- Jest ciężko - przyznała, nie odwracając swojego spojrzenia od świata rozciągającego się poza ścianami domu samca Bety. - Brakuje mi Hansa. Ale jednocześnie uwielbiam te tereny. Te fiordy, kolory nieba, wielkie jeziora i rześkie powietrze. Nie mogę doczekać się zobaczenia pierwszej zorzy polarnej. Podobno są przepiękne - na jej pysku pojawił się ledwo widoczny uśmiech.
Kiedy Enyalios zapytał o jej dom, nie odzywała się przez jakiś czas. Nie chciała wprost opowiadać mu o tych przepłakanych nocach, było jej poniekąd wstyd. Nie miała jednak zamiaru go okłamywać. Musiała więc przemyśleć swoją odpowiedź.
- Czemu miałoby być z nim coś nie tak? - odmruknęła.
Nie podejrzewała, aby samca usatysfakcjonowała odpowiedź pytaniem na pytanie, dlaczego wszakże miałaby nie spróbować?
- Znam cię, Lav. Nie chciałaś mnie tam wpuścić, to po pierwsze. A po drugie, widziałem twoje wahanie i ulgę, kiedy odpuściłem temat. Martwię się - w jego spojrzeniu rzeczywiście malowała się troska.
Wreszcie na niego spojrzała. Chwilę błądziła wzrokiem po jego pysku, ostatecznie jednak zatrzymała go na oczach ukochanego.
- Nie miałam siły go remontować - odpowiedziała w końcu. - Na początku czułam się samotna. Nawet bardzo. Całe życie spędziłam z Hansem, a teraz go przy mnie nie ma... My też nie mieliśmy kontaktu. Tamten dom kojarzy mi się tylko z tym. Z osamotnieniem i bezsennymi nocami. Nagle straciłam tak wiele - resztkę mojej rodziny i większość pamiątek po rodzinie - choć próbowała powstrzymać napływające łzy, jej oczy mimowolnie się zaszkliły.
Wzięła głęboki wdech i się wyprostowała.
- Och, Lav... - pies westchnął głośno. - Przepraszam, że na to pozwoliłem - nie czekał ani chwili dłużej i przyciągnął do siebie suczkę, po czym zamknął ją w objęciu silnych łap.
Nie stawiała oporu. Przytuliła się do Enyaliosa i w milczeniu słuchała rytmicznego bicia jego serca, kiedy on głaskał jej głowę.
Minęło kilka długich chwil, zanim się od siebie oderwali.
- Już mi lepiej. Dziękuję - odsunęła się nieznacznie jako pierwsza i spojrzała mu w oczy, a jej oblicze rozjaśnił uśmiech.
Jej ukochany szybko go odwzajemnił, a jego łapa powędrowała na jej policzek w czułym geście.
- Kocham cię - powiedział po chwili ciszy, wpatrując się w nią z miłością.
Pokiwała głową.
- Ja ciebie też.
Niebo za oknem w pewnym momencie pojaśniało, co podkusiło ją do wstania z kanapy i podejścia do okna. Oparła się przednimi łapami o parapet, wyglądając na zewnątrz. Do jej uszu dotarły kroki, a już po chwili obok niej stanął Enyalios.
- Burza? - zmarszczył nos, co wywołało rozbawienie u Laverne.
Widząc to, posłał jej szeroki uśmiech.
- Najwidoczniej - uniosła brwi i w tamtym momencie na firmamencie pojawiła się kolejna błyskawica.
- No to chyba nieprędko wrócisz do domu.
- Nie boję się burzy - parsknęła i skuliła po sobie uszy w zawadiackim geście.
- Ale chyba nie myślisz, że ja puszczę cię w taką pogodę? Jesteś na mnie skazana - oznajmił z niekrytym zadowoleniem.
Zaśmiała się i odepchnęła od parapetu, aby ponownie stanąć na czterech łapach.
- Skooro tak - przeciągnęła pierwsze słowo, w międzyczasie błądząc wzrokiem po pokoju. - To oprowadź mnie po swoim domu.
Skinął bez zawahania głową i ruszył powoli przed siebie. Oprowadzał samicę po różnych pomieszczeniach, zerkając na nią i czasami opowiadając o rzeczach związanych z remontem - co już zrobił, jakie miał przy tym problemy albo jakie miał plany na zmiany w domu. Słuchała go z uwagą i z takim samym skupieniem chłonęła każdy skrawek posiadłości Bety.
Jej chatka zupełnie różniła się od domostwa, w którym aktualnie przebywała - nie miała wszystkich mebli, była nieodmalowana i nie do końca wysprzątana. Zapewne gdyby suczka poświęciła jej trochę uwagi, mogłaby stać się całkiem przytulnym miejscem zamieszkania.
- Masz tu bardzo ładnie - rzuciła w pewnym momencie i oparła się nieznacznie o bok swojego ukochanego.
Enyś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz