Nala leżała na grzbiecie wpatrując się w gwiazdy, by móc dostrzec w nich jakikolwiek kształt. Makbeth przyjął tą samą pozycję i również zaczął przypatrywać się chmurom.
— Popatrz. — zaczęła i wskazała łapą na niebo. Makbeth najpierw spojrzał na nią, a zaraz potem ponownie wpatrywał się w niebo i chmury. — To wygląda jak mały królik. — wyjaśniła mu z delikatnym uśmiechem na pysku. — Widzisz ten ogonek. — dodała po chwili, cicho się przy tym śmiejąc.
W odpowiedzi usłyszała tylko ciche mruknięcie czarnego setera. Spojrzała na niego kątem oka. Widziała, jak pies próbuje znaleźć jakikolwiek kształt wśród znajdujących się na niebie chmur. Uśmiechnęła. Wiedziała, że stara się specjalnie dla niej. Wróciła do obserwacji nieba.
— Nala! — usłyszała nagle radosny głos samca. Pierwszy raz udało jej się słyszeć coś takiego w jego głosie. Odwróciła głowę w jego stronę. Samiec wskazywał łapą na pewien punkt na niebie, na który po chwili samica przeniosła wzrok. — To wygląda jak dwa walczące ze sobą psy. — powiedział. Suka ponownie spojrzała na samca. — Nigdy nie patrzyłem w niebo. — dodał, ciągle wpatrując się we wskazany samicy punkt.
— Jak to? — spytała, ponownie szukając wśród chmur jakichś kształtów. — Mój tata i ja robiliśmy to często. Gdy nie mogłam zasnąć zabierał mnie na dach zamku, który znajdował się za moim oknem i leżeliśmy tak jak my teraz, wpatrując się w gwiazdy, a gdy ich nie było to w chmury. — wyjaśniła. — Mówił mi wtedy, że wśród nich są wszyscy nasi bliscy. — dodała, a Makbeth spojrzał na nią. Suka położyła się na boku, patrząc na niego z delikatnym uśmiechem.
Leżeli tak wpatrując się w niebo do późna, co jakiś czas podjadając coś z koszyka, który przyniósł ze sobą pies alfa. Był to jeden z piękniejszych dni, które Nala przeżyła. Obok niej leżał samiec, którego kochała całym swoim sercem.
Nala podniosła się w końcu, gdy z nieba usunęły się chmury, a na ciemnym już niebie pojawiły się migoczące gwiazdy. Makbeth położył się na boku.
— Idę do domu. — powiedziała, siadając na kocu. Czekała na reakcję samca. Jednak żadnej nie uzyskała. — Zimno mi. — dodała po chwili, wstając.
Od dnia, w którym Nala i Makbeth zostali parą minęły dwa tygodnie. Para w zasadzie spędzała ze sobą tylko wieczory, noce i ranki. W dzień mieli różne zajęcia. Nala miała wiele spotkań, a Makbeth chcąc ją trochę odciążyć zajmował się mniej ważnymi, ale mających jakąś wagę, zadaniami.
Od jakiegoś czasu suka pełniąca rolę przywódczyni stada gorzej się czuła i coraz więcej zadań spadało na głowę jej partnera. Samica jednak nie chciała by ten robił wszystko sam i przemęczał się. Pomagała mu na tyle, na ile mogła.
Pewnego dnia po prostu nie mogła wyjść z łazienki. Spędziła tam w zasadzie cały dzień, pod czujnym okiem swojego przyjaciela, majordomusa Aegi. Makbethowi przypadła na ten dzień wędrówka do miasta, w którą zdecydował się zabrać drugiego kruka, Hugo. Nala wiedziała bardzo dobrze co jej dolega i musiała to jakoś przeżyć. Makbeth jeszcze o niczym nie wiedział, ale być może się domyślał. Ona nie była tego pewna.
— Nalo. — kruk stanął na brzegu umywalki, kierując swój dziób w stronę leżącej przy toalecie, brązowej suki. Samica podniosła ociężałą głowę w jego stronę. — Gdy pan wróci powinnaś mu wyznać prawdę. — oznajmił, a suka wróciła do swojej poprzedniej pozycji, zamykając przy tym oczy. — Może przyniosę pani chociaż wodę? — spytał, a samica w odpowiedzi tylko delikatnie skinęła głową.
Kiedy udało jej się w końcu wyjść z łazienki, niemalże od razu rzuciła się na kanapę w salonie. Nawet nie wiedziała która jest akurat godzina. Jak się okazało, był już wieczór, bo Makbeth wrócił właśnie z miasta. Usłyszała tylko dźwięk otwierania i zamykania drzwi wejściowych.
— Wróciłem! — rozniosło się po budynku. Po chwili samiec był już w salonie, gdzie znajdowała się brązowa samica. Widząc ją leżącą i zmęczoną na kanapie, podszedł do niej szybko. Usiadł na podłodze tuż przy miejscu, gdzie z kanapy zwisała jej głowa. — Nalo... Wszystko w porządku? — spytał. Suka podniosła wzrok na niego.
— Jestem w ciąży. — powiedziała tylko i ponownie wpatrywała się w podłogę.
Kiedy udało jej się w końcu wyjść z łazienki, niemalże od razu rzuciła się na kanapę w salonie. Nawet nie wiedziała która jest akurat godzina. Jak się okazało, był już wieczór, bo Makbeth wrócił właśnie z miasta. Usłyszała tylko dźwięk otwierania i zamykania drzwi wejściowych.
— Wróciłem! — rozniosło się po budynku. Po chwili samiec był już w salonie, gdzie znajdowała się brązowa samica. Widząc ją leżącą i zmęczoną na kanapie, podszedł do niej szybko. Usiadł na podłodze tuż przy miejscu, gdzie z kanapy zwisała jej głowa. — Nalo... Wszystko w porządku? — spytał. Suka podniosła wzrok na niego.
— Jestem w ciąży. — powiedziała tylko i ponownie wpatrywała się w podłogę.
< Makbeth? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz