Od Beatrice CD. Vesper

Beatrice nie śniła o niczym — spała zbyt płytko, by mieć taką możliwość. Nie narzekała, bo była prawie pewna, co mogło jej się śnić w nocy takiej, jak ta. Raz za razem musiałaby ponownie próbować zająć się obrażeniami Vesper, z coraz marniejszym skutkiem. Prawdopodobne było, że to błędne koło zakończyłoby się na śmierci jej pacjentki. Wizja mogłaby przeskoczyć do tamtej chwili na jednej z moskiewskich ulic, do huku, jaki wywołało zderzenie metalowej bestii z wątłym psim ciałem, do przeszywającego krzyku, wraz z którym życie uchodziło z Tatiany...
Coś poruszyło się u jej boku. Przez chwilę myślała, że ostatnie kilka lat było jedynie wytworem jej wyobraźni, że oto u jej boku budzi się jej kochana Tati, z którą zaraz wyruszy na polowanie na szczury. Wraz z uderzeniem promieni słonecznych wpadających do pokoju przez małe okienko w jej oczy, zrozumiała, że towarzyszka jej młodości nie żyła już od dawna, a u jej boku właśnie obudził się ktoś zupełnie inny.
Nie czuła zawodu, ani żalu. Cieszyła się po prostu, że Vesper przeżyła noc, cieszyła się może o wiele bardziej, niż cieszyłaby się w przypadku jakiegokolwiek innego pacjenta.
Nie miała czasu, by się nad tym dłużej zastanawiać, nie chciała myśleć o tym więcej, niż trzeba było.
Przez chwilę uważnie przypatrywała się rudowłosej suczce. Wyglądała jak zdjęta z krzyża, wzrok miała nieco rozbiegany, lecz z całą pewnością była żywa, a to było w tym momencie najważniejsze. Ważne, by mieć od czego zacząć drogę powrotną do pełni sprawności.
— Dzień dobry — odezwała się w końcu, uśmiechając się delikatnie. — Wyspałaś się? — dorzuciła po chwili, nie wiedząc, co tak właściwie powinna powiedzieć w takiej chwili. Zarówno "Nigdy więcej tego nie rób, myślałam, że umrzesz na środku mojego salonu!" jak i "Naprawdę cieszę się, że żyjesz..." nie wydawały się szczególnie odpowiednie.
— Tak, zdecydowanie. Czuję się znacznie lepiej — odparła Vesper, starając się brzmieć jak najbardziej beztrosko.
Ranna samica dźwignęła się do pozycji siedzącej. Mimo swego stanu nawet się nie zająknęła, a na jej pysku pojawiła się godna podziwu pokerowa twarz. Ktoś inny może i dałby się na to nabrać, ale nie Bice.
— Wolałabym, żebyś się nie przemęczała, co w tej chwili oznacza również, żebyś nawet nie siedziała. Po prostu leż, zaledwie wczoraj byłaś jeszcze na skraju śmierci — zauważyła, starając się brzmieć jednocześnie serdecznie, lecz i w pewnym stopniu surowo. — Zaczekaj tu, przyniosę ci wodę i coś do zjedzenia.
Nie czekając na odpowiedź samicy, ruszyła do swojej małej spiżarni. Gdy wróciła stamtąd, sunąc po ziemi metalowe naczynie z letnią wodą i upolowanego poprzedniego dnia zająca, z zadowoleniem zauważyć mogła, że szpieg wykonała jej polecenie i ponownie spoczywała na skórach pokrywających podłogę salonu jej chatki. 
— Czym chata bogata — mruknęła, podsuwając jej śniadanie.
Gdy jej pacjentka zabrała się do powolnego chlipania wody i ostrożnego połykania małych kęsów mięsa, ona sama usiadła kilka kroków dalej i raz na jakiś czas poświęcała chwilę, by uważnie jej się przyjrzeć.
— Planowałam już dziś zaprowadzić cię do szpitala, ale jesteś jeszcze zbyt słaba, by tam dojść — odezwała się w końcu, bardziej do siebie, niż do niej. — Nie wiem, czy lepiej byłoby zawołać tu któregoś z lekarzy, czy poczekać, aż dojdziesz do siebie i dopiero tam z tobą pójść... Nie, obrażenia chyba są zbyt poważne, żeby czekać — westchnęła. — Poradzisz sobie tu sama podczas gdy ja pójdę wezwać jakiegoś innego medyka? — zwróciła się w końcu do Vesper.
 
Vesper?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette