Od Enyaliosa CD. Laverne

   Gdy jeszcze żyła, matka Enyaliosa, Nike, chętnie dzieliła się ze swoim synem własnymi przemyśleniami. Często dotyczyły one tematyki wtedy mu jeszcze niezbyt dobrze znanej, lecz teraz z dnia na dzień poznawanej coraz lepiej - miłości. Szczególnie w pamięci samca utkwiła metafora z płomieniem świecy i ćmą, do której często wracał, teraz jednak zdołał sobie przypomnieć o kolejnej rzeczy która w szczególny sposób go dotknęła. Teraz uderzyło go to zresztą ze zdwojoną siłą, mógł bowiem zaobserwować przykład owego zagadnienia na własne oczy.
   Sposobów na wyrażanie miłości jest mnóstwo, lecz jakiś człowiek podzielił je na pięć kategorii, na tak zwane języki miłości. Beta pamiętał je doskonale, nawet mimo upływu czasu. Potrafił nawet odtworzyć w swej głowie rozmowę przeprowadzoną na ten temat z matką, gdy miał nieco ponad rok.

   - Języki miłości? - Spytał, niepewnie przekręcając łeb, gdy usłyszał to pojęcie po raz pierwszy. 
   - Tak, Eny, pięć języków miłości. - Uśmiechnęła się delikatnie dość wysoka suczka. 
   To był jeden z tych lepszych okresów, gdy często się uśmiechała i potrafiła gawędzić z nim godzinami na ważne i mniej istotne tematy. Nie miała problemów ze wstaniem rano i udaniem się do pracy, nie zostawała tam też dwa dyżury z rzędu. Wszystko było normalnie, byli szczęśliwą, niewielką, bo zaledwie dwuosobową, rodziną.
   - Po co to w ogóle komuś? - Mruknął, wciąż nie przekonany. Na co komu języki miłości, gdy można się było szkolić, by zostać wojownikiem, tak jak on! A może wolałby zostać chirurgiem, tak jak mama...? 
   - Jeśli poznasz swoje lub czyjeś języki miłości, będzie ci łatwiej być w nim w relacji. W jeden sposób można okazywać miłość, w inny najłatwiej ją odbierać, ale nauczyć się tego nie jest aż tak trudno.
   - Jakie były języki miłości taty? - Wyrwało mu się, zanim zdołał się powstrzymać. Rzadko rozmawiali o Avalanche'u, a po tych rozmowach Nike prawie zawsze smutniała. Nie chciał, by posmutniała, nie gdy tak pięknie się teraz uśmiechała! - Przepraszam. - Szepnął, wbijając wzrok w swoje przednie łapy. 
   - Nie masz za co przepraszać. - Trąciła go nosem, co zawsze go rozśmieszało. Podziałało i tym razem. - Tata... Wydaje mi się, że tata okazywał swoją miłość do mnie głównie spędzając swój czas ze mną. Był Gammą, tak jak teraz pan Caspian, pamiętasz? - Kontynuowała dopiero po tym, jak jej syn energicznie kiwnął głową. - Miał wiele obowiązków, zwłaszcza wtedy, kiedy wybuchła wojna. Do tego dochodziła opieka nad Sakurą i Louisem, twoim przybranym rodzeństwem, to głównie on się nimi zajmował. Czasami trudno mu było znaleźć czas dla mnie, lecz zawsze jakimś cudem mu się to udawało. - Uśmiechnęła się delikatnie, czule, najprawdopodobniej do własnych wspomnień. - Chyba można powiedzieć też o innym języku miłości, którego, jak mi się zdaje, używał. Choć jako jego partnerka ja również byłam Gammą, nie miałam zbyt dużo obowiązków, jeśli mam być szczera. Zawsze starał się przekładać na moje barki jak najmniej, samodzielnie wykonywać większość pracy. To chyba można nazwać czynami, które świadczyły o jego oddaniu, o jego miłości. - Zamrugała kilkukrotnie, może zamyśliła się, pogrążyła w refleksji, bardziej, niż zdawało się Enyaliosowi.
   - Czyli znam już dwa języki miłości. A trzy pozostałe? - Choć trochę wstyd byłoby się do tego przyznać przed innymi psami, zainteresowało go to. Ale chyba można jednocześnie być świetnym wojownikiem... lub chirurgiem... i znać języki miłości, czyż nie? Nie powinno w tym być nic złego.
   - Pozostałe są chyba prostsze, łatwiejsze do odczucia i rozpoznania. Pierwszy z nich to kontakt fizyczny, bliskość fizyczna... - Nike miała zamiar kontynuować, lecz w pół zdania przerwał jej Enyalios.
   - No dobra, buziaki, przytulasy, to-o-czym-szczeniak-nie-powinien-wiedzieć! - Wyrecytował szybko, zdecydowanie nie mając ochoty słuchać o takich rzeczach. - A kolejny? - Uśmiechnął się szeroko, starając się przytłumić nieco efekt, jaki mógł wywołać jego mały wybuch.
   - To-o-czym-szczeniak-nie-powinien-wiedzieć? - Spojrzała na niego podejrzliwie. - A o istnieniu czegoś takiego skąd wiesz? I jak wiele? - Zmarszczyła się nieco.
   - Och, to...? - Podrapał się po boku, starając zamaskować własne zawstydzenie. - Słyszałem kiedyś jak starsze psy w szkole o tym rozmawiają. Ale tylko trochę. Że to oznaka miłości i czegoś tam jeszcze, że... no że szczeniaki o tym nie powinny wiedzieć. I już, przysięgam! 
   - W porządku. - Suczka westchnęła i pokręciła głową. - Są jeszcze słowa. Niektórzy piszą listy albo wiersze miłosne, inni po prostu mogą wygłaszać monologi lub prowadzić długie rozmowy o swej miłości i tematach z nią pokrewnych. Ostatni język miłości to prezenty, podarki. Tak jak wtedy, kiedy ty przynosisz mi czasem kwiaty albo kiedy ja przynoszę ci nową zabawkę, można pokazać, że się kogoś kocha, dając mu coś. Nie musi być to nic dużego, byle zawierało to w sobie miłość.
   Młody pies, gdy wyczuł, że jego matka zakończyła swoją opowieść, skinął głową i poderwał się na równe łapy, merdając ogonem.
   - Chcesz zobaczyć, czego się dziś nauczyłem? 

   Od tamtego momentu minęły zaledwie około dwa lata, lecz czuł, jakby były to całe wieki. Teraz jednak z pewnym zachwytem obserwował, jak jego partnerka najprawdopodobniej zupełnie nie świadomie prezentuje mu prawie że jednocześnie wszystkie z pięciu języków miłości. Po pierwsze, nazbierała jagód i malin, co było czynem świadczącym o jej oddaniu. Poprosiła go o spędzenie z nią czasu, dobrowolnie ofiarując mu przy tym swój czas. Jagody i maliny oczywiście były podarkiem, widział, że choć on zjadł ich już kilka, ona nie włożyła do pyszczka ani jednej. W swych słowach okazała nie tylko i miłość, ale i wsparcie, a potem przytuliła go, kończąc całą tę listę bliskością fizyczną.
   - Nie przestajesz mnie zadziwiać, wiesz? - Mruknął, pozwalając sobie się w nią wtulić, choć zaledwie wczoraj postanowił, że jako samiec nie powinien tego robić.
   - Hm? - Mruknęła, odsuwając się nieco i wbijając w niego spojrzenie.
   - Nie, nic, nieważne. - Uśmiechnął się delikatnie, by załagodzić swoje słowa. - A co do tego, co czuję... Może lepiej o tym nie rozmawiajmy, nie jestem zbyt dobry w rozmawianiu o własnych uczuciach. - Roześmiał się cicho, niepewnie, jak się można spodziewać, bez nuty prawdziwej radości. - Może zamiast tego porozmawiajmy o imionach dla szczeniąt? Rozwiązanie coraz bliżej, a my nie wymieniliśmy między sobą jeszcze ani jednej propozycji. - Na samą myśl o tym, że niedługo miał zostać ojcem, poczuł trudną do opisania mieszankę uczuć. Był szczęśliwy, ale pełen obaw, nie wspominając już nawet o całej litanii innych odczuć. - Cholera, Lav, już niedługo będziemy rodzicami. - Uśmiechnął się szeroko, decydując, że tym razem nie da się zjeść przez własne wątpliwości.
   - Tak. - Roześmiała się cicho. - Szczerze mówiąc, to nawet się nad tym wcześniej nie zastanawiałam. A ty? - Wtuliła delikatnie pysk w jego sierść.
   - Wiem tylko, że chciałbym, żeby przynajmniej jedno z tych szczeniąt, jeśli jest ich więcej, miało imię z mitologii greckiej. Rodzice mojej mamy wpadli na taki pomysł, nazywając swoje potomstwo, ona sama też tak postąpiła. Chciałbym to kontynuować, uczynić z tego tradycję. - Uśmiechnął się delikatnie.
   - Och. - Wyprostowała się, by móc na niego spojrzeć. - Podoba mi się to. Nazwijmy takimi imionami wszystkie nasze szczenięta, ile by ich nie miało być. - Postanowiła i ponownie się w niego wtuliła.

Lav?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette