Od Laverne CD. Enyaliosa

Uniosła wzrok, aby spojrzeć ukochanemu prosto w zaspane oczy. Uśmiechnęła się lekko, a on nie pozostał jej dłużny i odwzajemnił jej grymas zadowolenia. I wtedy była już w stu procentach pewna, że właśnie tego pragnęła. Budzić się obok niego przez resztę swojego życia.
Enyalios podniósł głowę i patrzył na nią lekko z góry.
- O śniadaniu - zaśmiała się cicho, a w jej ślady poszedł równie rozbawiony samiec.
- To dobrze, ja również jestem głodny - przyznał i pokiwał twierdząco głową.
- Nie wiem czy w takim razie zadowoli cię, to co powiem. Idziemy biegać - mruknęła, a na jej pyszczku odmalowało się zadowolenie, kiedy dostrzegła zdziwienie psa.
- Jak to? - zastrzygł jednym uchem.
Polizała go czule po nosie, po czym wydostała się z plątaniny jasnej pościeli i zeskoczyła z łóżka.
- Króliki same się nie złapią, a nic nie smakuje tak dobrze jak surowe, jeszcze ciepłe mięso! - rzuciła na odchodne, po czym zniknęła za progiem sypialni.
Nie musiała jednak długo czekać na swojego partnera - już po chwili usłyszała kroki. Wyszła więc przed ich dom - gdzie fala rześkiego powietrza uderzyła w jej ciało - aby zaczekać na swego lubego.
Już po chwili pojawił się obok niej, kładąc po sobie uszy. Nie wyglądał na najszczęśliwszego.
- Ale chyba nie będziemy urządzać takich poranków przez resztę naszego wspólnego życia? Och, Lav, dlaczego dopiero teraz pokazujesz swoje prawdziwe oblicze? - udał, że się krzywi, a ona teatralnie wywróciła oczyma, jednak po chwili oboje wybuchnęli śmiechem.
Ustalili, że wybiorą się nieco za wioskę, którą zamieszkiwali, w miejsce, gdzie rozciąga się niewielki lasek. Ruszyli więc dość energicznym truchtem w wybranym kierunku.
- Dzisiaj powinienem zajrzeć do wojska, profilaktycznie, jakbym to ujął - oznajmił, wypuściwszy w powietrze obłoczek pary.
Poranek należał do tych chłodniejszych, w ciągu dnia miało się wszakże nieco ocieplić.
Laverne skinęła głową, i choć z początku wydawało się, że nie ma nic do powiedzenia, już po chwili otworzyła pyszczek.
- Pójdę z tobą - bardziej stwierdziła, niż zapytała.
Enyalios z początku zmarszczył brwi i spodziewała się słów protestu, jednak po chwili wyraz jego pyska złagodniał.
- Na pewno chcesz? Raczej nic ciekawego nie będzie się działo - oznajmił i przekrzywił lekko głowę.
- Chcę. W końcu powinnam zobaczyć, jak to wygląda - wyszczerzyła wesoło zęby. - Burczy mi w brzuchu, chodź - zaśmiała się, po czym wypruła do przodu.
Samiec z początku został z tyłu, jednak jego umięśnione łapy szybko zrównały go z partnerką.
Rzuciła mu radosne (a niektórzy mogliby rzec, że nawet nieco dzikie) spojrzenie.
Biegli przez chwilę uliczkami między czerwonymi domkami, aż w końcu zboczyli na ścieżkę rozciągającą się pośród drzew dość skromnego lasku. Poranne słońce pieściło świat swoimi niewyraźnymi jeszcze promieniami, do uszu docierał świergot ptaków, które przycupnęły na gałęziach drzew.
Laverne zwolniła, wyczuła bowiem woń zajęcy. Opuściła głowę i przez dłuższą chwilę szła z nosem przy ziemi, wciągając w nozdrza przeróżne zapachy. Uniosła łeb, zerknęła na swego towarzysza, po czym powoli, starając się iść jak najciszej, ruszyła w kierunku skąpych zarośli. Zatrzymała się jednak i pokręciła przecząco pyszczkiem.
- O co chodzi? - mruknął samiec, przystając obok niej.
Trącił ją czule głową, tym samym wywołując na jej mordce radosny uśmiech.
- Nie ma tutaj za wiele zwierzyny, drzewa nie rosną jeszcze gęsto - zauważyła. - Mają tutaj mało zapachów, a nasze na pewno są obce - rozejrzała się nagle z widoczną determinacją.
Bez słowa wyjaśnienia runęła nagle w kępkę kwiatów oraz ziół i zaczęła się w niej tarzać.
Beta Północnych Krańców patrzył na nią z góry, stojąc tuż obok, a jego jedna brew powędrowała do góry.
Złapała zębami za kępkę sierści na jego szyi, co przypominało gest zachęcenia do pójścia w jej ślady.
- No dalej - ponagliła go, chichocząc cicho. - Nabierzemy zapachu tego zielska i będziemy mniej wyczuwalni.
Patrzył na nią jeszcze chwilę, po czym położył się obok niej i wytarzał się w kępce roślin, trącając ją zaczepnie. Podnieśli się, kiedy ich brzuchy przypomniały im, że oboje nie jedli jeszcze śniadania.
Wyjrzeli za krzaki, w kierunku których jeszcze kilka minut temu zmierzała suczka. Za nimi odpoczywały niczego nieświadome  zające.
Laverne ugięła się nieco na łapach i rzuciła okiem na swojego ukochanego.
- To kiedy pójdziemy zerknąć do wojska? - szepnęła, będąc gotową do zdobycia swojego posiłku.

Eny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette