Owszem. Miała niezliczoną ilość obowiązków. Odkąd przybyli na te tereny czekała na nią papierkowa robota, której nawet nie ruszyła. Mogło to poczekać, ale nie nieskończoną ilość czasu. Makbeth także mógł poczekać. Jednak dla niej był ważniejszy niż papierkowa robota.
— Skoro... — zaczęła, a samiec spojrzał na nią pytająco. — W zasadzie cały dzień spędziliśmy u ciebie... Może udalibyśmy się do mnie? — uśmiechnęła się delikatnie do psa. Chwilę jeszcze zastanawiała się co może do tego dodać by tym bardziej zachęcić samca. — Zajęłabym się przy tym częścią prac, ty byś mi trochę pomógł... No i miałabym na ciebie oko. — dodała po chwili milczenia. Była przejęta. Czuła się jakby proponowała samcu związek aż do końca ich dni, a on miałby odmówić. Mimo iż wcale tak nie było. Liczyła na jego zgodę. Nie zajęłaby się tak czy siak papierkową robotą w swojej posiadłości, lecz opiekowałaby się Makbethem. W tym momencie chciała być tylko zwykłą obywatelką stada, pełniącą jakąkolwiek inną funkcję niż przywódca stada.
— Chodźmy stąd. — rzucił tylko samiec, ruszając w stronę drzwi wyjściowych ze szpitala. Nala otworzyła tylko pyszczek w niedowierzaniu. Liczyła na jakąkolwiek inną odpowiedź. Na zgodę lub jej brak. Wtedy oboje udaliby się do własnych domostw i zajęli swoimi sprawami. Makbeth spojrzał na suczkę z delikatnym uśmiechem. Łapą zamknął jej pyszczek. — Bo ci mucha wpadnie. — powiedział. Suka potrząsnęła głową.
Oboje ruszyli w stronę drzwi. Byli tutaj zupełnie sami. Nala nie liczyła zbytnio aby kogokolwiek mogli spotkać. Było już późno, a do tego raczej mało kto udaje się do szpitala bez wyraźnej potrzeby.
Spojrzała tylko na samca, który zatrzymał się na chwilę zaraz po wyjściu z budynku służącego psom jako szpital. Pies upewnił się, że alfa jest tuż obok niego i ruszył przed siebie. Nala podążała tuż przy jego boku, nie wiedząc dokładnie gdzie się udają. Aby dojść do chatki Makbetha czy jej domostwa szło się w tym samym kierunku. Samica liczyła na to, że udadzą się do niej.
Szli w ciemności. Jedynym światłem, które w pewnym stopniu oświetlało im drogę był księżyc, który tej nocy był w pełni. Noc była mroźna, jednak czego mogli się spodziewać po tak bardzo wysuniętym na północ punkcie.
Nala zatrzymała się nagle. Makbeth zorientował się o tym dopiero po kilku metrach. Odwrócił głowę w jej stronę. Nala siedziała nad brzegiem fiordu i wpatrywała się w niebo, na którym nagle pojawiła się zorza polarna. Pies podszedł do niej i usiadł obok niej. Suka spojrzała na niego z uśmiechem. Po chwili przeniosła jednak wzrok ponownie na niebo. W Londynie nigdy takiego czegoś nie widziała. Słyszała o tym, że zorza istnieje i jest to bardzo popularne zjawisko w regionie, który aktualnie zamieszkuje, jednakże nigdy nie było dane jej tego zobaczyć. Dzisiejszy widok był dla niej pierwszym razem.
— Jaka piękna. — powiedziała, wskazując pyskiem na rozświetlone na różne barwy niebo.
— Skoro... — zaczęła, a samiec spojrzał na nią pytająco. — W zasadzie cały dzień spędziliśmy u ciebie... Może udalibyśmy się do mnie? — uśmiechnęła się delikatnie do psa. Chwilę jeszcze zastanawiała się co może do tego dodać by tym bardziej zachęcić samca. — Zajęłabym się przy tym częścią prac, ty byś mi trochę pomógł... No i miałabym na ciebie oko. — dodała po chwili milczenia. Była przejęta. Czuła się jakby proponowała samcu związek aż do końca ich dni, a on miałby odmówić. Mimo iż wcale tak nie było. Liczyła na jego zgodę. Nie zajęłaby się tak czy siak papierkową robotą w swojej posiadłości, lecz opiekowałaby się Makbethem. W tym momencie chciała być tylko zwykłą obywatelką stada, pełniącą jakąkolwiek inną funkcję niż przywódca stada.
— Chodźmy stąd. — rzucił tylko samiec, ruszając w stronę drzwi wyjściowych ze szpitala. Nala otworzyła tylko pyszczek w niedowierzaniu. Liczyła na jakąkolwiek inną odpowiedź. Na zgodę lub jej brak. Wtedy oboje udaliby się do własnych domostw i zajęli swoimi sprawami. Makbeth spojrzał na suczkę z delikatnym uśmiechem. Łapą zamknął jej pyszczek. — Bo ci mucha wpadnie. — powiedział. Suka potrząsnęła głową.
Oboje ruszyli w stronę drzwi. Byli tutaj zupełnie sami. Nala nie liczyła zbytnio aby kogokolwiek mogli spotkać. Było już późno, a do tego raczej mało kto udaje się do szpitala bez wyraźnej potrzeby.
Spojrzała tylko na samca, który zatrzymał się na chwilę zaraz po wyjściu z budynku służącego psom jako szpital. Pies upewnił się, że alfa jest tuż obok niego i ruszył przed siebie. Nala podążała tuż przy jego boku, nie wiedząc dokładnie gdzie się udają. Aby dojść do chatki Makbetha czy jej domostwa szło się w tym samym kierunku. Samica liczyła na to, że udadzą się do niej.
Szli w ciemności. Jedynym światłem, które w pewnym stopniu oświetlało im drogę był księżyc, który tej nocy był w pełni. Noc była mroźna, jednak czego mogli się spodziewać po tak bardzo wysuniętym na północ punkcie.
Nala zatrzymała się nagle. Makbeth zorientował się o tym dopiero po kilku metrach. Odwrócił głowę w jej stronę. Nala siedziała nad brzegiem fiordu i wpatrywała się w niebo, na którym nagle pojawiła się zorza polarna. Pies podszedł do niej i usiadł obok niej. Suka spojrzała na niego z uśmiechem. Po chwili przeniosła jednak wzrok ponownie na niebo. W Londynie nigdy takiego czegoś nie widziała. Słyszała o tym, że zorza istnieje i jest to bardzo popularne zjawisko w regionie, który aktualnie zamieszkuje, jednakże nigdy nie było dane jej tego zobaczyć. Dzisiejszy widok był dla niej pierwszym razem.
— Jaka piękna. — powiedziała, wskazując pyskiem na rozświetlone na różne barwy niebo.
< Makbeth? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz