Samica wtuliła się w sierść samca i zamknęła ślepia, mając nadzieję, że uda jej się szybko zasnąć.
— Nala... — usłyszała szept psa. Otworzyła oczy, by po chwili skierować swój wzrok w jego stronę.
— Hm? — mruknęła tylko i wyczekiwała wyjaśnień, dlaczego ośmielił się przerwać jej próbę zaśnięcia. Liczyła na jakieś logiczne wyjaśnienia. Po chwili jednak zmieniła sposób patrzenia na psa. Uśmiechnęła się z czułością, przypominając sobie o ranie na boku psa, w zasadzie powstałej z jej powodu.
— Moment może wybrałem na to dziwny, ale to był ważny dla mnie dzień i chyba chciałbym go zakończyć czymś jeszcze ważniejszym... — zaczął niepewnie. Nala przechyliła delikatnie pyszczek na lewą stronę. — Jeśli jednak uznasz, że to zdecydowanie zła chwila na to, to... Zrozumiem, ale... — cicho westchnął.
Suka zaczęła się niepokoić. Obawiała się, że samiec zdecyduje się na opuszczenie jej po tym, jak przez jej chęć spaceru natknęli się na niedźwiedzia, który mocno go zranił. Nie chciała jednak tego dać po sobie poznać. Siedziała niemal z kamiennym wyrazem pyska.
— Chciałbym spytać, czy... Czy zostaniesz moją partnerką, Nalo? — wypalił w końcu i wpatrywał się w brązową samicę.
Wewnątrz jej mieszały się różnorodne emocje. Wciąż pamiętała co powiedział jej przy ich pierwszym spotkaniu po przeprowadzce na nowe tereny. Chciała jednak o tym zapomnieć. Bo miała przed oczami ich pierwsze wspólne wyjście, gdy chowała się przed Aegą, który teraz był jej najbliższą rodziną. Był dla niej może nie jak ojciec, lecz jak wujek. Był dla niej Wilsonem, który został na terenach poprzedniego stada.
Pamiętała też, jak jako szczenię ojciec za każdym razem powtarzał jej i jej siostrze, Amicii, że kiedyś przyjdzie taki czas, że jego już nie będzie, a one będą kochały innego samca. I jego zapowiedzi sprawdzały się. Przynajmniej w przypadku Nali. Kochała swojego ojca, był pierwszym samcem, któremu kiedykolwiek powiedziała, że go kocha. Ale było to zupełnie inne uczucie, niż to do Makbetha. Uczucie między nią a Revelinem było miłością córki do ojca oraz ojca do córki, miłość rodzicielska. Rodziców się nie wybiera. Za to Makbetha wybrała sobie sama. Kochała go i wiedziała, że jest psem z którym chce spędzić resztę życia.
Spojrzała na samca, nie chcąc zdradzić po sobie jak bardzo się cieszy z zadanego przez niego pytania.
— A... — zaczęła, a pies spojrzał na nią pytająco. — Nie opuścisz mnie nigdy? Zawsze już będziesz przy mnie? — zapytała, po chwili delikatnie się uśmiechając.
— Możesz być tego bardziej niż pewna. — oznajmił.
— W takim razie... — zaczęła. Po wyrazie pyska psa wiedziała, że ten coraz bardziej się niecierpliwi. — Zostanę twoją partnerką. — powiedziała, przytulając się do samca.
< Makbeth? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz