Zamarł. Jego myśli w jednej chwili całkowicie ucichły, jego
mięśnie zastygły w miejscu. Nie tego się spodziewał. Owszem, miało to
sens, ale... ale jednocześnie go nie miało, jeśli ktokolwiek chciałby
poznać jego zdanie na ten temat. Oprzytomniał zaś dopiero, gdy coś
poczuł - dotyk, rozpaczliwy, jakby był ostatnią deską ratunku wtulającej
się w niego suczki, łzy, ciche, ale wyrażające szczere uczucia, których
nie potrafił nazwać, znając tylko sam czubek góry lodowej, jeśli
chodziło o sytuację, w której znalazła się jego przyjaciółka.
-
Jego ojciec? - Mruknął, wyrwawszy się z osłupienia. - Co zrobił? Kto
to? - Dodał mocniejszym tonem, gdy nie otrzymał odpowiedzi na poprzednie
pytanie.
- Boris. - Wyszeptała, wciąż łkając. Nieśmiało podniosła łeb, jej zbolałe wręcz spojrzenie rozrywało mu wręcz serce.
- Co zrobił? - Powtórzył, nie mogąc już powstrzymać cichego warknięcia,
które zaczęło narastać w jego gardle w chwili, gdy samica podzieliła
się z nim tą wiadomością.
- To nieważne. - Pokręciła łbem, uparcie próbując obronić albo ojca swego potomstwa, albo swój honor.
- Erydo. - To nie była już prośba. To było ostrzeżenie. Nikt nie będzie krzywdził jego bliskich bezkarnie.
- Byłam głupia, Eny, taka głupia. - Pokręciła łbem. - Wiedziałam, że
nie można się w nic wdawać z kimś taki jak on, ale... - Znów pokręciła
łbem, urywając zdanie w połowie. - A teraz wyparł się tego szczenięcia.
Tego, co było między nami prawdopodobnie też. - Choć tę chwilę spędziła
bez płaczu, teraz kolejne łzy spłynęły po jej pysku. Możliwe, że
częściowo wywoływały je hormony, lecz nie był pewien, był wszak
kompletnym laikiem w tej dziedzinie.
To mu wystarczyło. Ten
samiec już podczas ich pierwszego spotkania mu się nie podobał. Tak, to,
co zrobił Erydzie pasowało do wniosków, które wtedy wysunął - "pies na
baby", cisnęło mu się do pyska jako podsumowanie jego osoby. Nie myślał
długo, o ile w ogóle można było stwierdzić, że choć przez chwilę
zastanawiał się nad tym, co robi. Spojrzał w oczy Erydzie, skinął łbem,
sam nie wiedząc, co chce jej przez to przekazać i odwrócił się do niej
plecami, by szybkim krokiem ruszyć w obranym przez siebie kierunku - do
miasta.
Już po chwili usłyszał za sobą kroki. Nie były mu tu
już nawet potrzebne te miesiące ćwiczeń, ze względu na zaistniałą
sytuację doskonale wiedział, że to właśnie generał miała się z nim za
chwilę zrównać.
- Eny! Co ty robisz? Stój. Mówię, stój! - Nie
spodziewał się po niej takiego wybuchu. Prawdopodobnie właśnie dlatego
zatrzymał się i spojrzał na nią.
- Rodzona matka go nie pozna. - Mruknął, wciąż zbyt zszokowany i rozsierdzony, by odpowiedzieć jej bardziej sensownie.
- Nie. - Odpowiedziała mu, kładąc duży nacisk na to słowo. - Nigdzie nie idziesz, nic mu nie zrobisz. - Wyprostowała się.
Może i to ona w jakiś sposób mu podlegała, ale tym razem pozwolił jej nim rządzić.
Kolejne tygodnie były istnym wariactwem. Enyalios wręcz zmusił swoją
przyjaciółkę, by okres ciąży spędziła z dala od swych obowiązków
związanych z jej stanowiskiem, z racji czego to jemu w udziale przypadły
jej obowiązki. Często ją odwiedzał, najczęściej z drobnymi podarkami,
których zazwyczaj nie chciała przyjąć, lecz on prawie zawsze stawiał na
swoim.
Concorde był malcem uroczym jedynie z wyglądu, szybko
okazało się, że najprawdopodobniej nie wyrośnie z niego osoba
szczególnie przyjemna, lecz nie przeszkadzało to Becie w zacieśnianiu z
nim więzi. Szczeniak może i miał już rodzonego wujka, Aidana, lecz chyba
nikomu jeszcze nie zaszkodziło posiadanie dodatkowego, przybranego?
Wszystko zapewne potoczyłoby się wręcz niczym z bajki, gdyby nie fakt,
że szczenięta, nawet tak małe, jak Concorde, wyjątkowo bardzo lubią się pakować w kłopoty.
Eryda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz