Dzień ten rzeczywiście był dość męczący i przytaknięcie Erydzie nie miało na celu zbycia jej. Był zmęczony, to nie ulegało wątpliwości, a gdy był zmęczony, był też małomówny. Nie zamierzał jednak zbywać suczki, gdy ta chciała z nim porozmawiać. Szczerze mówiąc, zdążył się stęsknić za ich rozmowami. Nie znali się jakoś szczególnie dobrze, lecz nie mógł zaprzeczyć, że dobrze się dogadywali, a ich dyskusje zawsze były interesujące.
- Jak to jest? Sam chyba jeszcze nie wiem. Nie trafiło mi się to wszak w dość zwyczajnym momencie, muszę przyznać. - Roześmiał się cicho, chyba nieco smutno. - To na pewno duża odpowiedzialność. Jesteś tym, na kogo w drugiej kolejności spada odpowiedzialność w zasadzie za wszystkich. Jeśli chcesz być dobrym zastępcą, czekają cię godziny rozmów z Alfą, jeśli chcesz być dobrym zwierzchnikiem wojska, czekają cię godziny w koszarach i nad toną papierów. Znaczy, tę drugą część oczywiście znasz jako generał. - Poprawił się.
- Jeśli chodzi o koszary, tak. Jeśli o papierki, nie do końca, chyba tobie przypadają wszystkie. - Roześmiała się, lecz w jej spojrzeniu widział współczucie. W końcu nikt chyba nie lubił siedzenia nad dokumentami.
- To oczywiście też wielki zaszczyt. To, co się zrobiło, zostaje aż tak wynagrodzone. Masz pewność, że jeśli założysz rodzinę, co w sumie powinno się zrobić, jeśli chce się zachować tę funkcję w niej, zapewnisz jej dobrobyt. - Rozmarzył się nieco. Z rozmów z Irysem, swoim poprzednikiem na stanowisku Bety, wiedział, że był on dość surowy dla swego następcy, Cosmo. On nie chciał być takim ojcem. Chciał obdarzyć swe potencjalne szczenięta jednakową dawką miłości, wszystkie z nich, które będą tego chciały, nauczyć tego, czego będzie w stanie ich nauczyć. Wiedział oczywiście, że jedno z nich czekała dodatkowa praca przypadająca następcy, lecz nie chciał być zbyt surowy. Mógł być wymagający, lecz musiał być przy tym kochający i wyrozumiały. - Wiesz, że bardzo mi pomogłaś jeśli chodzi o decyzję Alf związaną z moim awansem? - Zagaił, gdy powrócił do rzeczywistości ze swej krainy marzeń.
- Ja? - Zdziwiła się. - Jak to?
- Wspominałaś komuś może o tej naszej rozmowie, która, jak stwierdziłaś, cię podbudowała i pomogła bardziej walczyć o spełnienie twych marzeń i planów? - Zaczął, jak miał nadzieję, beztrosko.
- Tak, chyba się zdarzyło... - Zastanowiła się przez chwilę.
- No to tak zwaną pocztą pantoflową historia ta najwyraźniej dotarła do Coccinelle i Revelina. - Wyjaśnił, czując delikatne ukłucie w sercu na wspomnienie nie żyjących już byłych przywódców. Tak wiele im zawdzięczał, tak wiele go nauczyli podczas pierwszego okresu jego życia jako ich zastępcy. - To był jeden z trzech głównych powodów, dla których postanowili właśnie mi zaproponować to stanowisko. - Uśmiechnął się do niej nieco szerzej. - Dziękuję więc, Erydo.
- Nie ma za co dziękować... - Wyglądało na to, że poczuła się nieco niepewnie. - To ty pomogłeś mi jako pierwszy. Wygląda na to, że dobre uczynki naprawdę wracają do psów je czyniących. - Podsumowała prosto, lecz najprawdopodobniej w pełni prawdziwie.
- Wygląda na to, że zbliżamy się do mojego domu. Jeśli chcesz, mogę cię jednak odprowadzić do twojego domostwa. Możemy też wybrać się nad jeden z fiordów czy nad większą plażę i tam jeszcze przez jakiś czas. Jeśli oczywiście nie jesteś zbyt na to zmęczona. Co ty na to?
Szczerze mówiąc, miał nadzieję, że samica przystanie na dalszy spacer i rozmowę, gdyż zdecydowanie dobrze czuł się w jej towarzystwie. Nie było to oczywiście to, co dzielił z Laverne, suczka nie musiała być o to ani trochę zazdrosna, lecz czuł, że jest w stanie zbudować z Erydą przyjaźń damsko-męską, choć jej istnienie niektórzy podważali. Jeśli by odmówiła, oczywiście uszanowałby jednak jej zdanie, miało prawo do odpoczynku i czasu tylko dla siebie.
Eryda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz