Od Makbetha CD. Nali

   Zaraz po tym ich największa wymówka, zmęczenie, zdawało się zniknąć, rozprysnąć w ułamku sekundy niczym bańka mydlana. Radość przyćmiła wszystko inne co czuli, a zaraz po niej pojawiło się coś jeszcze, przynajmniej w przypadku Makbetha. Świadomość, że ta suczka, która leżała u jego boku, należała do niego była czymś jednocześnie przepięknym, cudownym, uskrzydlającym wręcz i przerażającym. Te negatywne uczucia postanowił jednak przynajmniej na tę noc odsunąć na bok i skupić się na czymś zupełnie innym, ponieważ oto właśnie jego partnerka - jak to osobliwie brzmiało w jego głowie - postanowiła nie tracić czasu i zainicjowała pocałunek, który miał się okazać pierwszym z wielu tej nocy.
   Następny poranek nadszedł zbyt wcześnie po tak krótkiej dla nich nocy. On obudził się jako pierwszy i w pierwszej chwili nie był pewny, czy te chwile, które majaczyły w jego najświeższych wspomnieniach, zdarzyły się naprawdę, czy były jedynie pułapką jego wyobraźni. Choć umysł mógł go zwieść, ciało, jak sądził, nie mogło. Stało się to, czego pragnął już od pewnego czasu, a co jednocześnie był gotów odwlekać nawet w nieskończoność. Jego wcześniejsze relacje z suczkami wiązały się w końcu głównie, jeśli nie jedynie, z fizycznością, nie było w nich miłości, dlatego ta, jedyna właściwa, mogła być wypełniona tylko i wyłącznie miłością platoniczną, lecz szczerą.
   Ale wydarzyło się to, dzięki czemu ta noc była czymś jeszcze bardziej magicznym, a teraz on mógł leżeć u jej boku, wpatrując się w jej spokojne oblicze z delikatnym uśmiechem igrającym na jego własnym pysku.
   - Look at her... - Wyszeptał, przypomniawszy sobie słowa, których pochodzenia już nie pamiętał, lecz zdawały mu się tak bardzo pasować do tego momentu, do nich, do niej i do niego. - I would die for her. I would kill for her. Either way... what bliss. - Dokończył z jeszcze bardziej czułym uśmiechem.
   Już miał  polizać ją delikatnie po nosie, gdy jej oczy otworzyły się. Spojrzała na niego, jej oczy zabłyszczały, a na pysku pojawił się uśmiech.
   - Chodź. - Szepnęła, nie powitawszy go nawet.
   Szybko podniosła się, zeskoczyła z łóżka i podeszła do drzwi. Dopiero, gdy w nich stanęła, odwróciła się w jego stronę i poczekała, aż i on, z niekoniecznie zadowoloną miną, opuści miękkie i ciepłe łóżko. Już chwilę później ponownie się uśmiechnął - nastąpiło to, gdy zrozumiał, gdzie się udają.
   Wielka Księga leżała na stoliku w salonie. Kruka, który zajmował się nią, gdy psy opuściły to pomieszczenie poprzedniego wieczora, nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Makbeth miał zresztą nadzieję, że ulotnił się on dość wcześnie, najlepiej przed tym, jak uznali, że sen może poczekać i zajęli się pewną czynnością cechującą się charakterystycznymi odgłosami, które mogły (och, niebiosa, ale nie musiały, prawda?) dotrzeć do uszu Aegi.
   Nala wypełniła kilka rubryczek, po czym podpisała się w jednym z dwóch pól do tego przeznaczonych, po czym podała mu pióro. Wtedy i jego podpis zagościł tuż obok tego należącego do niej. Potem przewróciła kilka stron, wypełniła kolejne rubryczki i ponownie podała mu narzędzie do pisania. Przeczytał szybko, co zostało zapisane na tej stronie. Imiona kolejnych przywódców Stada Psów Natury, zrozumiał. Podpisał się po raz drugi.
   - Od teraz oficjalnie jesteśmy parą. A ty jesteś Alfą. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż uśmiechała się do tej pory. - Ale jest jeszcze jedno. - Dodała, jak mu się zdawało z żartobliwą przestrogą.
   - Hm? - Był wciąż zaspany, a do tego zaczynał już czuć głód, nie miał więc zbyt dużych możliwości, by odpowiedzieć jej w sposób bardziej rozwinięty.
   - Musimy jeszcze ogłosić partnerstwo członkom stada. W przypadku zawarcia partnerstwa przez Enyaliosa i Laverne nie byliśmy jeszcze pewni, gdzie można by to czynić, więc my będziemy pierwszymi, którzy to tu zrobią tak jak trzeba. - Stwierdziła, a z jej tonu głosu wynikało, że jest to dla niej niezwykle ważne. To znaczy: on nie miał tu nic do gadania.
   - Po śniadaniu, dobrze? - Mruknął, myśląc już prawie że jedynie brzuchem.
   - Nie, to chyba nie nastąpi dziś. Enyalios wręcz uparł się, że, jak już zawrzemy partnerstwo, podczas ogłoszenia tego odbędzie się pierwsza w historii Północnych Krańców defilada.
   - Czy to nie przesada? - Skrzywił się nieco.
   - To jest przesada, ale próbowałeś to wytłumaczyć naszemu Becie? Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że w tajemnicy już przygotowywał wojsko do przemarszu.
   Oboje się roześmiali i podążyli do kuchni, by spożyć wspomniany wcześniej przez Tana posiłek.

Nala?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette