Od Enyaliosa CD. Laverne

   Nie lubił, jak ktokolwiek przeszkadzał mu, gdy musiał lub próbował się skupić, skoncentrować na czymś. Teraz oczywiście chciałby móc poświęcić całą swą uwagę na cieszących się porannymi promieniami światła zającach, z których część miała za chwilę stracić życie, by on i jego partnerka mogli się pożywić, lecz nie mógł zignorować pytania Laverne.
   - Hmm? - Mruknął, napinając swoje mięśnie jeszcze bardziej i szykując się tym samym do ataku, do którego idealna chwila była coraz bliżej. - Poczekaj. - Dodał w końcu, nieco ostrzej niż planował, po czym dał jej znak skinieniem pyska i oboje w wyćwiczony już sposób zaatakowali grupkę roślinożerców.
   Już po chwili kroczyli ciało przy ciele w kierunku swojego domostwa. Droga mijała im w milczeniu, choć to spowodowane było najprawdopodobniej zwisającym im obu z pysków ciał upolowanych zwierząt. A przynajmniej tak uważał Enyalios, dopóki nie dotarli na miejsce, a jego ukochana wciąż nie odezwała się do niego ani słowem.
   - Przepraszam. - Westchnął, podszedłszy do niej i skierowawszy jej pysk tak, by mógł spojrzeć jej prosto w oczy. - Nie chciałem na ciebie warknąć, Słońce. Po prostu skupiłem się wtedy na tych zającach, a jak się na czymś skupię, to mogę być nieco nieprzyjemny w obyciu, gdy ktokolwiek lub cokolwiek próbuje mnie od tego oderwać. Tu nie chodziło o ciebie, a o mnie. Postaram się nad tym popracować, obiecuję. - Spojrzał na nią błagalnie i, choć, jak mu się zdawało, mógł to być zły moment na coś takiego, ożywił się nagle. - Och, zapomniałbym, mam coś dla ciebie!
   Powiedziawszy to, oddalił się od niej na chwilę, by powrócić z, jak mu się zdawało, piękną apaszką w kolorowe wzory.
   - Znalazłem ją, sam już nie pamiętam dokładnie gdzie, i od razu uznałem, że będzie do ciebie pasować. - Uśmiechnął się.
   Suczka na początku nieufnie przyglądała się gładkiemu w dotyku, lecz niezwykle kolorowemu w wyglądzie materiałowi, lecz po chwili uśmiechnęła się, polizała go po pysku i zarządziła, że pora zjeść ich zdobycz sprzed kilku chwil.
   - Co ty na to, żeby do wojska udać się od razu po tym, jak zjemy? - Spytał gdzieś pomiędzy kolejnymi kęsami surowego, lecz, według jego niezbyt wymagających kubków smakowych, wybornego mięsa. - Wtedy powinny się odbywać ćwiczenia, od razu zobaczysz, jak to wygląda. - Uśmiechnął się.
   Prawdą było, że zanim objął swoje obecne stanowisko pracował w szpitalu jako chirurg, lecz w ciągu tego dość krótkiego, lecz intensywnego okresu zdążył się nie tylko przyzwyczaić do pracy z wojskowymi, ale i to szczerze pokochać. Dlatego też cieszył się jak szczenię, to szczenię którym był i które ćwiczyło swe zdolności potrzebne do obrania jakiegoś stanowiska w wojsku, gdy jeszcze nie było pewne, jaką drogą życiową chce podążyć, gdy wiedział, że teraz tę miłość połączyć może skutecznie z największą miłością jego życia - miłością do Laverne.
   Suczka ochoczo przystała na jego propozycję, więc dość pospiesznie dokończyli swój posiłek i wyruszyli w stronę stalowego mostu, po którego przekroczeniu znaleźli się na wysepce, na której znajdowały się najważniejsze budynki na całych terenach Północnych Krańców. Jednym z nich była siedziba wojska i łowców. W wejściu minęli się z Olliem, Deltą, który najwyraźniej chwilę wcześniej zakończył swe czynności wśród jednej z dwóch sfer mu podlegających w ramach jego stanowiska. Nie rozmawiali zbyt długo, przywitali się jedynie, wymienili grzeczności i najświeższe informacje, by przypominający border collie pies odszedł, tłumacząc, że ma jeszcze sporo pracy.
   Wtedy też wkroczyli do pomieszczenia, w którym tego dnia zgromadzili się wszyscy wojskowi na swe ćwiczenia. Gdy przechodzili obok kolejnych psów Enyalios nie mógł się powstrzymać od podania swej partnerce imienia, funkcji i dotychczasowych osiągnięć każdego z nich. Wiedział, że ich sfora była na tyle mała, że suczka najprawdopodobniej znała przynajmniej miano każdego z nich, lecz uważał tę wiedzę za prawie że świętą, pozwalającą mu choć częściowo być dla tych osobników bardziej przyjacielem niż zwierzchnikiem.
   Ostatnią osobistością, jaką dane im było ujrzeć w tej sali, była Eryda, generał, która z dogodnej lokalizacji przyglądała się wszystkiemu, co działo się obecnie w koszarach. Gdy dostrzegła ona kroczącą w jej stronę parę Bet uśmiechnęła się, początkowo jedynie uprzejmie, lecz w momencie, gdy jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem jej przyjaciela, nieco szerzej i bardziej szczerze.
   - Witaj, Erydo. - Powitał się z dość szerokim uśmiechem, gdy i tę suczkę opisał swej partnerce tak jak wszystkie inne psy. - Jak idą ćwiczenia?
   Nawet nie zauważył, gdy pogrążyli się w dyskusji, z której Laverne zaczęła się powoli, stopniowo wyślizgiwać.
   - Chodź, damy im chwilę przerwy, by mogli cię poznać jako nową Betę. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, lecz jednocześnie nieco przepraszająco, gdy w końcu zrozumiał swój błąd i postanowił go jakkolwiek zrekompensować.
   Zaraz po tym Eryda wydała rozkaz, by wszyscy zebrali się przed nimi, stojącymi na niewielkim podwyższeniu, a on, po wypowiedzeniu kilku słów powitania i pochwały dla swych podwładnych, skinął łbem na Laverne, zachęcając ją, by pozwoliła sobie teraz na swoje własne pięć minut.

Lav?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette