Wyłapywał słowa wypowiadane przez emerytowaną Betę oraz jej córkę. Poczuł delikatne ukłucie w sercu, jak Laverne wypowiadała się o nim. Był nieokrzesany, zdawał sobie z tego sprawę, ale na pewno, pomimo porywczości, nie zrobiłby nikomu tak dotkliwej krzywdy. Miał ochotę podjeść do nich i dołączyć się do rozmowy. Chciałby wykrzyczeć prosto w jej pysk to, jak mocno się myliła i jak bardzo zależało mu na jej córce oraz to, że decyzja z kim Erato miała się spotykać należała tylko i wyłącznie do niej.
Powstrzymał się jednak przed dokonaniem tego czynu. Mógł tylko pogorszyć sytuację. Była to sprawa pomiędzy matką, a córką.
Pozostało mu tylko wysłuchiwać ich sporu. Po jakimś czasie rodzicielka samicy Beta odeszła. Concorde uznał to za odpowiedni moment, aby podejść do suki.
— Przepraszam — usłyszał jej szept, a potem poczuł jak mocno wtula się w jego sierść.
Milczał przez chwilkę, wodząc spojrzeniem w stronę, gdzie odeszła starsza suka.
— Ta... twoja mamuśka chyba mnie nie polubi — wycedził, próbując wnieść trochę luzu po tak niedawnej, ciężkiej atmosferze.
— Naprawdę cię za nią przepraszam — podniosła na niego wzrok. Concorde posłał jej nieco wymuszony uśmiech.
— Już dobrze — rzucił, tak jakby w ogóle go nie ruszyła miniona sytuacja.
— Jestem przyzwyczajony do niezbyt przychylnych opinii — po tych słowach pocałował ją krótko, w ramach pocieszenia po części jej, po części siebie. Jednak nie doczekał się odwzajemnienia tego gestu.
— Możemy wrócić? — westchnęła. — Nie mam teraz za bardzo nastroju, aby kontynuować ten spacer — wyznała.
— Jasne, moja księżniczko — puścił jej oczko. W sumie spodziewał się takiego posunięcia. Jemu zapewne też uciekłby dobry nastrój, gdyby to on przeżył kłótnie ze swoją rodzicielką.
Do koszar wracali w ciszy. Z inicjatywy Concorde'a wychodziły pomiędzy nimi jakieś krótkie przepychanki, które kończyły się tylko krótkimi chichotami, całe szczęście, że nie kłótnią. Chciał sprawić, aby Erato nie myślała o konfrontacji ze starszą suką, o ile o niej myślała.
Dotarłszy na miejsce, samica Beta do środka weszła pierwsza. Concorde został przez określony czas na zewnątrz, by nie wzbudzić, na razie, żadnych podejrzeń.
Przez resztę treningu nie potrafił do końca skupić się na wykonywanych czynnościach. W głowie wciąż miał minione wydarzenia. Wciąż powracał do tych wspomnień, jakimi były wspólne chwilę z Erato. Ciągle czuł na sobie jej dotyk, a w nosie dalej pozostawała mu woń samicy Beta. Momentami zerkał na nią ukradkiem, podobnie jak ona na niego. Tak bardzo pragnął znaleźć się tuż obok niej. Omotanie tymi emocjami sprawiły, że ćwiczenia nie poszły mu najlepiej.
O dziwo nie przejął się swoim wynikiem, chciał tylko jak najszybszego zakończenia treningu, aby móc spędzić chociaż odrobinę czasu z Erato. Pragnął obdarzyć ją zaczepnymi słówkami, podroczyć się z nią bardziej niż kiedykolwiek.
Szedł żwawym krokiem, zamierzając dogonić samicę, która to już opuszczała koszary, gdy na swym barku poczuł czyiś dotyk. Odwróciwszy łeb, spostrzegł swoją matkę.
— Dzieje się coś nie tak w twoim życiu, że dzisiejszy trening poszedł ci tragicznie? — zapytała, odrobinę wesołym tonem. — Wiem, że to nie przez śmierć emerytowanego Alfy, więc nawet nie próbuj mnie zbywać — dodała poważniej, wbijając w niego twarde spojrzenie. Concorde przekręcił oczami, wiedząc, że Eryda nie da mu spokoju. Zbyt dobrze go znała, aby mógł wymyślić wymówkę.
— Oh, mamo — przeciągnął, wyraźnie będąc zirytowanym. Prędko jednak pozbył się tej emocji. Rozglądnął się po otoczeniu, chcąc upewnić się, że nikt nie usłyszy ich rozmowy.
— Mogę liczyć na twoją dyskrecję?
— Oczywiście — suka pokiwała głową. Żołnierz wciągnął powietrze, powoli zbierając się do wyznania powodu swych dzisiejszych niepowodzeń.
— Widzisz... ja i Erato... — zaczął, kompletnie nie wiedząc, jak wydusić z siebie te słowa. — Kocham ją i nie wiem, czy można nazwać to związkiem, ale tak to wygląda — wytłumaczył najkrócej, ale zarazem najjaśniej, jak mógł. Nawet matce nie cierpiał zwierzać się ze swoich uczuć.
— Nie żartujesz, prawda? To dlatego tyle was nie było? — wymamrotała Eryda po połączeniu faktów.
Gdy jej syn twierdząco pokiwał łbem, starsza suka gwałtownie wciągnęła powietrze, a w jej ślepiach zagościł naprawdę ogromny szok.
— Jestem zaskoczona... — wypaliła. — Przecież jej nienawidziłeś, ona ciebie i co? Nagle miłość? — nic nie rozumiała.
— Cóż... tak wyszło — wzruszył ramionami.
W duchu już się szykował na podobną scenę, jak to w przypadku miała Erato z Laverne. Wątpliwości w taką możliwość budził w nim uśmiech, który zjawił się na pysku generał.
— Jeżeli ją kochasz, a ona ciebie, nie będę w to ingerować, cieszę się twoim szczęściem — te słowa pozwoliły mu odetchnąć z ulgą. — Tylko co powiedzą na to inni? — uniosła brew.
Samiec zamyślił się trochę, przypomniawszy sobie o niezbyt przyjemnym spotkaniu z matką Erato. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie każdy będzie cisnął w ich stronę oklasków, ale czy wszyscy są zadowoleni z czyjegoś związku? Otóż nie. Zawsze znajdą się osoby, które nie będą akceptować tego faktu, nawet jeśli tego nie okazują.
— Nie wiem, ale chyba to jest warte ryzyka — odparł, posyłając matce ciepły uśmiech, po czym ruszył do wyjścia.
— Hej, księżniczko! — zawołał typowym dla siebie tonem, gdy wypatrzył Erato. —Księżniczka nie raczyła poczekać na swego nieokrzesanego brutala? — zapytał z udawanym oburzeniem, kiedy zrównał się z samicą.
Erato?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz