Droga, którą pokonali, nie należała do najdłuższych, choć ich cel znajdował się dokładnie po drugiej stronie całego skupiska domostw, z których część zamieszkiwana była przez członków sfory. Gdy znaleźli się wystarczająco blisko niewielkiego wzniesienia, do którego prowadziła ich Nala, ich oczom zjawiło się skupisko psów, stosunkowo niewielkie, lecz na jego oko i tak liczące większość członków sfory. Flaga państwa, na którego terenach się znajdowali tańczyła na wietrze, jej łopot wypełniał uszy Makbetha. Po chwili dołączył do niego jeszcze inny łopot, łopot ptasich skrzydeł.
- Nalo, Makbecie. - Ukłonił się ponownie kruk, który spoczął na ziemi przed nimi, ku zdziwieniu samca w końcu używając i jego imienia. - Pozwoliłem sobie już zorganizować ogłoszenie waszego związku, by nie dokładać wam pracy. - Czy ptaki potrafiły się uśmiechać? Bo jeśli tak, to ten zdecydowanie w tym momencie się do nich uśmiechał.
- Dziękujemy, Aego. - Jego uśmiech, bądź nie do końca uśmiech, odwzajemniła samica, która, jak mogło się zdawać, jeszcze tak niedawno temu chowała się przed nim w jakichś zaroślach.
Potem nie wiadomo skąd pojawiło się wojsko, na którego przedzie kroczył Beta, Enyalios, który obecnie w obowiązkach zastępował brzemienną generał, Erydę. Po kilku komendach, w których trudno mu było rozpoznać jakiekolwiek słowa, ale które wojskowi zdawali się rozumieć, odbył się uroczysty przemarsz wojsk.
- On to naprawdę musiał planować już wcześniej. - Mruknął Makbeth, nachylając się do swej partnerki, by tylko ona mogła usłyszeć jego słowa.
Po chwili wojsko zajęło swoje miejsce w tłumie, wciąż w odpowiednim szyku. Gdzieś z jego boku dostrzec można było Erydę, Enyaliosa czy jego partnerkę, Laverne. Wśród psów bardziej wyróżniali się też Estlay, Gamma, czy Ollie, Delta. Wszystkie pozostałe pyski też były oczywiście dla niego znajome, innej możliwości raczej nie było przy tak niewielkiej sforze.
Nawet nie poczuł tego, jak Nala delikatnymi szturchnięciami zmusiła go, by wraz z nią stanął dokładnie na wzniesieniu, tuż przed masztem, na którym wciąż tańczyła flaga.
- Dziękuję wam wszystkim za zebranie się w tym miejscu, a zwłaszcza tym, którzy to umożliwili. - W tym momencie swego przemówienia Nala kiwnęła głową w kierunku Aegi i Enyaliosa. - Dziękuję wam szczególnie, ponieważ jesteśmy tu z powodu niezwykle dla mnie ważnego. Dziś rano w Wielkiej Księdze zostały wypełnione kolejne karty. Makbeth, wcześniej znany jako najemnik, został moim partnerem i, tym samym, psem Alfa. - Szeroki uśmiech, który wcześniej uniemożliwiała przyjęta przez nią profesjonalna maska, pojawił się na jej pysku.
Potem była już głównie wrzawa, podchodzące po kolei psy im gratulujące, ogólna radość i zamęt.
- Pozwolicie państwo, że ukradnę teraz gdzieś swoją partnerkę. - Mógłby już zrezygnować z masek, lecz nie potrafił. Dlatego też uśmiechnął się uprzejmie, choć wcale nie miał na to ochoty, gdy odciągał Nalę od dyskutujących właśnie żarliwie Estlay i Aidana, pomiędzy którymi coś chyba zaczynało na jego oko iskrzyć.
- Co robisz? - Spytała, gdy znaleźli się wystarczająco daleko od zbiorowiska psów, Nala. W jej głosie nie było nawet odrobiny złości, głównie zdziwienie i rozbawienie.
- Na.... jak to ludzie nazywają? ...Na randkę. - Uśmiechnął się delikatnie i wyruszył w sobie tylko znanym kierunku.
- Tylko że ludzie zazwyczaj na randki udają się jeszcze przed oficjalnym zawarciem partnerstwa. - Zauważyła, drocząc się z nim.
- "Zazwyczaj", no właśnie. - Uciął szybko dyskusję.
Zatrzymali się jednak nie w jakimś niezwykłym miejscu pełnym magii, a przed jej domostwem. Suczka spojrzała na niego pytająco.
- Poczekaj tu chwilę. - Poprosił, a sam zniknął w gąszczu chatek.
Po chwili powrócił, w pysku niosąc koc, książkę i zawiniątko z jedzeniem.
- To się chyba nazywa piknik. - Mruknął, rozkładając na ziemi koc. Zachęcił ją gestem, by na nim spoczęła, a gdy to zrobiła uczynił to samo. - Pogoda dziś dopisuje, więc możemy po prostu spędzić czas na świeżym powietrzu. Możemy porozmawiać, poczytać... Mam nadzieję, że lubisz dramaty, bo nic innego, a jednocześnie sensownego u siebie nie znalazłem. - Dodał, nieco nieśmiało prezentując jej nic innego, a "Makbeta" autorstwa Williama Szekspira. - Ale oczywiście możemy przynieść coś innego z twojego domu, o ile coś w nim masz czy z miasta. Mam też jedzenie, jeśli zdążymy zgłodnieć. - Uśmiechnął się delikatnie.
Suczka przez chwilę milczała, po czym położyła się na grzbiecie.
-Bawiłeś się kiedyś tak, że wpatrywałeś się w chmury i mówiłeś, co widzisz w ich kształcie? - Odezwała się w końcu.
- Nie. - Odpowiedział, przyjmując taką pozycję, w jakiej leżała teraz ona.
Nala?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz