Jej serce biło szybciej niż zwykle, a wszystko przez ekscytację, którą odczuwała, wpatrując się w kolorowe niebo. Nawet gwiazdy temu nie dorównywały, choć nie można było odmówić im piękna.
Leżeli tak w trawie i z podziwem obserwowali widoki ofiarowywane im przez naturę, a nieistotny dla nich czas mijał. Ku ich niezadowoleniu, zorza w końcu zaczęła blednąć.
Estlay podniosła się z ziemi do pozycji siedzącej i popatrzyła na swojego towarzysza, uśmiechając się do niego lekko.
- Wracamy? - zapytała, a gdy on pokiwał twierdząco głową, wstała i otrzepała się ze źdźbeł trawy.
Samiec postąpił podobnie.
- Odprowadzę cię - oznajmił z uśmiechem na pysku.
Kruczoczarna nie protestowała, jego towarzystwo było dla niej przyjemne, toteż z miłą chęcią spędziłaby z nim jeszcze kilka chwil.
Zrównawszy się ze sobą, ruszyli powoli w dół wzgórza, zerkając jeszcze co chwila na gwiazdy.
Chłód nocy coraz bardziej dawał się we znaki, co potęgowało jeszcze wcześniejsze leżenie na zimnej ziemi.
Spojrzała na niego ciemnymi ślepiami, położyła po sobie uszy, a jej pysk rozjaśnił wesoły uśmiech.
- Gonisz! - pacnęła go łapą w bark, po czym rzuciła się biegiem przed siebie.
Może i była dorosła, ale któż miałby jej zabronić swobodnych chwil?
Przez chwilę była pewna, że nie ruszył za nią, toteż zwolniła i rzuciła okiem za siebie. Zaśmiała się w głos, nieco piskliwie, kiedy ujrzała goniącego ją psa. Nie pomyślała o tym, że mógłby umieć poruszać się bezgłośnie.
Przyspieszyła gwałtownie, nie chcąc zostać złapaną, choć już po chwili stwierdziła, że jest nieco wolniejsza od swojego towarzysza. Nie skręciła do opuszczonej wioski, będącej ich miejscem zamieszkania, a ruszyła nieznaną jej ścieżką i zaczęła manewrować między drzewami, lecz ten zabieg nie spowolnił jej chwilowego przeciwnika.
- I tak cię złapię, tylko to przedłużasz! - krzyknął wesoło za nią, co spowodowało, że ponownie na niego zerknęła.
Szybko jednak jej wzrok powrócił na trasę przed nią. W oddali rozciągało się jedno z jezior. Mogłaby zdobyć przewagę, wbiegając do wody - była drobniejszej budowy niż Aidan, więc ten odcinek mogłaby pokonać susami w cieczy.
Nie zastanawiała się już dłużej, bowiem jej tempo szybko zbliżało ją do zbiornika wodnego. Gdy tylko pojawił się on w jej zasięgu, wskoczyła do lodowatej cieczy, na głębokość sięgającą jej prawie do brzucha.
- Wyłaź stamtąd, Estlay! - samiec przystanął na brzegu, więc i ona na chwilę się zatrzymała, nie był to jednak rozsądny ruch, ponieważ już po chwili jej ciało zaczęło drżeć z zimna.
On z kolei wydawał się zdziwiony, ale nie powstrzymało go to przed śmiechem.
- Rozchorujesz się - przekrzywił głowę, po czym wszedł na płytką wodę ledwo zakrywającą mu łapy do stawu skokowego.
- Ale przynajmniej wygram! - wrzasnęła z radością.
- Jesteś tego pewna?! - uśmiechnął się zadziornie, następnie znienacka skacząc w przód.
Rzuciła się do dalszej ucieczki i uciekła na płyciznę. Była już pewna swojej wygranej, ale ni stąd, ni zowąd, poczuła siłę, która powaliła ją z łap. Poturlała się kilka metrów dalej i wylądowała na Aidanie leżącym z kolei na mieliźnie. Zimna woda obmywała jego grzbiet i jej łapy.
- Nie wygrałaś - mruknął zadowolony.
Aidan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz