- Nie spadnie? - zapytała zatroskana o muflona i uśmiechnęła się delikatnie, cały czas patrząc na roślinożerną istotę.
- Nie - Murdoc pokręcił przecząco głową, po czym odsunął się od krawędzi i wyprostował.
Zdawał się być tego pewien, podniosła się więc, rzucając okiem ostatni raz na muflona.
Ileż się uczyła na nowych terenach! Zdawało jej się, że poznaje życie na nowo. Nigdy wcześniej nie widziała wielu roślin czy też zwierząt - na początku nie wiedziała czym była Victoria (a jak się okazało należała do przedstawicieli wyder, a te zamieszkiwały Europę, więc w Anglii też by się jakaś znalazła), nie znała także muflonów. Nigdy wcześniej nie widziała też zórz polarnych, a tutaj, na terenach Północnych Krańców, mogła pierwszy raz podziwiać ów zjawisko.
- Możemy iść dalej. Powinniśmy być już całkiem niedaleko - rzuciwszy wesoło, ruszyła niespiesznie na przód.
Szary wyżeł szybko się z nią zrównał, a ich dalsza wędrówka mijała w milczeniu. Oboje wypatrywali kwiatu o barwie zbliżonej do szafiru.
- Czy to nie to? - Murdoc przystanął na chwilę i schyliwszy łeb, wskazał nosem na roślinę przebijającą się przez warstwę śniegu.
Trójkolorowa suczka podeszła do swojego towarzysza i dla pewności powąchała kwiat, po czym energicznie pokiwała głową.
- Tak, doskonale! Patrz, tam rośnie jeszcze kilka - zauważyła.
Rzeczywiście, kilka kroków za pierwszym z anemonów rosły kolejne. Były jednak dość blisko krawędzi, dodatkowo teren tam pokryty był białym puchem, co uniemożliwiało zanalizowanie podłoża.
- Pójdę tam - oznajmiła z lekkim uśmiechem na pyszczku. - Jestem lżejsza, więc jest mniejsza szansa na zapadnięcie się ziemi. Możesz w międzyczasie zerwać te bliżej siebie.
Murdoc w odpowiedzi skinął tylko głową.
Zboczyła ze ścieżki i na ugiętych łapach, nisko przy podłożu, ruszyła w kierunku pozostałych kwiatów. Dzięki większej ilości będzie mogła zachować kilka dla siebie, przy okazji i wyżeł będzie miał zapas, jeśli ból by powrócił.
Zdobyła kilka z anemonów, które trzymała w pysku. Przy ostatnim z nich, ku jej własnemu zaskoczeniu, grunt osunął jej się spod przednich łap.
Szybko zdążyła odskoczyć do tyłu, choć nawet, gdyby jej refleks zawiódł, nie spadłaby do przepaści - czując zęby na ogonie, zorientowała się, że Murdoc ją asekurował.
Wróciła na szlak i wzięła głęboki wdech.
- Żyję, nic mi nie jest - przez kwiaty w pysku nieco sepleniła. Uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Dziękuję.
Samiec odmruknął coś pod nosem, po czym zebrał z ziemi rośliny, które upuścił na rzecz prawdopodobnego ratowania medyczki.
Murdoc?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz