Od Laverne CD. Enyaliosa

Miasto było bardzo urokliwe - liczne kolorowe domki, pełno ludzi przewijających się po ulicach we własnych interesach oraz luźno biegające psy, na które nikt nie zwracał większej uwagi. Były to osobniki typowe dla tych rejonów, czyli przedstawiciele północnych psów zaprzęgowych.
Laverne rozglądała się na boki z widocznym oczarowaniem. To miasto w niczym nie przypominało Londynu i w głębi duszy bardzo ją to cieszyło - nie musiała martwić się o auta i tłumy na chodnikach. Życie tu toczyło się w swoim własnym tempie. We własnym klimacie, atmosferze.
Zatrzymała się dopiero, kiedy zrobił to jej ukochany i słuchając go, dalej podziwiała wszystko wokół z uśmiechem na pysku. Wyobrażała sobie te uliczki w zimę, gdy spadnie śnieg i ludzie będą poruszać się zaprzęgami. Powstrzymała jednak swoje rozmarzenie i skupiła się na Enyaliosie, kiwając głową na znak zrozumienia jego słów.
Przyjrzała się ozdobnym materiałom, które tworzyły różnorakie kształty - od kwadratów, przez prostokąty, po koła.
- Świetnie - oznajmiła wesoło.
Jej uwagę od razu przykuły dwa koce - jeden granatowy, wykonany z polaru, a drugi czarny, również uszyty z tego samego materiału - oraz okrągły dywan, który zdawał się być skrawkiem niedźwiedziej skóry.
Miała zamiar resztę dywanów zdobyć samodzielnie, poprzez polowania.
Wskazała wybrane przez siebie rzeczy towarzyszącemu jej samcowi, a on przytaknął.
- Poniosę - zaoferował i chwycił w pysk jeden ze złożonych koców.
- Zarzuć mi go na grzbiet - powiedziała szybko i pokiwała energicznie głową, próbując zachęcić samca do owego działania. - Będzie mi przy okazji cieplej.
Co prawda nie było jej szczególnie zimno, ale dzień był jednym z chłodniejszych, więc ciepły materiał na plecach nie powinien jej w niczym przeszkadzać.
Pies po chwili zawahania wykonał prośbę swojej ukochanej, po czym to samo zrobił z pozostałością rzeczy wybranych przez nią - z tym wyjątkiem, że ta pozostałość znalazła na jego grzbiecie.
- To teraz po farby, tak? - zagaiła.
Jej humor był zdecydowanie lepszy niż poprzedniego dnia. Znów tryskała swoim osobliwym entuzjazmem, a jej oczy pełne były radości.
- A i owszem, po farby. Podejrzewam, gdzie mogą być, ale moglibyśmy jeszcze kogoś dopytać - stwierdził, ruszając dalej obok mieszanej samicy.
Mruknęła z zastanowieniem i zbadała otoczenia ciekawskim wzrokiem. Szybko spostrzegła jednego z przedstawicieli husky i mruknąwszy do Enyaliosa podekscytowane "no chodź", skierowała się w miejsce, w którym stał nieznany jej pies.
Byli już całkiem nieopodal upatrzonego celu, kiedy ich drogę przeciął inny przedstawiciel północnych psów i stanął przed nimi.
Z zaciekawieniem przyglądał się głównie Laverne. Prawdopodobnie dlatego, że Enyalios z wyglądu dość mocno przypominał okoliczne psy, natomiast suczka znacznie się od nich różniła, wdając się w rodzinę matki.
- Przeprasza, ale szliśmy do... - mruknęła i zadarła głowę do góry, gdy wyglądała za samca, aby spojrzeć na swój cel. Który właśnie odchodził.
- Do mojego brata? Xaviera? - parsknął nieznajomy i pokręcił łbem.
- Owszem, jak się okazuje - przekręciła głowę na bok i uśmiechnęła się przyjaźnie, zerknąwszy na swojego ukochanego.
- Jestem Boris i zakładam, że mogę pomóc w sprawie, z którą szłaś do Xaviera - wyszczerzył zęby.
- Ja jestem Laverne, a to Enyalios - przedstawiła siebie i Betę Północnych Krańców.
Boris łypnął okiem na jej towarzysza, a drugi samiec popatrzył na niego twardo.
- Więc w czym mogę ci... a raczej wam pomóc?
- Szukamy farby. Do malowania ścian. Wiesz może, gdzie ją znajdziemy? - zamerdała przyjaźnie ogonem, kiedy odpowiedź Borisa okazała się być pozytywna.
- Oczywiście. Zaprowadzę was - uśmiechnął się usatysfakcjonowany, że może oddać psom przysługę. - Tędy.
Samica znowu spojrzała na samca, którego znała od dzieciństwa i czule otarła głowę o jego policzek, następnie ruszywszy żwawwo za nowo poznanym osobnikiem.

Enyś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette