Widząc jak kąciki pyska obrońcy lekko się unoszą, poczuła jak pewien rodzaj ciężaru z jej serca po prostu spada. Nie chciała aby podpalany doberman w jakimkolwiek stopniu obwiniał się o dzisiejszą sytuację z napotkaniem rannego basiora. Mimo tego, że na samym początku oboje przewidywali najgorsze i Koemedagg nie mogła zaprzeczyć, że podskórnie najzwyczajniej w świecie była przerażona wizją walki to jednak wszystko skończyło się spokojnie i bezpiecznie. Wilk okazał się jedynie przestraszony i ranny i ani jej, ani obrońcy nic się nie stało. Ten lekki uśmiech jaki pojawił się na jego mordce po jej lekkim żarciku na rozładowanie emocji podniósł ją na duchu. Nie trwało to jednak zbyt długo, bowiem ów kąciki szybko opadły a Koemedagg wbiła swoje spojrzenie prosto w oczy Cheopsa, jakby próbując dogłębnie wybadać dlaczego tak się stało.
— Tak... może to nawet lepiej? Żadne z nas nie ucierpiało i mogliśmy mu pomóc — stwierdził, umieszczając spojrzenie tam, gdzie przebywał przyprowadzony przez nich osobnik.
— Racja — przyznała suczka.
— Kiedy stąd wyjdzie? — zainteresował się.
— Zostanie na obserwacji, a potem się zobaczy, może niedługo — mruknęła lekko i nieznacznie wzruszyła barkami. Jeżeli rana jaką opatrzyła nie będzie już dłużej sprawiała kłopotów, starszy basior opuści szpital całkiem niedługo. Wtedy też nastąpiła między nimi długa, nieco cięższa cisza, która chociaż nie była dla suni jakoś bardzo niezręczne, dojrzała, że Cheops odczuwał ją zupełnie inaczej. Samiec wbił wzrok w swoje łapy i do uszu nieco zaniepokojonej pielęgniarki doszło jego westchnienie i później wypowiedziane słowa:
— Przepraszam, że naraziłem cię na stres i strach. Powinienem przemyśleć swoją propozycję — skulił uszy, przechodząc na zupełnie inne tory ich rozmowy. Koemedagg spojrzała na niego z małym niedowierzaniem, parokrotnie mrugając dwubarwnymi ślepiami. A jednaj jej obawy okazały się prawdze i mimo chwilowego przebłysku, że mogłoby być inaczej; podpalany doberman jak najbardziej nosił w sobie szczypiące poczucie winy za to, że mógł ją na cokolwiek narazić.
— Nie musisz mnie za nic przepraszać — prędko przybyła z odpowiedzią unosząc swoje uszy: — Nie wiedziałeś, że mogło pojawić się jakieś zagrożenie, a poza tym nic się nie stało — starała się zmyć z niego poczucie winy, chociaż jak się miało okazać - dość nieskutecznie.
— Ale wiedziałem, że patrol może nieść niebezpieczeństwo. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało — rzekł dobitnie na co młoda sunia zamilkła i westchnęła jedynie bezgłośnie pod nosem. Miał racje, jednak...Ona nie była na niego zła i nie obwiniała go za to co mogło się zdarzyć a nie wydarzyło. Były to jedynie ciężkie i nieprzyjemne domysły "a co gdyby...", które nigdy nie mogły przyćmić tego co naprawdę się wydarzyło. Wiedziała coś o tym, Aż za bardzo.
Chciała znów zabrać głos aby wyjaśnić to co rzucił między nich obrońca i tym samym przerwać ciszę, jednak Cheops ją wyprzedził. Ponownie się nieco wyprostował i zerknął na nią przepraszająco posyłając łagodny uśmiech.
— Przepraszam, muszę dokończyć patrol. Do zobaczenia. — sunia odprowadziła go spojrzeniem i westchnęła oddając lekki uśmiech, a gdy już miał wychodzić rzuciła za nim jedynie:
— Do zobaczenia — i wtedy obrońca wyszedł a ona została na korytarzu sama. Długo jednak na nim nie stała gdyż po prostu wróciła do sali w której leżał starszy basior i oddała się własnym obowiązkom.
Minęło kilka dni od napotkania starszego basiora przez młodą pielęgniarkę i podpalanego dobermana. Niestety przez fakt sporego nawału roboty w szpitalu związanego z brakiem potrzebnych ziół, Koemedagg zniknęła ze sfory na równe trzy dni przez co nie bardzo mogła złapać Cheopsa i porozmawiać z nim na świeżo po ich niezbyt udanym patrolu. Gdy wróciła również nie miała na to zbytnio siły i musiała ogarnąć rzeczy, które zadziały się pod jej nieobecność jak chociażby wypis starszego basiora. Dopiero następne dwa dni po tym jak wilk opuścił szpital, beżowo-niebieska sunia miała chwilę spokoju. W szpitalu nie było już żadnego pacjenta, a dzięki temu - Koemedagg zyskała chwile dla siebie, którą zamierzała wykorzystać na rozmowę z Cheopsem. Miała nadzieje, że ten nie zadręcza się w dalszym ciągu tym co wydarzyło się na patrolu.
Opuściła szpital około południa po tym jak upewniła się, że na pewno wszystko co mogła zostało zrobione i po prostu czekała aż doberman wróci ze swojego patrolu chcąc zaproponować mu wspólne przejście się na jedną kamienistych plaż niedaleko szpitala tak...Dla prostego relaksu i wyjaśnienia spraw. Gdy go dojrzała, uśmiechnęła się i truchtem podeszła do niego aby przywitać obrońcę spokojnym, lekkim uśmiechem,
— Dzień dobry, Cheops! — odparła wesoło. — Masz chwile czasu?
[ Cheops? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz