryb uderzyła go swoim śliskim ciałem, lecz żadnej nie udało mu się złapać.
Co to, to nie, musiał się tego nauczyć!
Dał sobie jedynie chwilę na zaczerpnięcie oddechu ponad powierzchnią wody, zerknął na Laverne, która zapewne zdążyła już odetchnąć i podjęła drugą próbę, i ponownie zanurzył pysk w wodzie.
Tym razem nie dotrwał do końcówki swej wytrzymałości, gdyż rozkojarzył go wesoły okrzyk dryfującej na tafli wody wydry.
- Brawo, Laverne!
Okrzyk ten był dla niego tak nagły i tak dziwny po chwili, w której jego uszy wypełniał jedynie plusk wody, że przypadkowo zaczerpnął nieco wody w nozdrza. Od razu podniósł pysk i zaczął rozpaczliwie próbować pozbyć się niepożądanej cieczy.
- Gratulacje. - Wycharczał, gdy powróciła mu zdolność mowy. Suczka, gdy on się tak przez chwilę męczył, odłożyła swą zdobycz na brzeg i teraz stała na przeciwko niego, wpatrując się w niego ze zmartwieniem.
- Już w porządku? - Odpowiedziała, przypatrując mu się uważnie.
- Tak, tak. - Jego głos powoli wracał do normy. - Tylko chyba na dziś już przerwę swą naukę łowienia ryb. Ale kiedyś chętnie do niej wrócę. - Uśmiechnął się delikatnie.
Laverne skinęła głową i oboje wyszli na brzeg.
- Jeśli chcesz, możesz kontynuować, ja chętnie popatrzę. - Zachęcił ją, gdy już się otrzepali z wody.
- Kiedy indziej. - Pokręciła głową.
Podziękowali więc Victorii i udali się w kierunku zbiorowiska domostw.
- Odprowadzę cię. - Zaoferował. - Chyba że idziemy do mnie. W końcu jesteśmy już oficjalnie razem. - Przypomniał sobie i uśmiechnął się szeroko.
- Co zrobimy z moim domem po tym, jak przeprowadzę się do ciebie? - Zupełnie rozumiał, dlaczego pytała. Włożyli w to lokum mnóstwo pracy, a powinni włożyć jeszcze więcej.
- Hmm... Dokończymy je, przetrzymamy i jak któreś z naszych dzieci, których, mam nadzieję, kiedyś się doczekamy, dorośnie, dostanie je w prezencie. Co ty na to?
- Jak będziemy mieli więcej niż jedno dziecko to to będzie faworyzowanie, wiesz o tym, Eny? - Roześmiała się cicho.
- Do tego czasu coś wymyślimy. - Wywrócił oczami, ale też się zaśmiał.
Na tym ten temat został zakończony. Niedługo później przekroczyli próg jego domostwa, gdzie tylko spożyli wspólnie rybę złowioną przez Laverne i udali się do sypialni, gdzie szybko zasnęli wtuleni w siebie.
A rano, w dniu, który nastał po tym najważniejszym wieczorze w jego życiu, po raz pierwszy od dawna nie wstał ze świtaniem. Gdy wyjrzał przez okno znajdujące się dość nisko na przeciwko łóżka, co robił zawsze jako pierwsze po przebudzeniu odkąd tu zamieszkał, ze zdziwieniem odkrył, że słońce rozpoczęło swą wędrówkę po niebie jakąś godzinę, jeśli nie dwie, wcześniej.
Miejsce na łóżku obok niego było już puste, ale wciąż ciepłe, wstał więc i ruszył na poszukiwania ukochanej, którą znalazł w spiżarni.
- Dzień dobry. - Mruknął, stając obok niej i kładąc łeb na jej łopatce.
- Dzień dobry. - Próbowała się wywinąć tak, by na niego spojrzeć, ale jej się nie udało. - Tu prawie nic nie ma. - Ogłosiła z niezadowoleniem, gdy się już poddała.
- Mogę iść coś upolować. - Odparł szybko, podnosząc głowę.
Wykorzystała to, by się odwrócić i go przytulić.
- Nie ma takiej potrzeby. Możesz za to iść do mnie, powinnam tam mieć jeszcze jednego zająca, nie może się zmarnować. Powinniśmy się najeść zającem i tą resztką suszonego mięsa.
- Tak jest, pani Beto. - Uśmiechnął się szeroko, tylko dlatego, że mógł ją tak już nazywać.
- Jeszcze nie oficjalnie. - Ostudziła nieco jego entuzjazm.
- Mów tak, a jestem gotów zawlec cię do Nali jeszcze przed śniadaniem, nawet jeśli to oznacza, że miałbym ją obudzić. - Zagroził, choć, szczerze mówiąc, ten plan nie wydawał mu się aż taki zły.
- Idziesz po tego zająca czy nie? - Starała się wyglądać na podirytowaną, lecz zdradzał ją radosny błysk w oku.
- Idę, idę. - Zanim wyszedł pocałował ją jeszcze delikatnie.
Lav?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz