Nie lubił, jak ktokolwiek przeszkadzał mu, gdy musiał lub próbował się skupić, skoncentrować na czymś. Teraz oczywiście chciałby móc poświęcić całą swą uwagę na cieszących się porannymi promieniami światła zającach, z których część miała za chwilę stracić życie, by on i jego partnerka mogli się pożywić, lecz nie mógł zignorować pytania Laverne.
- Hmm? - Mruknął, napinając swoje mięśnie jeszcze bardziej i szykując się tym samym do ataku, do którego idealna chwila była coraz bliżej. - Poczekaj. - Dodał w końcu, nieco ostrzej niż planował, po czym dał jej znak skinieniem pyska i oboje w wyćwiczony już sposób zaatakowali grupkę roślinożerców.
Już po chwili kroczyli ciało przy ciele w kierunku swojego domostwa. Droga mijała im w milczeniu, choć to spowodowane było najprawdopodobniej zwisającym im obu z pysków ciał upolowanych zwierząt. A przynajmniej tak uważał Enyalios, dopóki nie dotarli na miejsce, a jego ukochana wciąż nie odezwała się do niego ani słowem.
- Przepraszam. - Westchnął, podszedłszy do niej i skierowawszy jej pysk tak, by mógł spojrzeć jej prosto w oczy. - Nie chciałem na ciebie warknąć, Słońce. Po prostu skupiłem się wtedy na tych zającach, a jak się na czymś skupię, to mogę być nieco nieprzyjemny w obyciu, gdy ktokolwiek lub cokolwiek próbuje mnie od tego oderwać. Tu nie chodziło o ciebie, a o mnie. Postaram się nad tym popracować, obiecuję. - Spojrzał na nią błagalnie i, choć, jak mu się zdawało, mógł to być zły moment na coś takiego, ożywił się nagle. - Och, zapomniałbym, mam coś dla ciebie!
Powiedziawszy to, oddalił się od niej na chwilę, by powrócić z, jak mu się zdawało, piękną apaszką w kolorowe wzory.
- Znalazłem ją, sam już nie pamiętam dokładnie gdzie, i od razu uznałem, że będzie do ciebie pasować. - Uśmiechnął się.
Suczka na początku nieufnie przyglądała się gładkiemu w dotyku, lecz niezwykle kolorowemu w wyglądzie materiałowi, lecz po chwili uśmiechnęła się, polizała go po pysku i zarządziła, że pora zjeść ich zdobycz sprzed kilku chwil.
- Co ty na to, żeby do wojska udać się od razu po tym, jak zjemy? - Spytał gdzieś pomiędzy kolejnymi kęsami surowego, lecz, według jego niezbyt wymagających kubków smakowych, wybornego mięsa. - Wtedy powinny się odbywać ćwiczenia, od razu zobaczysz, jak to wygląda. - Uśmiechnął się.
Prawdą było, że zanim objął swoje obecne stanowisko pracował w szpitalu jako chirurg, lecz w ciągu tego dość krótkiego, lecz intensywnego okresu zdążył się nie tylko przyzwyczaić do pracy z wojskowymi, ale i to szczerze pokochać. Dlatego też cieszył się jak szczenię, to szczenię którym był i które ćwiczyło swe zdolności potrzebne do obrania jakiegoś stanowiska w wojsku, gdy jeszcze nie było pewne, jaką drogą życiową chce podążyć, gdy wiedział, że teraz tę miłość połączyć może skutecznie z największą miłością jego życia - miłością do Laverne.
Suczka ochoczo przystała na jego propozycję, więc dość pospiesznie dokończyli swój posiłek i wyruszyli w stronę stalowego mostu, po którego przekroczeniu znaleźli się na wysepce, na której znajdowały się najważniejsze budynki na całych terenach Północnych Krańców. Jednym z nich była siedziba wojska i łowców. W wejściu minęli się z Olliem, Deltą, który najwyraźniej chwilę wcześniej zakończył swe czynności wśród jednej z dwóch sfer mu podlegających w ramach jego stanowiska. Nie rozmawiali zbyt długo, przywitali się jedynie, wymienili grzeczności i najświeższe informacje, by przypominający border collie pies odszedł, tłumacząc, że ma jeszcze sporo pracy.
Wtedy też wkroczyli do pomieszczenia, w którym tego dnia zgromadzili się wszyscy wojskowi na swe ćwiczenia. Gdy przechodzili obok kolejnych psów Enyalios nie mógł się powstrzymać od podania swej partnerce imienia, funkcji i dotychczasowych osiągnięć każdego z nich. Wiedział, że ich sfora była na tyle mała, że suczka najprawdopodobniej znała przynajmniej miano każdego z nich, lecz uważał tę wiedzę za prawie że świętą, pozwalającą mu choć częściowo być dla tych osobników bardziej przyjacielem niż zwierzchnikiem.
Ostatnią osobistością, jaką dane im było ujrzeć w tej sali, była Eryda, generał, która z dogodnej lokalizacji przyglądała się wszystkiemu, co działo się obecnie w koszarach. Gdy dostrzegła ona kroczącą w jej stronę parę Bet uśmiechnęła się, początkowo jedynie uprzejmie, lecz w momencie, gdy jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem jej przyjaciela, nieco szerzej i bardziej szczerze.
- Witaj, Erydo. - Powitał się z dość szerokim uśmiechem, gdy i tę suczkę opisał swej partnerce tak jak wszystkie inne psy. - Jak idą ćwiczenia?
Nawet nie zauważył, gdy pogrążyli się w dyskusji, z której Laverne zaczęła się powoli, stopniowo wyślizgiwać.
- Chodź, damy im chwilę przerwy, by mogli cię poznać jako nową Betę. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, lecz jednocześnie nieco przepraszająco, gdy w końcu zrozumiał swój błąd i postanowił go jakkolwiek zrekompensować.
Zaraz po tym Eryda wydała rozkaz, by wszyscy zebrali się przed nimi, stojącymi na niewielkim podwyższeniu, a on, po wypowiedzeniu kilku słów powitania i pochwały dla swych podwładnych, skinął łbem na Laverne, zachęcając ją, by pozwoliła sobie teraz na swoje własne pięć minut.
Lav?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz