Od Laverne CD. Enyaliosa

Po wyjściu swojego partnera z domu, patrzyła jeszcze chwilę na swoje córki. Żałowała, że nie miały szczęścia poznać swoich dziadków ani nawet wujostwa, jak to w niektórych rodzinach bywało. Gdyby tylko Hans mógł je zobaczyć... Ale nie mógł. I tego Laverne żałowała najbardziej.
Westchnęła cicho, trąciła czule szczenięta, po czym ze znużeniem ułożyła pysk na łapach i odpłynęła, aby wpaść w objęcia Morfeusza.

Wszędzie wokół rozciągała się woda. Chlupotała pod jej łapami, wpadała do pyszczka, zdawała się chcieć ją pochłonąć, pogrążyć w swej otchłani. I nigdy nie wypuścić. 
- Mamo, boję się - zaskomlała Laverne i zaczęła cofać się w kierunku brzegu, stopniowo wyłaniając się z wody.
Przysiadła na płyciźnie i przyglądała się, zresztą ze wzajemnością, smukłej suce o beżowym, nakrapianym umaszczeniu. W jej błękitnych ślepiach zdawała się kłębić cała miłość tego świata.
- W porządku, Lav - mruknęła i podeszła do córki. - Jeśli nie chcesz, nie musisz tego robić. Ale jeśli się na to zdecydujesz, pamiętaj, że będę obok i nie pozwolę, aby stała ci się jakakolwiek krzywda - trąciła ją nosem i uśmiechnęła się ciepło.
Kolorowa, niewielka samiczka popatrzyła na czarnego dorosłego samca, który stał w wodzie obok jej brata, Hansa. Pływał już samodzielnie, ale pies o ciemnym umaszczeniu będący ich ojcem czuwał obok.
Uniosła wzrok, aby spojrzeć ponownie na swoją matkę i milcząc, zastanawiała się co chciałaby zrobić. Wypuściła gwałtownie powietrze, podniosła zad z piaszczystego dna jeziora i pokiwała energicznie głową.
- Chcę spróbować ponownie, mamo - oznajmiła i otarła się o przednią łapę Mori.
Nie było na świecie osoby, której ufałaby bardziej niż swojej matce. No, nie licząc Charliego. Wiedziała, że żadne z nich nie pozwoliłoby, aby któremuś z ich szczeniąt stała się krzywda. Byli najlepszymi rodzicami na świecie!
- W porządku - zaśmiała się dorosła samica, ale po chwili spoważniała. Nie odebrało jej to jednak uroku. Laverne zawsze uważała swoją matkę za jedną z najpiękniejszych suczek na świecie. - Gdy będziemy zbliżać się do miejsca, w którym stracisz grunt pod łapkami, chwycę cię za kark, Skarbie, w porządku? 


I obraz w jej śnie się rozpłynął, ustępując miejsca kolejnemu.

Rozejrzała się wokół. Stała na okwieconej leśnej polanie, której granicą były gęsto rosnące drzewa. Niebo pokryte było ciężkimi szarymi obłokami, powietrze wszakże było ciepłe. Analizowała miejsce rozciągające się zewsząd, nie bardzo wiedząc, gdzie się znajdowała. Kojarzyła tę łąkę. Czy to nie tu poznała Enyaliosa...?
Nie zdążyła jednak znaleźć w swych wspomnieniach ów wydarzenia, bowiem jej uwaga została odwrócona.
Ze zmrużonymi oczami przyglądała się otoczonej białą łuną postaci, która wyłoniła się z iglastego lasu, zmierzając tym samym w kierunku spłoszonej Laverne. Suka przez chwilę chciała rzucić się do ucieczki, nie mogąc zidentyfikować nieznajomego obiektu, lecz coś nie pozwalało jej się ruszyć, nakazywało stać w miejscu.
I wkrótce rozpoznała nieznajomą dotąd sylwetkę. Jej serce zabiło mocniej, mięśnie spięły się, aby zaraz porwać samicę do biegu. Do biegu, podczas którego z każdą chwilą zbliżała się do niej.
- Mamo! - krzyknęła z niedowierzaniem, zanim na nią naskoczyła, zapomniawszy o tym, iż nie była już szczenięciem. I tym samym spowodowała upadek ich obu.
Upadły obok siebie, jak się jednak okazało, żadna z nich nie poczuła bólu.
- Mamo... - wyszeptała drżącym od emocji głosem, i uniosła głowę z ziemi, pozostając jednak w pozycji leżącej.
- Laverne... moja córeczko - Mori zmarszczyła nos, a w jej oczach zabłysnęły łzy.
Przyglądała się z czułością swojemu już dorosłemu dziecku. Jej serce wypełniał ból. Była już dorosła, a ona to wszystko pominęła. Nie mogła dać błogosławieństwa jej związkowi, otrzeć jej łez, doradzić, czy wesprzeć w najtrudniejszych sytuacjach.
Przysunęła się do córki i zaczęła wyjmować z jej różnobarwnej sierści źdźbła trawy oraz fragmenty kwiatów.
- Mamo, zostałaś babcią, wiesz? - Laverne uśmiechnęła się ciepło. - Ale boję się, że nie dam sobie rady... - dodała smętnie po chwili i spuściła głowę.
Mori łapą uniosła podbródek swojej córki, aby ta na nią spojrzała.
- Też się bałam, wiesz? Tak bardzo żałuję, że z tego strachu zostawiłam was zaraz po porodzie, a wróciłam dopiero po kilku tygodniach... Gdybym tylko wiedziała, że czas nam dany będzie taki krótki... - westchnęła głośno. - Przepraszam.
Lav pokręciła gwałtownie głową. 

- Byłaś najlepszą mamą na świecie! Zawsze będziesz, mamo - wtuliła się gwałtownie w starszą sukę.
- Na pewno dasz sobie radę, mój Promyczku... 

I pozwoliły, aby cisza wypełniła powietrze. Leżały na pustej łące, ukryte wśród wysokich źdźbeł trawy, wtulone w siebie nawzajem, jakby mogły nadrobić stracony czas. A potem Mori zdawała się pozwoli rozpływać, sprawiając, iż jej córka zaczęła krzyczeć "Nie, mamo, nie zostawiaj mnie!"


Podniosła gwałtownie głowę i wzięła głęboki wdech, czując wilgoć na policzkach. Pobłądziła wzrokiem po pomieszczeniu, jakim była sypialnia, aż w końcu utkwiła spojrzenie w swoich małych córeczkach, leżących u jej boku, orientując się, że to wszystko było tylko snem.
Westchnęła z ulgą, a następnie rzuciła okiem na puste miejsce obok siebie, nie licząc szczeniąt.
- Enyalios? - rzuciła głośno, a gdy nie otrzymała odpowiedzi, odezwała się ponownie.
Wkrótce w progu sypialni stanął uśmiechnięty samiec Beta.
- Zostań z nimi, muszę iść się obmyć, najlepiej do pobliskiego strumienia - oznajmiła bez namysłu, zaspanym jeszcze głosem.
- Co? - odmruknął zdezorientowany. Mina mu zrzedła, przestąpił nerwowo z łapy na łapę.
- Dasz sobie radę - stwierdziła cicho i ostrożnie odsunęła się od swojego potomstwa, aby zeskoczyć z łóżka. - Tylko śpią. Zaraz wrócę, obiecuję.
Nie odpowiedział, co uznała za znak zgody, minęła go więc, po drodze trącając go łbem, i wyszła z domu. Zaciągnęła się łapczywie rześkim powietrzem, ruszając w kierunku pobliskiego źródła wody, do którego trafiła już kilka minut później.
Kiedy weszła do chłodnej cieczy, zorientowała się, że tego potrzebowała. Wiedziała wszakże, iż nie mogła pozostać tu dłużej niż kilka chwil, potrzebna była w domu, jako matka.
Położyła się w strumieniu i wbiła tępe spojrzenie w przestrzeń przed sobą, nie mogąc wyrzucić z głowy snu, myśli o swojej rodzicielce.


Eny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette