Od Estlay CD. Aidana

Po jej umyśle rozpłynęło się zdziwienie, a ona sama zesztywniała, kiedy Aidan złączył ich pyski w pocałunku. Wiedziała, że był dla niej kimś ważnym, może jednak nie była jeszcze gotowa na takie posunięcie?
Wpatrywała się w speszonego samca, który powoli zaczął się cofać, w międzyczasie rzucając w jej kierunku słowami przeprosin.
A ona sama nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić. Czuła szok, ale i to charakterystyczne łaskotanie w brzuchu, które przez niektórych nazywane było motylami.
Tamtego dnia mu nie odpowiedziała, najprawdopodobniej pozwalając mu myśleć, iż zaprzepaścił ich przyjaźń, ich relacje. Nie zatrzymała go, kiedy się wycofał.
Stała na brzegu jeziora, z jej sierści sączyła się woda, a ona patrzyła, jak Aidan odchodził, zostawiając ją samą pośród natury. Słońce zaczęło zachodzić, a na niebie pojawił się niewyraźny jeszcze księżyc.
Drgnęła, dopiero wtedy, gdy samiec zniknął z jej pola widzenia - w zamyśleniu, może nawet we chwilowym wstręcie do samej siebie, wróciła do domu, gdzie zawinięta w koc zasnęła.
Mijały dni, a im nie udało się na siebie wpaść, za co Estlay w głębi duszy dziękowała. Sami też nie szukali swojego towarzystwa, ich kontakt zanikł.
Pewnego ranka suka Gamma wybrała się na niezobowiązujący spacer - obowiązków nie miała za wiele, w sekcji medycznej brakowało personelu, chorzy również się nie pojawiali.
Słońce dopiero zaczynało swą wędrówkę po niebie, powietrze nie zdążyło się nagrzać, było więc chłodne, a melodyjny ćwierkot ptaków wpadał do uszu. Idealnie.
Kruczoczarna nie wyznaczyła celu swej wędrówki, zdecydowała się zaufać swoim łapom, ale jak się okazało, był to błąd.
Trafiła nad jezioro, w którym kilka dni temu pływała wraz z Aidanem, a wspomnienia mimowolnie się obudziły. To miejsce było równie piękne o poranku, jak o zachodzie słońca.
Była już gotowa, aby podejść do tafli wody i się napić, nim jednak przekroczyła linię krzewów, zastygła w miejscu i nie odważyła się drgnąć. Kilkanaście metrów od niej, tuż przy brzegu siedział on. Po jego pysku spływały niewielkie krople cieczy, najwidoczniej więc przed chwilą ugasił swe pragnienie, tak jak to w planach miała Estlay, dopóki go nie zauważyła.
Sparaliżował ją swego rodzaju strach - strach przed konfrontacją. Przełknęła gwałtownie ślinę i wzięła głęboki oddech, a następnie zmusiła swoje ciało do opuszczenia schronienia.
Szelest, które wydały chaszcze będące do tej pory kryjówką czarnej suni, nie umknął Aidanowi. Odwrócił głowę w kierunku znanej samicy i gwałtownie zerwał się z miejsca, gdy rozpoznał w niej Estlay.
- Już się stąd zmywam... - mruknął, po czym ruszył ociężale w jej kierunku.
Ale nie po to, aby się przywitać, a aby niedbale ją minąć i nie przedłużać ich przypadkowego, prawdopodobnie niechcianego spotkania.
Kiedy przeszedł obok niej, poczuła jego piżmowy zapach, ten, który należał tylko i wyłącznie dla niego, który kojarzył się jej z nim. Znowu patrzyła jak odchodzi. Znowu.
Nie. Nie tym razem. Ona była tą, która łamała zasady. Nie mogła więc pozwolić mu tak po prostu odejść. Całe jej dotychczasowe speszenie i niepewność ustąpiły charakterystycznej dla Estlay determinacji i ambicji.
- Aidan! - krzyknęła za nim, nie przystanął jednak.
Zmarszczyła brwi i wypruła naprzód - wystarczyło kilka sporych susów, aby dogonić mieszanego psa i zatorować mu drogę.
Stanęła tuż przed nim i niewiele myśląc, złączyła ich pyski w pocałunku.

Aidan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette