Od Enyaliosa CD. Laverne

  Nowo poznany pies, Boris, jak się przedstawił, zdecydowanie nie przypadł do gustu Enyaliosowi. Już on znał ten typ samców, w mieście, do którego się czasami udawał jeszcze w momencie, kiedy jego domem były tereny Stada Psów Natury, było takich na pęczki. Każdy z nich ego miał rozdmuchane poza wszelką miarę, do tego uważał się za świetnego uwodziciela. Co gorsza, niektóre suczki dawały się podejść takim typom.
  Wiedział, że Laverne, jego Laverne, go kochała, nie miał co do tego wątpliwości. Był też świadom, że nie należała ona do tego rodzaju psów, które wykorzystywały pierwszą możliwą okazję do "skoku w bok". Znacznie go też uspokajało to, jak cały czas na niego zerkała, jak podkreśliła jego obecność, przedstawiając go, jak otarła się o niego, zanim ruszyła za zapewne rasowym huskym.
  Dlaczego w takim razie czuł rosnące w nim z każdą chwilą spędzoną w obecności Borisa podirytowanie?
  Chciał to już po prostu mieć za sobą. Musieli tylko zdobyć tę farbę, potem będą mogli pożegnać swego niepożądanego, przynajmniej z perspektywy Enyaliosa, towarzysza. Był wręcz przekonany, że Xavier, pies, do którego pierwotnie mieli poprosić o pomoc, byłby mniej uciążliwym kompanem. Ale oczywiście los bywał przewrotny i oto właśnie musiał wysłuchiwać jakże fascynującej opowieści Borisa na temat jego sukcesów. Historia pierwotnie zapewne miała dotyczyć sukcesów zaprzęgu, którego członkiem był ich przewodnik, lecz w zawrotnym więc tempie okazało się, że wszystkie pozostałe psy są tam wręcz zbędne, gdy jest Boris. Ba, nawet sanie i człowiek to zapewne zupełnie niepotrzebny balast.
  Ozdób będą szukali sami, choćby miało im to zająć tydzień, był co do tego pewien. Nie miał zamiaru marnować reszty swojego dnia na przechwałki tego osobnika, który przez złośliwość losu stał się ich przewodnikiem.
  W końcu znaleźli się na tylnym podwórzu jakiegoś sklepu czy zakładu. Zewsząd dobiegał do nich zapach farb, lakierów czy surowego jeszcze drewna.
  - Jak dużo farby potrzebujecie? Są tu zarówno resztki takiej zupełnie dobrej, jak i całe puszki tych nieco już zepsutych. - Boris w końcu zmienił temat.
  - Myślę, że jeśli znajdziemy kilka puszek z resztkami farby i tym samym kolorze i zlejemy je do jednej, powinno to wystarczyć. - Oświadczyła Laverne.
  - Najwięcej jest tu, jak mi się zdaje, bieli i czerwieni. - Mruknął Enyalios, który zdążył się już rozejrzeć. - I porządnego przez ciebie pastelowego błękitu. - Dodał po chwili, znajdując całą stertę puszek z resztkami farby w tym kolorze.
  - Tak, niedawno ktoś na ten kolor malował całą wielką salę, jeśli się nie mylę. Będą się tam odbywać przyjęcia, jeśli dobrze słyszałem. - Husky oczywiście musiał dorzucić swoje trzy grosze.
  Po chwili jednak, co niezwykle zdziwiło samca Beta, sam z, własnej, nieprzymuszonej woli, podszedł do Eny'ego by pomóc mu zlać farbę do jednej puszki. Mieszaniec był wręcz święcie przekonany, że chodziło w tym o zaimponowanie przyglądającej się temu suczce, lecz zignorował to i skupił się na przelewaniu gęstej cieczy.
  - Dziękujemy bardzo za pomoc. - Odezwał się, gdy metalowy pojemnik znajdował się w prowizorycznie stworzonej z kocy "torbie" przewieszonej przez jego pierś. - Teraz już powinniśmy sobie poradzić sami, prawda, Lav? - Zerknął na ukochaną, mając nadzieję, że ta go zrozumie i nie wspomni nic o tym, że potrzebowali jeszcze przynajmniej ozdób, których nie wiedzieli gdzie szukać.

Lav? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette