Od Hebe CD. Ziny

     Słysząc ciche bluźnierstwo samicy, zmrużyła oczy i miała wręcz obłędną ochotę na uśmiechnięcie się pod nosem, jednak ostatecznie wyraz jej pyska pozostał niewzruszony. Jej reakcja na wieść o trudnościach z przemierzeniem morza była identyczna, zwłaszcza że jeszcze niedawno sama starała się desperacko uciec z Norwegii. Właściwie dalej polowała na okazję.
Oparła się barkiem o drewnianą ścianę i w ciszy obserwowała pracę Ezechiela.
    – Możesz gościć w moim domu tak długo, jak zechcesz – zagaiła wkrótce i skrzyżowała spojrzenie z płową suczką. – Ewentualnie pomogę ci znaleźć tymczasową chatkę, decyzja należy do ciebie.
Nieznajoma zdawała się gotowa zareagować na słowa gospodyni, jednak przeszkodził jej w tym lekarz:
    – Gotowe – stwierdził i przyjrzał się szwom, po czym skinął z uznaniem głową, najwyraźniej zadowolony z własnej roboty. – Żebra zregenerują się same, ale przez kilka następnych tygodni powinnaś na nie uważać. Potrzebują czasu. Nie nadwyrężaj się – przeniósł swój wzrok na Hebe i tym razem zwrócił się do niej: – Możesz odwiedzić Amaris i załatwić od niej jakieś zioła przeciwbólowe.
Przytaknęła i odprowadziła samca do wyjścia, przy okazji mu dziękując i wyrażając słowa wdzięczności za udzieloną pomoc. Zamknęła za nim drewniane drzwi, po czym odwróciła się do swojego gościa. Drobna suka świdrowała ją ślepiami o barwie deszczowego nieba, zdążywszy ponownie przysiąść pośród koców.
    – Jestem Hebe – rzuciła córka Laverne i Enyaliosa. – Już się przedstawiałam, ale wydaje mi się, że byłaś zbyt wycieńczona, aby zakodować tę informację – przekrzywiła lekko głowę, a w jej złotawych oczach zatańczyły iskierki rozbawienia.
    – Och – mruknęła obca samica i zastrzygła lekko uszami. – Prawdopodobnie tak – przyznała, a jej oblicze rozświetlił przelotny uśmiech. – Mów mi Zina. Miło cię poznać.
Zina. Krótkie, o niemalże ezgotycznym brzmieniu. Hebe była gotowa sprawdzić, jak brzmiałoby w jej ustach, jednak się powstrzymała, stwierdziwszy, że nie chce wyjść na idiotkę.
Chciałam zwiedzić południowo-zachodnie wybrzeża Norwegii, ale trafiłam na silne prądy i przy okazji wplątałam się w jakiś sztorm, który zatopił mój statek. Przywołała w myślach słowa borderki, do których wcześniej nie przywiązała większej wagi. Ich znaczenie dotarło do niej dopiero teraz.
Zatopił mój statek. Czy właśnie gościła pod swoim dachem żeglarkę? Może piratkę? Nazwa tego, czym zajmowała się wcześniej Zina nie grała roli, przynajmniej dla młodej łowczyni – liczył się dla niej jedynie fakt, że spotkała kogoś, kto żył jej marzeniami. Kto igrał z morską bryzą, oddawał oceanom władzę nad swoim losem i pozwalał prowadzić się gwiazdom.
Jej ślepia rozbłysnęły zachwytem, a serce zabiło mocniej.
    – Niedługo wybiorę się do naszej zielarki i załatwię ci coś przeciwbólowego – powiedziała ze sztuczną powagą, próbując opanować rozpalający się w niej entuzjazm, ale już po chwili nie wytrzymała i wypaliła zafascynowana: – Cholera, rozwiniesz swoją myśl "mój statek"? Miałaś własny okręt, to znaczy taki niesterowany przez ludzi, i pływałaś po morzach?
    Niezrażona własną porażką utrzymania emocji na wodzy zamerdała ogonem i z zapałem oczekiwała odpowiedzi płowej towarzyszki.
    Kiedyś ta niepowściągliwa ciekawość stanie się jej drogą prowadzącą prosto w sieć problemów, nie miała jednak zamiaru tego zmieniać i tłumić w sobie zamiłowania do świata. Pragnęła brać z niego garściami i upajać się jego pięknem, nawet jeśli miała kiedyś za to słono zapłacić.

Zina?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template made by Margaryna, copying for any purpose prohibited. Contact: polskamargaryna@gmail.com. Credits: header, background, fonts, palette